Kandydat na prezydenta USA krytykuje gry wideo

​Kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Biden nie szczędzi gorzkich słów na temat Doliny Krzemowej nieopodal San Francisco, gdzie siedziby mają największe firmy technologiczne na świecie, jak Google i Apple. Przy okazji oberwało się także grom wideo.

W rozmowie z dziennikiem The New York Times mężczyzna określił menedżerów z Doliny Krzemowej jako "arogantów" i "dziwaków", używając w tym drugim przypadku określenia "creep", które jest nieco mocniejsze w wydźwięku od "dziwaka".

"Może pamiętacie, jaką zebrałem krytykę po spotkaniu z liderami Doliny Krzemowej, gdy starałem się wypracować porozumienie na temat ochrony własności intelektualnej Stanów Zjednoczonych" - wspominał 77-letni Biden, który za czasów rządów Baracka Obamy pełnił funkcję wiceprezydenta.

"I pewnym momencie jeden z tych małych dziwaków siedzących przy stole, pewnie niemal multimiliarder, mówi mi, że jest artystą, ponieważ potrafi tworzyć gry, które uczą zabijania, jak te..." - urwał kandydat. "Jak gry wideo" - podpowiedział prowadzący rozmowę dziennikarz. "Tak, gry wideo" - przytaknął Biden, poruszając później inne tematy. "Chodzi mi o tę arogancję, obezwładniającą arogancję, w ramach której uważają się za lepszych. Nie zgadzam się  z tym" - dodał kandydat na prezydenta USA, kontynuując swoją krytykę działalności w Dolinie Krzemowej.

Reklama

Biden ma przeszłość związaną z grami wideo. Już w 2013 roku starał się dodatkowo opodatkować brutalne produkcje. Jak zapewnił - choć nie ma "definitywnych dowodów" na to, że brutalne gry wideo i inne media mają przełożenie na prawdziwy świat, to może się to zmienić w przyszłości.

Internauci od razu wskazali kandydatowi, że powinien uważać z określeniem "creep". Mężczyzna sam zyskał sobie bowiem pseudonim "creepy uncle" (wujek-dziwak), ponieważ "słynie" z przedziwnego obściskiwania i całowania swoich oficjalnych gości, co uwieczniono na wielu zdjęciach z epoki Obamy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama