Warhammer 40,000: Dawn of War - Winter Assault

Producent: Relic Entertainment
Wydawca: THQ
Dystrybutor PL: CD Projekt
Rodzaj gry: RTS
Data wydania: 27 października 2005
Wymagania sprzętowe: Procesor Pentium III / Athlon XP 1.4GHz (zalecane Pentium 4 / Athlon XP 2.2GHz), 256 MB RAM (zalecane 512 MB RAM), karta graficzna z 32 MB RAM (zalecane karta graficzna klasy GeForce 3 / Radeon 8500 z 64 MB RAM), Windows 98/2000/XP/ME, DirectX 9.0b
Cena detaliczna: 59,90 PLN (sam dodatek), 99,90 PLN (wraz z podstawową wersją "Dawn of War")
Ocena: 8/10

Ponad rok temu miałem niebywałą przyjemność zagrywać się w "Warhammer 40.000: Dawn of War". Akurat traf chciał, iż przed kilkoma tygodniami odświeżyłem sobie nieco pamięć w tym temacie przed nadejściem niniejszym opisywanego dodatku. Muszę szczerze przyznać, że po raz kolejny był to dla mnie mile spędzony czas. Fakt ten świadczy tylko i wyłącznie o wysokiej jakości produktu, który mimo upływu czasu nic nie stracił na swojej wartości. Na dodatek o podtytule "Winter Assault" czekałem od dłuższego czasu i gdy tylko ukazał się moim oczom - niezwłocznie postanowiłem go zainstalować. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że moje oczekiwania względem tej gry były bardzo duże, toteż nad wyraz skrupulatnie szukałem wszelkich niedociągnięć w tym produkcie, żywiąc nadzieję, że będzie ich jak najmniej.

Standardowo wypada zacząć od fabuły. Poprzednia wersja oferowała w kampanii możliwość pokierowania losami tylko jednej rasy. Historia tam opowiadana nie była może odkrywcza, bowiem polegała na tym, że każda z czterech ras walczyła tylko o przetrwanie dla siebie w tych ciężkich czasach. Wątki rozwijały się jednak nader dynamicznie i z każdą misją było coraz ciekawiej. Ten dodatek, istotnie, mógł być swoistą kontynuacją tamtych przygód, ale twórcy zaniechali tego pomysłu, tworząc wszystko od podstaw. Tak więc aktualnie sprawa przedstawia się mniej więcej tak, że Gwardia Imperialna wycofując się z jednej z planet odkryła tajemniczy statek, który - jak się okazało - posiada bardzo niszczycielską moc. Szkopuł w tym, że aby pozostać w jego posiadaniu, musieli stawić czoła siłom Chaosu, które na tej planecie dominowały. W końcu nad niszczycielskim tytanem zapanować chciał każdy i w tym miejscu zaczyna się rodzić konflikt, w którym przyjdzie nam wziąć udział.

Dosyć pokaźny zawód spotkał mnie tuż po pierwszym odpaleniu gry. Być może część z Was pamięta moje zachwyty nad intrem z recenzji "Warhammer 40.000: Dawn of War", które było swoistym majstersztykiem. Spodziewałem się, że w przypadku "Winter Assault" producenci także postarają się o coś równie spektakularnego. A co się okazało? Dostaliśmy identyczne intro, co w części poprzedniej. Kpiny jakieś? Na to wygląda. Nieco nad tym ubolewałem, ale ostatecznie zdołałem przełknąć tę gorzką pigułkę.

W kampanii będziemy mogli pokierować każdą z dostępnych ras, a nie - tak jak w "Dawn of War" - tylko jedną rasą. Cztery rasy podzielone zostały w tym konflikcie na dwie drużyny: Ładu i Zamętu. Do tej pierwszej zaliczają się Imperialni Gwardziści (nowa rasa) oraz Eldarowie. O sile zła stanowią Kosmiczni Marines Chaosu i Orkowie. Obiektywnie stwierdzić trzeba, że autorom po raz kolejny udało się stworzyć wciągający wątek fabularny. Akcja z każdą misją rumieni się nabierając coraz większego rozpędu. Żałuję jednak bardzo, że jej impet został zatrzymamy w tak bestialski sposób, ponieważ ogólnie rzecz biorąc - gra kończy się szybciej, niż zaczyna. Jest to jeden z największych mankamentów tego dodatku, jeżeli nie największy.

Pierwszą nowością, o której należałoby słów kilka napisać, jest wspomniana już nowa rasa. Osobiście sądziłem, że będzie ona znacząco odbiegać od tych znanych z podstawowej częsci, tym niemniej okazało się nieco odwrotnie. Imperialna Gwardia jest w pewnym sensie tożsama z Kosmicznymi Marines, a podobieństwo tkwi w tym, że IG jest jakby pomniejszeniem Kosmicznych Marines w każdym calu: wielkościowym, siłowym i moralnym. Puszczając w bój marines mogliśmy być pewni, że zasieją oni niemały popłoch w szeregu wroga, a gwardziści bez odpowiedniego wsparcia artylerii w żaden sposób nie będą skłonni zagrozić wrogu. Ich domeną jest raczej działanie skupione bardziej na partyzantce, gdyż w przypadku zajęcia przez Imperialnych Gwardzistów strategicznych miejsc - świetnie się w nich okopują, co powoduje, że ciężko ich potem stamtąd wykurzyć. Ponadto jednostki tej rasy mogą przemieszczać się korytarzami podziemnymi pomiędzy swoimi bazami, co znacząco wzmacnia ich pozycję obronną. W szeregach gwardzistów nie zabraknie też jednostek mechanicznych, chociaż ich pozyskanie nie przyjdzie nam tak łatwo. Gdy to jednak nastąpi, możemy być świadkami sporej siły uderzeniowej. Oprócz ataku szturmowego spotkamy się także z możliwością nalotów powietrznych. Oprócz jednostek bojowych na polu bitwy znajdą się też kapłani, którzy dbać będą o morale jednostek, zwłaszcza tych najsłabszych. Ogólnie pomysł z nową rasą można uznać za udany, bo wprowadza nowy styl gry, który nie polega już tylko na wyprodukowaniu kilkudziesięciu jednostek i bezustannym parciu przed siebie. Będzie trzeba zacząć myśleć bardziej taktycznie i obronnie.

Oczywiście wraz z nadejściem dodatku pojawiły się mapki w nowych sceneriach, głównie - jak nazwa tytułowa wskazuje - sceneriach zimowych. Zostały zaprojektowane na dobrze nam znany wzór, ale prezentują się ciekawie. Grafika jest niemal identyczna jak w wersji podstawowej i nie ma się co temu dziwić, ponieważ wtedy już była ona na bardzo wysokim poziomie. Muzyka i dźwięki także trzymają solidny poziom, dzięki czemu całą stronę techniczną możemy uznać za bardzo udaną.

Oczywiście najwięcej frajdy sprawia gra w trybie wieloosobowym. Można spodziewać się, że zwolennicy serii z pewnością zadbają o nowe mapy, dodatki i ulepszenia do gry. Za lokalizację odpowiada firma CD Projekt. Nasz rodzimy dystrybutor zdecydował się zafundować nam wersję kinową i wybrał opcję najlepszą z możliwych. Decydując się na spolszczenie jedynie napisów, pozostawił angielskich lektorów, którzy udanie budują mroczny klimat. Błędów w tłumaczeniu nie było mi dane wychwycić, więc CDP należą się oklaski za dobrze wykonaną pracę.

Słowem zakończenia należałoby rozstrzygnąć, czy jestem zadowolony z tego dodatku, czy nie? Odpowiedzi prostej dać nie mogę, bowiem usatysfakcjonowany oczywiście jestem, ale nie do końca. Czuję się nieco zawiedziony, gdyż spoglądając na całość z góry, dostrzegam niewiele nowości. Nowa rasa, kilka nowych mapek i jednostek dla poszczególnych ras oraz mocno okrojona kampania to zdecydowanie za mało. Najważniejsza jest jednak przyjemność, a tej w "Warhammer 40.000: Dawn of War - Winter Assault" jest pod dostatkiem. Ocena wobec tego też musi być odpowiednio wysoka i wypada nam tylko czekać na kolejne efekty prac Relic Entertainment, licząc na to, że nowe odsłony serii przyniosą więcej zabawy.

Janek

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rasa | marines | wydawca | dystrybutor | dawn
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy