Gra po raz pierwszy zyskała rozgłos jeszcze w 2023 roku, kiedy to po raz pierwszy ujawniono plany o jej tworzeniu. W środę 21 maja miała ona swoją oficjalną premierę. Czy jest to dobra produkcja na miarę hitów gatunku, jak Need for Speed? O tym dowiecie się państwo z naszej recenzji.
Optymalizacja gry może rozczarowywać
Warszawskie studio Gaming Factory bardzo chciałoby żeby ich najnowsza produkcja zyskała jak największą popularność jeszcze przed debiutem. Polacy pokazywali JDM m.in. w Brazylii, Stanach Zjednoczonych czy w Niemczech, czym gra zyskiwała sobie rozpoznawalność poza granicami naszego kraju. Przedstawiciele studia Gaming Factory w licznych wypowiedziach nie ukrywali tego, że ich priorytetem jest zbudowanie globalnej produkcji i widać było, że inwestują w to dużo środków. Przejdźmy jednak do tego, co oferuje nam Japanese Drift Master.
Uruchamiając grę widzimy kafelkowe menu z wieloma różnymi opcjami do wyboru. Jednak możliwości trybów jest niewiele. Rozgrywka ogranicza się poruszania po do średniej wielkości otwartego świata, w którym osadzono misje wchodzące w ramach kampanii fabularnej. Twórców należy pochwalić za pozostawienie wyboru graczom czy chcą tryb jazdy zręcznościowy, czy bardziej wymagający, czyli symulacyjny. W pierwszych fragmentach zaprezentowany jest ciekawy samouczek, który pozwala nam nauczenie się dobrego driftowania czy używania nitro.

Niestety też w tym momencie przekonujemy się o największej moim zdaniem bolączce gry, czyli słabej optymalizacji Japanese Drift Master. Już po samych zalecanych wymaganiach sprzętowych widzimy, że jest to wymagająca produkcja. Twórcy oczekują posiadania 32 GB pamięci RAM czy karty graficznej na poziomie GeForce RTX3060Ti czy AMD Radeon RX6700. Produkcja wymaga obniżenia ustawień graficznych do wysokich, by działała w komfortowy dla gracza sposób. To jest coś, nad czym Gaming Factory musi bardzo szybko popracować, gdyż tak słaba optymalizacja gry na silniku Unreal Engine 5 może odstraszyć wielu potencjalnych nabywców. Jednak Japanese Drift Master ma również pozytywne momenty. Należy do nich m.in. fizyka prowadzenia aut.
W Japanese Drift Master steruje się naprawdę przyjemnie, problem jest z SI
Jednak, gdy ustawimy komfortowe dla działania gry opcje, widzimy, że polskie studio przyłożyło się bardzo dobrze do modelu jazdy. Sterowanie autami jest bardzo przyjemne i czuć, że włożono wiele godzin pracy w to, by było to słabym elementem produkcji. Detale aut również zostały dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, więc puryści pod względem szczegółów motoryzacyjnych mogą w tym elemencie poczuć spełnienie. Środowisko i otwarty świat również mogą imponować ludziom, którzy są dużymi fanami Japonii.
Oddanie klimatu tego kraju jest widoczne w poszczególnych lokacjach. Nie brakuje nawiązań do rzeczywistych miejsc czy easter eggów nawiązujących do kultury Japonii, których jednak nie będziemy nie będziemy zdradzać, by nie psuć zabawy w ich odkrywaniu. Mapa jest również bardzo różnorodna pod względem terenu.

Możemy pojechać do centrum miasta, które jest oświetlone neonami z wielkich budynków, ale także znajdziemy tereny podmiejskie z charakterystycznymi, krętymi i wąskimi dróżkami. Kamyczkiem do ogródka jest jakość grafiki, która fragmentami bywa nierówna i przypomina w niektórych miejscach poprzednią generację gier. Niestety problemem jest "życie" na mapie. Otóż nawet w centrum naszego miasta nie widać wielu samochodów, a sama struktura pozostałych, "cywilnych" aut jest bardzo specyficzna. Uderzenie w nich daje poczucie, jakbyśmy uderzali w kartonową atrapę samochodu, a nie blaszany pojazd. Tutaj również widzę pole do poprawy dla deweloperów, by mocniej zagęścili lokacje, choć to musiałoby iść w parze z jeszcze lepszym poziomem optymalizacji. Jednak koronnym i kluczowym elementem Japanese Drift Master jest kampania fabularna.
Niestety również do poziomu sztucznej inteligencji muszę się przyczepić. Jest ona bardzo nierówna. Momentami rywale jeżdżą bardzo słabo, by w mgnieniu oka znacznie, nienaturalnie zmniejszać do nas dystans. Takie ściganie może bardzo szybko zniechęcić gracza i sprawić, że ten porzuci produkcję do czasu, aż poziom jazdy SI zostanie lepiej dostosowany. Japanese Drift Master jest pozbawiony trybu sieciowego, a to w dużym stopniu ogranicza pole do wyboru rozgrywki dla gracza.
Kampania lepsza niż można było się spodziewać
Relacje między bohaterami są przedstawione w postaci mangi. Tu warto zaznaczyć, że dla osób, które nie są zaznajomione ze specyficzną kolejnością czytania mang, przygotowano asystenta czytania, dzięki któremu poszczególne dialogi są ponumerowane. Głównym bohaterem opowieści jest nieco niespodziewanie Polak - Tomasz Stanowski, znany w grze jako "Touma". Młody mężczyzna wyjeżdża z naszego kraju do "Kraju Kwitnącej Wiśni" w pogoni za marzeniami. Ma tam znajomego, który jest mechanikiem i ekspertem od motoryzacji.

Jest to tło i punkt wyjściowy opowieści, którą zaserwowało nam Gaming Factory. Trzeba przyznać, że udało się napisać bohaterów w taki sposób, że budzą oni emocje. Można ich polubić bądź nie, ale nie są na pewno przeźroczyści. Historia przedstawia różne momenty, bardziej lub mniej zaskakujące, lecz biorąc pod uwagę to, że gry wyścigowe nigdy nie słynęły ze spektakularnych trybów fabularnych, to ten jest naprawdę bardzo solidny. Pomimo tego, że jest to znana z wielu dzieł historia od zera do bohatera, różne fabularne rozwiązania mogą przypaść do gustu.
W trakcie trwania historii możemy oczywiście ulepszać swoje auto i to kolejna zaleta Japanese Drift Master. Tuning jest szczegółowy i zadowoli fanów mechaniki samochodowej. W tym elemencie możemy poczuć się jak za czasów świetności serii Need for Speed. Oprawa dźwiękowa również zalicza się do pozytywów. Zarówno, jeśli mówimy o odgłosach silnika, jak i japońskiej muzyce, która towarzyszy nam w radiu, to jest to zaleta Japanese Drift Master i dobrze wpasowuje się w klimat gry.
Nie jest źle, ale mogłoby być znacznie lepiej
Podsumowując, Japanese Drift Master ma niewątpliwie dobre podstawy, kilka mocnych elementów, o których wspomniałem, lecz dużym cieniem kładzie się kiepska optymalizacja. Silnik Unreal Engine 5 wymaga zdecydowanie więcej pracy ze strony pracowników warszawskiego studia Gaming Factory. Przedstawiona roadmapa i plany na przyszłość mogą sprawić, że newralgiczne problemy zostaną rozwiązane, lecz na razie trudno cokolwiek przewidzieć.
Na uwagę na pewno zasługuje cena - 119 złotych dla polskich klientów to moim zdaniem słuszna i trafna wycena produkcji. Japanese Drift Master to solidna propozycja dla fanów wyścigów, ale żeby było naprawdę dobrze, twórcy muszą jeszcze włożyć trochę wysiłku.
- Cena
- Fizyka jazdy
- Klimat Japonii
- Tuning
- Kampania
- Optymalizacja
- Brak trybu multiplayer
- Nieco opustoszałe miasta, nawet w centrum
- Nierówny poziom AI