Już pierwszy kontakt z Eriksholm: The Stolen Dream sprawia, że można złapać się za głowę z wrażenia. Gdybym nie wiedział, że to gra, a ktoś włączył mi ją na dużym ekranie w salonie, mógłbym pomyśleć, że to fragment wysokobudżetowego serialu. Animacje postaci, ich modele, szczegółowość otoczenia… Po tym wszystkim od razu widać, że studio River End Games postanowiło porwać graczy nie tylko gameplayem, ale i całą jego otoczką.
Nie tylko grafika
Na szczęście Eriksholm: The Stolen Dream to nie tylko gra dla entuzjastów ładnych widoków. Szybko okazuje się, że mamy do czynienia z czymś więcej niż pokazem możliwości silnika graficznego. Główna bohaterka, Hanna, to nie żadna przerysowana heroska, tylko zwyczajna dziewczyna, która po zaginięciu brata staje w centrum wydarzeń, o których wolałaby pewnie nigdy się nie dowiedzieć. W mieszkaniu pojawia się policja, a Hanna musi podjąć decyzję w mgnieniu oka: uciekać czy nie? Wybiera tę pierwszą opcję, a scenariusz od razu sugeruje, że w tej historii nie wszystko będzie czarno-białe.

Historia Hanny i jej brata zapowiada się naprawdę dobrze. Już od pierwszych scen czuć, że ten świat żyje, a postaci nie są tylko pionkami. Napięcie rośnie z każdą minutą. Trudno powiedzieć po kilku godzinach, jak to wszystko się rozwinie, ale jestem niemal pewien, że fabuła będzie jednym z tych elementów Eriksholm: The Stolen Dream, które nie pozwolą mi odejść od ekranu aż do napisów końcowych.
Stara szkoła skradania
Eriksholm: The Stolen Dream stawia na rozwiązania, które dzisiaj spotyka się coraz rzadziej. Widok izometryczny, klasyczna mechanika skradania i nieubłagane zasady: jeśli dasz się złapać, czeka cię powtórka (i jeszcze jedna, i jeszcze jedna). Tutaj nie ma miejsca na fantazjowanie o spektakularnych nokautach czy efektownych unikach. Hanna nie jest wojowniczką. Nie ma nawet opcji, by zneutralizować strażnika z zaskoczenia. Walka nie wchodzi w grę. Trzeba być sprytnym, wyczulonym na każdy dźwięk i każdy ruch strażników.

Wystarczy jeden błąd, abyśmy zostali błyskawicznie ukarani. Gra nie wybacza zbytniego pośpiechu, ale nie jest też bezlitosna: checkpointy rozstawiono na tyle sensownie, że kolejne podejścia nie frustrują. To nie Hotline Miami, ale i nie przygodówka dla niedzielnych graczy. Trzeba się skoncentrować.
Co można, a czego nie
Twórcy dobrze rozumieją, że rozgrywka oparta wyłącznie na cichym przemykaniu mogłaby się znudzić, dlatego wrzucili do gry kilka świeżych rozwiązań. Czasem trzeba wykorzystać otoczenie. Na przykład ruchomienie maszyny parowej generuje hałas, który pozwala zmylić czujność strażników. W innym momencie można wystraszyć ptaki, które - podrywając się do lotu - odciągają uwagę patrolujących teren wrogów. Dopiero po dłuższej chwili pojawia się szansa zdobycia broni palnej, ale wszystko wskazuje na to, że w tym świecie ołowiana argumentacja nie rozwiąże żadnego poważniejszego problemu.

Opinia po kilku godzinach
Eriksholm: The Stolen Dream już na starcie pokazuje klasę. Świetna grafika, autentyczny klimat i rozgrywka dla ludzi, którzy pamiętają, jak wyglądało prawdziwe skradanie, zanim świat oszalał na punkcie otwartych światów i automatycznych zapisów co pięć sekund. Czy gra czymś jeszcze mnie zaskoczy? Mam nadzieję. Na razie jestem zaintrygowany i zamierzam kontynuować przygodę z Hanną, gdy tylko dostanę taką możliwość.