Blackhole - recenzja

​Blackhole rozpoczyna się niezwykle sympatycznie. Nic nie zwiastuje nadchodzącej katastrofy...

Na szczęście nie mamy na myśli gry, tylko jej głównych bohaterów. To kosmonauci z przyszłości, specjalizujący się w zamykaniu czarnych dziur zagrażających Ziemi. Właśnie znajdują się w samym środku kolejnej misji, jednak tym razem wszystko idzie nie tak, jak powinno. Okręt rozbija się o wielką czarną dziurę i spada na tajemniczą planetę o nazwie Twór. Cała załoga rozbiega się we wszystkie strony, a my wygrzebujemy się spod sterty elementów rozbitego statku dopiero po czasie. I przed nami misja polegająca na eksploracji nieznanego i znalezienia naszych kompanów. Na szczęście nie zostajemy sami. Jest z nami sztuczna inteligencja okrętu - niejaka Auriel. Niezbyt wobec nas uprzejma, ale za to bardzo zabawna.

Reklama

W ogóle Blackhole to całkiem pocieszna platformówka, która prezentowanym humorem przypominała nam kultowe przygodówki z lat dziewięćdziesiątych. I oprawą zresztą też. Gra została przedstawiona w dwóch wymiarach i jest bardzo kolorowa, jakby specjalnie stylizowana na produkcje sprzed trochę ponad dwóch dekad.

Jeśli idzie o rozgrywkę, to tutaj Czesi ze studia FiolaSoft też specjalnie nie kombinowali. Blackhole to klasyczna platformówka, taka jak za dawnych, dobrych lat. Wciągająca, a jednocześnie wymagająca. Jej początek jest bardzo łatwy, ale później poziom trudności drastycznie rośnie. Gra przestaje wybaczać pomyłki i zmusza nas do wielokrotnego powtarzania poszczególnych fragmentów.

Choć z grubsza możemy mówić o bardzo klasycznym podejściu do tematu, to jednak FiolaSoft dodało też w Blackhole coś od siebie. Chodzi nam przede wszystkim o możliwość manipulacji grawitacją. Gra pozwala nam na przestawianie planszy poprzez obracanie jej w czterech kierunkach. W efekcie jesteśmy zmuszeni do uruchomienia dodatkowych procesów myślowych, związanych z odpowiednim ustawianiem perspektywy. W połączeniu z bardzo dobrze zaprojektowanymi planszami powyższe rozwiązanie daje naprawdę dobry efekt.

Nietypowe jest też to, że główny bohater potrafi łapać się krawędzi. Platformówki przyzwyczaiły nas do tego, że wykonując skok, musimy wylądować już na określonej półce. Tutaj, jeśli wskoczymy na jej krawędź, bohater chwyci się jej i wespnie. Ciekawe rozwiązanie.

Jedyne, czego nam szkoda, to to, że fabuła Blackhole - początkowo tak dynamicznie rozwijana za pomocą zabawnych dialogów - z czasem schodzi na drugi plan. Wiemy, że to platformówka, a nie przygodówka, aby jej autorzy skupiali się na scenariuszu, ale byłoby miło, gdyby poświęcili mu jednak trochę więcej czasu. A jeśli w ogóle was on nie interesuje i chcecie skupić się na eksploracji oraz skakaniu, możecie na samym początku wybrać opcję zabawy z praktycznie wyłączonym wątkiem fabularnym.

Blackhole to naprawdę solidna, zabawna, atrakcyjnie wyglądająca i - o czym jeszcze nie wspomnieliśmy - ślicznie brzmiąca (ścieżka dźwiękowa jest tutaj naprawdę świetna) platformówka. Jednak zarazem bardzo wymagająca, co czyni z nią propozycję przede wszystkim dla zagorzałych miłośników tego gatunku, według których jego najlepszy okres przypada na lata dziewięćdziesiąte. Blackhole bez wątpienia do niego nawiązuje.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy