Loop Hero - recenzja

​Ta gra, choć wygląda wręcz odpychająco, wciągnie was na wiele godzin. To istny czasopochłaniacz!

No dobrze, może niektórzy na grafikę w stylu retro mogliby patrzeć bez końca, ale jednak wśród większości odbiorców oprawa Loop Hero wywoła raczej uśmiech politowania. Szczególnie menu główne, które składa się z... czarnego tła i szarych literek.  Ja estetykę retro lubię, ale nie w takim wydaniu.

Jednak nie pozwólcie, aby ascetyczna forma odwiodła was od zapoznania się z treścią tej gry. Jeśli pozwolicie zwyciężyć swojemu estetycznemu zmysłowi, ominiecie prawdziwą perełkę, której nikt się nie spodziewał, a która podbija obecnie Steama. Na tę chwilę na platformie Valve posiada prawie 13 tysięcy recenzji, z czego 94% pozytywnych!

Reklama

Autorzy Loop Hero - maleńkie rosyjskie studio Four Quarters - połączyli w nim kilka gatunków. To przede wszystkim roguelike, ale wzbogacony o elementy karcianki, planszówki, strategii czy erpega. Prawdziwie wybuchowa mieszanka, która bardzo szybko spycha brzydką grafikę na drugi, a nawet trzeci plan. Po kilku chwilach zaczyna się liczyć przede wszystkim rozgrywka.

W Loop Hero przenosimy się do kosmicznej nicości i staramy się przypomnieć sobie... wszystko. Główny bohater cały czas prze naprzód przez tytułowe pętle, napotykając po drodze na różnorodnych przeciwników. Ci, gdy ich pokonamy, wyrzucają z siebie kolejne wspomnienia - elementy ekwipunku oraz karty. Te pierwsze pozwalają nam ulepszyć postać (poprawić wytrzymałość czy zwiększyć zadawane obrażenia). Te drugie służą do układania dalszych części ścieżki, po której się poruszamy.

Co ważne, postać porusza się automatycznie, bez naszego udziału. W walkach także go nie kontrolujemy - możemy jedynie skorzystać z pauzy, by zaplanować kolejne ruchy. Po przejściu każdej pętli poziom trudności rośnie, a my układamy przed naszym śmiałkiem kolejne przeszkody, rozbudowujemy świat i ulepszamy wyposażenie.

A to jeszcze nie wszystko. Po drodze zbieramy także surowce, dzięki którym rozbudowujemy wioskę (choć - będąc nawiązując do fabuły gry - powinienem napisać, że ją sobie przypominamy. To miejsce, do którego trafiamy zawsze, gdy przegramy. To znaczy gdy uciekniemy lub zostaniemy pokonani w walce. W obu tych przypadkach musimy liczyć się ze stratą części zebranych surowców (tracimy ich zdecydowanie więcej, gdy zginiemy).

W wiosce z czasem pojawiają się farmy, kuźnie czy cmentarz. Każdy budynek daje nam określone premie podczas przemierzania pętli. W końcu otrzymujemy także dostęp do dodatkowych klas postaci. Poza początkowym wojem pojawiają się jeszcze dwie: łotrzyk oraz nekromanta. Nasza postać uczy się również coraz to nowych umiejętności, które - a jakże - wykorzystuje w walce.

Ciągle stajemy się coraz silniejsi i możemy poskramiać coraz trudniejszych wrogów. Opracowana przez Four Quarters formuła wciąga już od pierwszych chwil i nie pozwala się oderwać przez wiele godzin. Pojawia się syndrom "jeszcze jednej pętli". Gdy tylko ukończymy jedną, chcemy się przekonać, co nas spotka na kolejnej. A gdy przegramy, ambicja nie pozwala nam odpuścić.

Świetne w Loot Hero jest także to, że każda rozgrywka wygląda inaczej. Autorzy przygotowali tyle elementów losowych, że nigdy nie wiadomo, co nas spotka "za rogiem". Ba, nawet po podniesieniu karty nie wiemy, co ona dokładnie oznacza. Żeby się przekonać, musimy jej użyć. Podobnie jest z budynkami. Dopóki ich nie postawimy, nie wiemy, jakie nam to korzyści przyniesie.

Tak więc przejście Loot Hero (gra składa się w sumie z czterech rozdziałów) może wam wprawdzie zająć kilkanaście do ponad dwudziestu godzin, ale na tym nie musicie wcale kończyć przygody. Możecie zacząć po raz drugi i stworzyć zupełnie nową historię. Już dawno tak niedroga, niewielka i nieatrakcyjna wizualnie gra nie porwała mnie z taką siłą.

Przekaż 1% na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama