Ponieśli klęskę, ale i tak są z siebie dumni

Mimo ostrzeżeń fanów i ekspertów, sceptycznie podchodzących do koncepcji studia Starbreeze, Szwedzi liczyli na sukces. Efekt ich pracy okazał się klapą, a oni i tak twierdzą, że są zadowoleni.

Hardkorowi gracze przypominają nieco inżyniera Mamonia z filmu "Rejs". Uwielbiają tylko te gry, które dobrze znają i zazwyczaj pozostają wierni tytułom, które potrafiły przykuć ich na dłużej przed ekranami monitorów.

Dlatego właśnie rynek gier wysokobudżetowych, produkowanych przez studia pracujące dla największych wydawców, zdominowany jest przez sequele i wznowienia. Dzięki reaktywacji silnie umocowanej w świadomości graczy marki obniża się ryzyko ewentualnego fiaska.

Gorzej, kiedy remake słynnej gry z przeszłości realizowany jest według autorskiej koncepcji studia deweloperskiego. Tak właśnie stało się z Syndicate - legendarną taktyczną grą akcji stworzoną przez Petera Molyneux i studio Bullfrog, którą Starbreeze zmieniło w pierwszoosobowy shooter. Efekt? Totalna klapa komercyjna i ogromne straty finansowe...

Reklama

Mimo to, Mikael Nermark, szef studia, powiedział, że jest dumny ze swej ekipy. "Nadal jestem dumny z naszej pracy. Mieliśmy odwagę wskrzesić cykl. Wiedzieliśmy, że zadanie nie będzie łatwe, szczególnie, że gracze i dziennikarze znienawidzą nas, bez względu na to, co stworzymy" - powiedział Nermark w wywiadzie z EDGE.

"Gdybyśmy zrobili wierną kopię gry - znienawidziliby nas. Gdybyśmy nie zrobili dokładnej kopii, powiedzieliby, że nasze dzieło nie jest innowacyjne. Oni nigdy nie chcieli, byśmy odnieśli sukces. To była bitwa przegrana od samego początku" - dodał Nermark.

Nermark przyznał też, że budżet przeznaczony na produkcję gry był niewielki. Tymczasem Frank Gibeau, dyrektor EA Games, stwierdził, że produkcja okazała się "wielką porażką". Syndicate pojawiła się 21 lutego 2012 roku. Gra trafiła na pecety, Xboksa 360 i PlayStation 3.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama