Fallout: New Vegas

Trzeba się pogodzić z tym, że dzisiejszy Fallout to już nie ten Fallout, którego znamy z końcówki ubiegłego stulecia. Ale czy to znaczy, że jest od niego gorszy? A gdzie tam!

Fallout 3 był prawdziwym szokiem dla graczy, którzy oczekiwali podobnej rozrywki, jak przed laty. Jego twórcy zaoferowali coś, co trudno już było nazwać RPG-iem. Trafniejszym określeniem byłoby: "gra akcji z elementami RPG". To zdecydowanie nie to, czego się spodziewano. Jednakże w końcu szok minął, a studio Obsidian Entertainment (Star Wars: Knights of the Old Republic, Neverwinter Nights) mogło zabrać się na spokojnie za kolejną część serii - Fallout: New Vegas.

Reklama

Nikt z zespołu nie zadziałał pochopnie i nie postanowił wracać do samych korzeni, czyli do tego, co znaliśmy z pierwszych dwóch Falloutów (no, i może trochę z Fallout: Brotherhood of Steel). Fallout: New Vegas jest na pierwszy rzut oka Falloutem 3, tylko z nową historią. Tylko że zmiany zaszły tutaj w nieco głębszych strukturach i na pierwszy rzut oka nie są widoczne. A to właśnie dzięki nim Fallout: New Vegas jest jeszcze lepszy niż Fallout 3 (nie bądźmy już tacy - może nie była to gra-marzenie, ale naprawdę dobra produkcja).

W Fallout: New Vegas wcielasz się w bohatera, który na samym początku przygody... prawie ginie. Jest kurierem, właśnie zmierza z przesyłką do kasyna w New Vegas, ale pech chce, żeby dostał kulkę. Natomiast fortuna chce, aby przyjazny robot Victor wyciągnął go z piachu i przeniósł do wioskowego lekarza, doktora Mitchella. Ten doprowadza go do jako takiego zdrowia, a ty w tym czasie wypełniasz znany z poprzednich Falloutów test Roschacha, dzięki któremu zostaje określona osobowość twojego bohatera. Wszystko przebiega szybciej niż w Fallout 3, m.in. dzięki temu, że nie ma tu rozbudowanego tutoriala (i nie jest on wcale potrzebny).

Jak widzisz, nie zaczynasz tym razem w którejś z Krypt. Od razu trafiasz na świeże (o ile można je takim w ogóle nazwać) powietrze. Może nie do tytułowego New Vegas, które odwiedzasz dopiero po kilku godzinach zabawy, jednak w grze jest wiele innych - mniejszych, ale równie ciekawych - lokacji. Podczas wyprawy zostajesz wplątany w wojnę trzech frakcji i w końcu musisz opowiedzieć się po stronie którejś z nich.

Fabuła w Fallout: New Vegas jest naprawdę dobra. Podczas swojej przygody na pustkowiach nie nudisz się praktycznie wcale. W każdej z lokacji coś się dzieje i prawie na każdym kroku spotykasz ciekawych NPC-ów, którzy są zwykle albo dziwakami, albo jeszcze większymi dziwakami. Aż w końcu trafiasz do tytułowego New Vegas - miejsca, którego w Falloucie jeszcze nie było. To chyba ostatnie miejsce w tym świecie, w którym można się naprawdę zabawić. Są tu bary, kasyna, kluby go-go... Oh yeah!

Fallout: New Vegas stał się bardziej RPG-owy od Fallouta 3, a to m.in. dzięki bardziej rozbudowanym interakcjom z NPC-ami i większą liczbą wyborów, które musisz tu podejmować. Żaden z nich nie pozostaje bez echa, a więc za każdym razem powinieneś się dobrze zastanowić, zanim coś powiesz. Powrócił także system reputacji w miastach, przez co jeśli chcesz zaprzyjaźnić się z mieszkańcami którejś lokacji, będziesz musiał najpierw udowodnić, że jesteś... hmm... dobrym człowiekiem. A jeśli im się narazisz, to nie licz na dobre przyjęcie i questy do wykonania.

Obsidian Entertainment dodało do rozgrywki także szereg pomniejszych elementów, które czynią ją bardziej "RPG" niż "ekszyn". Większość z nich pojawia się w trybie "hardcore", przeznaczonym dla prawdziwych wyjadaczy. Jak zmienia on zabawę? Przede wszystkim zmusza cię do tego, aby jeść, pić i spać. Poza tym bohater po użyciu stimpaka nie zostaje uleczony od razu, a a amunicja waży i szybko się kończy.

Podczas wędrówki po pustkowiach musisz sobie jakoś radzić. Możesz zbierać rośliny, a następnie robić z nich lekarstwa (nie licz na niekończące się stimpaki). Możesz także podpiekać skóry zwierząt i sprzedawać je za lepsze pieniądze (szanuj je, oj szanuj). Możesz modyfikować swoje uzbrojenie, np. zwiększając pojemność magazynku w pistolecie czy dodając lunetę do karabinu. Jeżeli natomiast będziesz cierpiał niedostatek amunicji, możesz przerobić zużytą na nową (nie będziesz miał jej zbyt wiele).

Nie zrażaj się jednak, jeżeli jesteś nowicjuszem i New Vegas będzie twoim pierwszym Falloutem. Tryb "hardcore" na pewno nie jest dla ciebie, ale w grze jest kilka bardziej standardowych poziomów trudności. Na najniższym z nich poradzisz sobie bez najmniejszych problemów. Jeśli go wybierzesz, zabawa może się dla ciebie okazać zbyt prosta - raczej nigdy nie zabraknie ci pieniędzy, amunicji będziesz miał zawsze pod dostatkiem, a każda walka będzie tylko formalnością.

W Fallout: New Vegas gra się świetnie, chociaż jeżeli nie jesteś uodporniony na wszelkiego rodzaju błędy i niedoróbki, możesz się wściec. Obsidian nie dopracowało programu tak jak powinno, co jest wręcz karygodne. Jak można wydać Fallouta z taką liczbą bugów?! Od samego początku jesteś przez nie wręcz atakowany (zaczyna się od kręcącej się głowy doktora Mitchella), a potem jest ich więcej i więcej. Wprawdzie już po paru dniach od premiery wydano patcha, ale nie łata on wszystkich niedopatrzeń. Trzeba więc poczekać na kolejny. Ale coś czuję, że na drugim się nie skończy...

Niemniej, bugi w końcu zostaną usunięte i pozostanie samiusieńki, soczysty Fallout: New Vegas, który zaskoczył mnie naprawdę in plus. Obsidian o wiele lepiej wyczuło uniwersum niż Bethesda, która stworzyła dobrego "ale to nie to" Fallouta 3. W New Vegas świat jest prawdziwszy i bardziej przypomina ten z pierwszych dwóch odsłon serii. Poza tym gra przedstawia ciekawszą historię i ciekawszych NPC-ów. Fajnie, że wrócił system reputacji i że pojawił się tryb "hardcore", który zmienia rozgrywkę w prawdziwe piekło (w dobrym tego słowa znaczeniu). Wszyscy Falloutowcy, polecam wam New Vegas ja, też Falloutowiec. Pustkowia dawno nie były tak pełne przygód...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Haven
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy