Drugie życie serialu "Halo" tak naprawdę zaczęło się nieco wcześniej, bo już w marcu 2025 roku, gdy pierwsze odcinki trafiły na Netfliksa w Wielkiej Brytanii, Ameryce Południowej, Australii i Nowej Zelandii. Dzięki temu zabiegowi filmowe przygody Master Chiefa zaczęły przyciągać nową publiczność, która wcześniej nie miała dostępu do platformy Paramount Plus.
Trudne początki
Historia serialowego "Halo" jest dosyć burzliwa. Minęło wiele lat (pierwsze pomysły pojawiły się w 2013 roku) zanim produkcja trafiła na ekrany z Pablem Schreiberem w roli Master Chiefa i Jen Taylor wcielającej się w postać Cortany (wcześniej użyczała jej głosu w grach). Twórcy wprowadzili nową, odrębną od growej serii, linię fabularną, którą nie wszyscy fani zdołali zaakceptować. Pomimo tego serial zyskał spore grono zwolenników, w tym także spoza społeczności graczy.
Druga szansa od Netflixa
Po tym jak w 2024 roku Paramount zrezygnowało z projektu producenci próbowali znaleźć dla "Halo" nowe miejsce w sieci. Udało się! Okazało się, że udostępnienie serialu na Netflixie było strzałem w dziesiątkę. "Halo" natychmiast trafiło do zestawienia Top 10, całkiem nieźle sobie radząc (udało mu się dojść do 4. pozycji). Popularna platforma VOD to nieporównywalnie większy zasięg, umożliwiający odkrycie tytułu przez kolejne miliony widzów na całym świecie. To dobry przykład na to, jak duże znaczenie dla sukcesu ma odpowiednia dostępność i moment premiery.
W końcu Netflix może pochwalić się potężną bazą ponad 300 milionów użytkowników, podczas gdy z subskrypcji Paramount Plus korzysta globalnie "zaledwie" niecałe 80 milionów osób. Możliwe, że gdyby "Halo" od razu wystartowało na "czerwonej platformie", kiedy gracze wciąż zachwycali się ostatnią odsłoną gry Halo Infinite, to po serial sięgnęłoby znacznie więcej widzów. Jednak to tylko gdybanie. Biorąc pod uwagę obiecujące wyniki w USA i pozostałych regionach, w których udostępniono "Halo", możliwe, że teraz serialowi uda się, chociaż z pewnym opóźnieniem, nadrobić zaległości.
Niedokończona saga, która wciąga
"Halo" składa się łącznie z 17 odcinków - dziewięciu epizodów w pierwszym sezonie i ośmiu w drugim. Wśród producentów znalazł się sam Steven Spielberg, który realizował projekt przez swoją firmę Amblin. Wiele osób uważa, że dopiero w drugiej części "Halo" zaczyna w pełni wykorzystywać swój potencjał - akcja wydaje się bardziej dynamiczna, pojawia się więcej wątków z gier. Problem w tym, że finalnie całość kończy się potężnym cliffhangerem, zapowiadającym kontynuację, której nigdy nie nakręcono.
Jednak pomimo tego, że serial formalnie pozostaje niedokończony, to daje przedsmak tego, czym mogła być pełnoprawna saga "Halo". Fani spekulują zresztą, że sukces na Netfliksie może otworzyć drzwi do kontynuacji, a może nawet do filmu. Swego czasu było kilka pomysłów na kinową adaptację, tematem interesował się nawet Peter Jackson, który ostatecznie stworzył "Dystrykt 9".
(Nie)wykorzystany potencjał
Chociaż Paramount ogłosiło koniec serialu, studio wcale nie zamierza zaprzestać produkcji adaptacji gier. We wrześniu wytwórnia poinformowała o współpracy z Activision przy produkcji filmu "Call of Duty".
Tymczasem Netflix przywrócił "Halo" do żywych. Serial, który jeszcze niedawno uznawano za zamknięty rozdział, zyskuje nowe zainteresowanie widzów. Jego obecność w czołówce najchętniej oglądanych tytułów pokazuje, że historia Master Chiefa wciąż potrafi przyciągać. A jeśli popularność utrzyma się dłużej, może się okazać, że losy serii wcale nie zostały ostatecznie przesądzone.











