PlayStation 4

Knack - recenzja

Pierwsze wrażenia z rozgrywki w Knack dają nadzieję na wielką, wciągającą przygodę w bajkowej stylistyce. Szkoda, że z czasem stają się tylko gorsze...

Knack wygląda i brzmi jak wysokobudżetowy film animowany. Może nie jeden z tych najładniejszych, ale na pewno któryś z czołówki. To wszystko dzięki ogromnym możliwościom nowej konsoli, które pozwoliły na stworzenie oprawy wizualnej o niespotykanej dotąd jakości, a także utrzymanie płynności na poziomie 60 klatek na sekundę.

Największe wrażenie robi sam Knack, złożony nawet z setek mniejszych i większych elementów (ich liczba się zmienia), przyciągających się wzajemnie, ale nie stykających się ze sobą, co pozwala patrzeć przez wnętrze bohatera na to, co znajduje się za nim. Efekt - piorunujący.

Reklama

Pozostałe postacie są już bardziej typowe. Otoczenie wygląda raz lepiej, raz gorzej. Czasem drażni sterylnością i pustką, ale lokacje osadzone na łonie natury cieszą oko. Ogólne wrażenia są bardzo dobre i momentami trudno uwierzyć, że to

wszystko jest liczone w czasie rzeczywistym. Ponarzekać można tylko na dość częste spadki płynności. Autorzy z Japan Studio nie najlepiej poradzili sobie z optymalizacją.

Filmowy charakter Knacka to także zasługa polskiego, bardzo dobrego dubbingu, o który pokusił się rodzimy oddział Sony. Co prawda w gronie aktorów brakuje znanych szerzej nazwisk, ale wszystkie głosy brzmią bardzo profesjonalnie i przywodzą na myśl animowane produkcje Pixara czy Disneya. To czyni z Knacka świetną propozycję dla młodszych odbiorców, którzy będą mogli pobawić się przy niej wspólnie z rodzicami (umożliwia to dwuosobowa kooperacja).

W ogóle Knack nie pozostawia wątpliwości, że został stworzony przede wszystkim z myślą o młodszych graczach. Fabuła opowiada o ataku goblinów na ludzi, po którym homo sapiens wysyłają do boju swoje najnowsze odkrycie - tytułowego Knacka, będącego ożywionym połączeniem różnego rodzaju reliktów o magicznych właściwościach. Nasz bohater udaje się w świat wraz z doktorem, który go stworzył, oraz kilkoma innymi postaciami, aby odkryć sekrety goblinów i powstrzymać je przed dalszymi atakami. To wszystko, co musicie wiedzieć o fabule, która dalej, w ciągu kilkunastogodzinnej przygody, niczym nie powinna was zaskoczyć. Czas przejść do rozgrywki...

Knack to gra platformowa, w której biegamy po ściśle wytyczonych ścieżkach, walczymy z najróżniejszymi przeciwnikami (nie tylko goblinami, ale i robotami, ptakami czy robalami), skaczemy, a także zbieramy pozostałości poprawiające naszą wytrzymałość oraz kryształy dające magiczne możliwości.

Bohater potrafi wywołać tornado czy wystrzelić energetyczne kule na odległość, ale zdolności te są mocno ograniczone i korzysta się z nich tylko wtedy, gdy naprawdę nie ma innego wyjścia. Knack jest elastyczny i może zmniejszać oraz zwiększać liczbę klocków w swojej konstrukcji. W jednej chwili może być silnym gigantem, a w kolejnej krasnalem, który zmieści się w najmniejszej norze.

To wszystko brzmi nieźle, ale tylko tak brzmi. W praktyce Knack jest kompletnie liniową i do bólu powtarzalną grą, która po pół godzinie (czyli chwilę po samouczku i pierwszym etapie) zaczyna wprawiać nas w stan senności. Spać chce się coraz bardziej i bardziej... i nic tego nie zmienia. Cały czas chodzimy z jednej zamkniętej areny do drugiej i tłuczemy kolejnych przeciwników. Na tym opiera się cała rozgrywka, której - poza bardzo ładnymi cutscenkami - w żaden sposób nie urozmaicono.

Na dodatek walka nie jest łatwa, co akurat w tym przypadku nie jest zaletą. Co prawda Knack jest siłaczem i potrafi pokonać przeciwnika jednym czy dwoma ciosami, ale zanim do niego dojdzie, ten (czy inny) może go wykończyć. Jego wytrzymałość pozostawia wiele do życzenia. Wystarczy, że dwa-trzy razy omsknie nam się palec, a już po nas i musimy powtarzać ostatni fragment.

Jakież potrafi to być irytujące, gdy pokonujesz całą sekwencję wrogów, a później jakiś jeden śmieszny goblin trafia cię końcem łapy, wykańczając pasek wytrzymałości Knacka. Raz, drugi, trzeci, czwarty, piąty... Aż w końcu się odechciewa. Na dodatek okazji do uzupełnienia stanu "zdrowia" jest niewiele i czasem już przed walką wiesz, że nie podołasz, ale nie możesz nic na to poradzić - po prostu musisz oberwać i cofnąć się.

Na pewno rozgrywka byłaby ciekawsza, gdyby Knack z czasem mógł zdobywać doświadczenie czy punkty, rozwijać się, pozyskiwać nowe zdolności. Ale nic z tego. Z dodatkowych gadżetów możemy skorzystać dopiero pod sam koniec, jednak zanim do niego dotrzemy, prawdopodobnie zdążymy już usnąć z padem w dłoni. Chyba, że zagramy z naszą pociechą, która w razie czego nas obudzi. Bo niewykluczone, że akurat dzieciom Knack przypadnie do gustu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Knack
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy