Battleheart

Tytuł, który zmusił mnie do uznania telefonu komórkowego za pełnoprawną, przenośną konsolę do gier. Przy żadnej z produkcji mobilnych nie bawiłem się tak długo i tak dobrze, angażując się na całego i wyłączając na wszystko poza małym, 3,5-calowym ekranikiem.

W ciągu kilku ostatnich lat gry przeznaczone na aplikacje mobilne odeszły od konwencji znanych z pozostałych platform - twórcy zrozumieli, jak "mobilny" target różni się od tego stacjonarnego. Nie mamy więc długich produkcji starczających na dziesiątki godzin w cenie 30 dolarów, nie mamy za wiele gier ani poważnych, ani szczególnie wymagających; większość stara się raczej trafić gdzieś po środku i przypodobać jak największej ilości graczy - bo tylko tego typu podejście jest w stanie wśród "mobilek" zwrócić koszty produkcji. Dlatego też ciężko jest trafić na grę przygotowaną pod określoną, wąską grupę docelową - należącą do gatunków niemobilnych, nie zaprojektowaną w celu dostania się do "top bezpłatnych" w danym sklepie i tak dalej.

Reklama

Trochę takich gier jednak istnieje i choć, niestety, nie trafiają na pierwsze miejsca rankingów pobieralności i dochodowości, mają się całkiem dobrze. Jednym z takich tytułów jest wspomniane Battleheart. Mika Mobile postanowiło połączyć elementy RPG, strategii oraz Dungeon Crawlera, po całości je "ucukierkowić" i za pomocą przemyślanego projektu stworzyć grę mobilną - to znaczy, lekką w odbiorze - która jednak jest w stanie zadowolić graczy określonych i wymagających.

Rozgrywka, czy raczej jej przebieg, nie powinna sprawić nikomu większych trudności. Na przemian stacjonujemy w mieście - rekrutując drużynę, handlując przedmiotami, wybierając umiejętności - i toczymy bitwy w kolejnych lokacjach wypełnionych potworami. Model, w który łatwo się wciągnąć i popaść w efekt "jeszcze tylko jedna lokacja", a że te trwają po 5-15 minut - model idealny na krótkie, komórkowe posiedzenia.

Nasza drużyna składa się z maksymalnie czterech postaci reprezentujących różne klasy: typowo bitewne, takie jak barbarzyńca czy rycerz, atakujące na odległość, np. czarodziej, jak i te wspomagające - leczący drużynę kapłan lub pocieszający lutnią bard. Kiedy już zdecydujemy się na grupę bohaterów, z którymi chcemy spędzić resztę gry, przyjdzie nam eksplorować trzy światy, każdy składający się z kilkunastu poziomów. Wszystkie są "statyczne", czyli ekran ani myśli się poruszać; naszym zadaniem jest po prostu odpierać kolejne grupy wrogów. Za zabijane paskudy dostajemy monety i doświadczenie, dzięki którym kupujemy nowe przedmioty i rozwijamy drzewko umiejętności postaci.

Najwięcej rozrywki płynie z opracowywania i wdrażania różnych strategii podczas walki. Gra drużyną złożoną z rycerza, czarodzieja, kapłana i złodzieja wygląda zupełnie inaczej, niż duetem paladyna i barbarzyńcy; w ten sam sposób walka z czterema goblinami wymaga całkiem innego podejście, niż walka z dwoma liczami i trzema trollami. Battleheart nie tylko zmusza do wymyślenia i dopracowania strategii, ale też do ciągłej jej zmiany, wystawiając przeciwko graczowi grupy potworów różniące się sposobem i rodzajem zadawanych ran.

Dla graczy, którzy nie mieli do tej pory dużo do czynienia z RPG-ami, system gry może się wydawać nieco skomplikowany; w gruncie rzeczy jest jednak dokładni taki, jak sama oprawa audio-wizualna - klasyczny, ale minimalistyczny i zdecydowanie uproszczony. Gry na urządzenia mobilne są tym trafniejsze, im lżejsze w odbiorze; zastąpienie pełnej gamy statystyk punktami ataku i obrony, czy też zminimalizowanie drzewka umiejętności do dwóch rozgałęzień... wychodzi tej produkcji na dobre i tylko dobre. Podobnie jak w przypadku Bastionu czy pierwszego Paper Mario, z założenia prosty system walki w niczym tytułowi nie ujmuje.

W Battleheart zacząłem grać rano i skończyłem późnym wieczorem -  zadowolony bardziej, niż po ukończeniu którejkolwiek gry mobilnej. Zapoznanie się z zasadami rozgrywki trwało kilka minut, zrozumienie sposobu prowadzenia walk kilka kolejnych, ale przemyślenie odpowiedniej strategii, rozwijanie postaci i nasycenie się na tyle, na ile potrzebowałem się grą nasycić - ponad dziesięć godzin. Polecam fanom uproszczonych RPG-ów i nie tylko, bo tytuł może się spodobać praktycznie każdemu.

[inpl:gamerank rank="6.0"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy