Za co świat chce pogrzebać twórców GTA żywcem?

Walka z kontrowersyjnymi grami brytyjskiej firmy Take 2 trwa w najlepsze. Tygodniowa cisza w doniesieniach z pola boju została przerwana przez kilka różnych wiadomości. Jack Thompson zdaje się tracić na sile w Stanach Zjednoczonych, podczas gdy w Wielkiej Brytanii ujawnia się jego naśladowca.

Amerykański prawnik i polityk, zaciekle walczący z tym, co uznaje za chorobę gier komputerowych, całkiem niedawno wystosował list do policji z Seattle, aby ta wsparła go w walce rzekomo atakującymi go ludźmi, którzy prowadzą popularny komiks internetowy "Penny-Arcade" oraz firmą Take 2, która wydaje w jego przekonaniu najbrutalniejsze gry wideo.

Thompson wystosował niedawno też podobny list z prośbą o wsparcie do Johna McKay'a, pełnomocnika władz federalnych w Waszyngtonie. Skrytykował w nim agencję detektywistyczną Florida Bar, która została wynajęta, aby go śledzić i ocenić jego działania pod kątem zgodności z prawem. Biuro McKay'a nie skomentowało otrzymania listu, którego treść polityk przesłał także prasie.

W międzyczasie przeciwnik gier otrzymał odmowę współpracy ze strony policji z Seattle. Pani Deborah Brown, rzecznik wydziału, ujawniła, że w opinii władz sprawa ma charakter cywilny i nie wymaga dochodzenia o popełnienie kryminalnego czynu przez "Penny-Arcade". Dodatkowo stacja telewizyjna CBS przedstawiła list skierowany do amerykańskich polityków walczących z grami od Stevena Burkelanda, który od urodzenia jest kaleką i jak twierdzi - gry są jego jedynym sposobem na lepsze spojrzenie na rzeczywistość. W opinii Burkelanda ludzie zwalczający tę branżę rozrywki nie wiedzą nawet, jak wyglądają opakowania gier, na których znajdują się stosowne opisy ocen kategorii wiekowych.

Dziennik Utah Daily Herald natomiast uznał, że najlepiej będzie, jak ludzie, którzy mają dość brutalnych gier, przestaną liczyć na Thompsona i wezmą sprawy w swoje ręce. Serwis LawyersandSettlements.com już zaczął zapraszać do zgłaszania się chętnych do wytoczenie kolejnych procesów przeciwko Take 2 - wydawcom m.in. "Grand Theft Auto".

Tymczasem jak donosi serwis BBC News, w Wielkiej Brytanii członek parlamentu - Keith Vaz z Partii Pracy - postanowił podjąć walkę z nadchodzącą w przyszłym roku premierą gry "Bully", o której zawartości nie wiadomo nic poza faktem, że wcielimy się w niej w rolę młodocianego zbira - chłopca sprawiającego kłopoty wychowawcze. Pośród ujawnionych zajęć, jakimi będziemy się zajmowali podczas zabawy, znajdują się m.in. udział w bijatykach, przeciwstawianie się nauczycielom, robienie psikusów młodszym kolegom, walka o dziewczyny oraz próba przeprowadzenia fikcyjnych reform w szkole.

Nie wiadomo czy całość zostanie ukazana w wypełnionym przemocą czy też humorystycznym wymiarze, ale fakt, iż gra znajduje się w produkcji, skłonił Vaza do stwierdzenia, że tytuł ten powinien znaleźć się pod ścisłą obserwacją władz. Zapytany o opinię przedstawiciel Rockstar odparł, że "podobnie jak książki nie są oceniane po okładkach, tak i gry nie powinny być sądzone po tytułach i pojedynczych scenach". Premiera kontrowersyjnego tytułu odbędzie się w kwietniu przyszłego roku na PlayStation 2 i Microsoft Xbox.

Z kolei w najnowszym numerze amerykański magazyn Newsweek postanowił podjąć próbę odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego Rockstar jest liderem paczki?". Innymi słowy - czemu nieznane kilka lat temu studio zawdzięcza sławę. Autorzy artykułu skłaniają się ku stanowisku, że firma postawiła sobie za cel wykorzystanie z jednej strony elementów pop kultury, z drugiej zaś - nowych trendów znajdujących się w podziemiu. Jak do tej pory - według rankingu NPD - firma stworzyła trzy spośród pięciu najlepiej sprzedających się tytułów w historii branży elektronicznej rozrywki.

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: cisza | firmy | świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy