Bombcats

Powszechnie wiadomo, że małe koty stanowią wcielenie słodkości i fakt ten nie raz próbowano już wykorzystywać. Teoretycznie więc przerabiając je na kotopetardy i łącząc z gameplayem na rodzaj Angry Birds, otrzymana mieszanka powinna emanować jeszcze większą słodkością. Ale jak Bombcats wygląda w praktyce?

Przede wszystkim: Bombcats wydano w dwóch wersjach, na iOSa i Androida. Ta pierwsza okazała się małym niewypałem, bo zarabiając na siebie poprzez model freemium zatuszowała cały drzemiący w niej potencjał. Dopiero niedawno twórcy gry poszli po rozum do głowy i - wypuszczając Bombcats na Google Play z dopiskiem "Special Edition" - uszczuplili tytuł o wszelkie mikropłatności. Za wersję tę zapłacić trzeba 10zł, ale po zakupie nikt nie zmusza gracza do wydawania kolejnych pieniędzy. Pomysł się sprawdził i recenzowaną wersją gry jest właśnie Bombcats: Special Edition.

Reklama

Wspomniane już kotopetardy, czy też kotobomby, to małe, kuliste kociaki z ogonem, który działa jak lont - pali się i po określonym czasie sprawia, że zwierzątko eksploduje. Sęk w tym, żeby podczas wybuchu kot znajdował się w pobliżu jednego z uwięzionych, mniejszych kotków, których uratowanie jest zadaniem gracza.

Podopiecznymi sterujemy  na sposób przypominający Angry Birds - "naciągając" i puszczając palec z ekranu strzelamy nimi w danym kierunku. Wystrzelonymi już kotami możemy jednak strzelać dalej - określoną ilość razy, zależną od kota i powerupów. Wykorzystując możliwości sterowanego zwierzaka i elementy otoczenia staramy się łapać w powietrzu diamenty i słoneczka, a końcowym wybuchem wyzwolić wszystkie mniejsze kociaki.

Z czasem do dyspozycji dostajemy coraz więcej kotów różnej maści, o różnych umiejętnościach: jedne przyklejać się będą do ścian, inne rozgniatać głazy, jeszcze inne podczas wybuchu stworzą czarną dziurę, która pochłonie wszystko w pobliżu. Różnorodność tak kotów, jak i zaprojektowanych pod ich umiejętności poziomów bardzo szybko staje się zabawną łamigłówką, która zmusza do wytężania szarych komórek, ale też potrafi ten wysiłek odpowiednio wynagrodzić - zbierane punkty wydajemy na zabawne kapelusze, okulary i inne elementy ubioru lub powerupy i ulepszenia ułatwiające rozgrywkę.

Nieszczęśliwie słabym punktem Bombcats - pozornie niewielką wadą, ale przy dłuższych posiedzeniach niezwykle ważną  -  okazało się to, co powinno być przecież atutem: koty. Jeżeli jesteście wyczuleni na kompletnie źle przedstawioną słodkość, lepiej nawet nie próbować. Koty narysowane są okropnie i nie mają żadnego związku z uroczym wizerunkiem tych zwierzątek. Nie wspominając o miauczeniu, które odtwarzane jest non stop i które powinno umilać rozgrywkę, a które nagrane zostało przez ludzi po prostu nienadających się do kociego voice-actingu. Szorstkie pomiaukiwania tak brzydkich kotów potrafią naprawdę szybko zrazić do Bombcats.

Poza tym: nietrudno dostrzec pozostałości po poprzedniej wersji gry i modelu freemium - obecne są hasła typu "wydaj 10 monet, by powtórzyć etap", które uprzednio wspomagały naciąganie na korzystanie z mikropłatności. Elementy te jednak nie przeszkadzają; ba, więcej sposobów zarabiania punktów i więcej sposobów ich wydawania daje po prostu więcej radochy. Tym bardziej, że gramy z pewnością, że na wszystkie bonusy możemy uczciwie zasłużyć nie wyciągając portfela.

Polecam, ale tylko w wersji na Androida i tylko pod warunkiem, że nie ruszą was te irytująco wykonane kociska. Jeżeli dacie radę zaangażować się w pokonywanie kolejnych poziomów i odkrywanie zawartości gry, Bombcats potrafi rozbawić, umilić czas i zapewnić łącznie 4-8 godzin całkiem porządnych, przyjemnych wyzwań.

[inpl:gamerank rank="4.5"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama