Tim Burton's Nightmare Before Christmas Oogie's Revenge - PS2

Producent: Capcom Production Studio 3
Wydawca: Beuna Vista Games
Dystrybutor PL: Electronic Arts Polska
Gatunek: przygodowa
Platforma: PlayStation 2, Xbox
Data wydania PL: 30 września 2005
Wykorzystuje: kartę pamięci
Cena detaliczna: 159 PLN
Ocena: 7.5/10

W dzisiejszym przemyśle elektronicznej rozrywki trudno już o nowatorskie oraz nietuzinkowe podejście do tematu. Na szczęście są jeszcze na świecie ludzie, którzy wspomagając się ręką samego mistrza srebrnego ekranu, postanowili stworzyć coś nowego, a na pewno charakterystycznego. Powstaje tylko pytanie - czy nowatorstwo zawsze towarzyszy grywalności?

Tim Burton

Człowiek o tyle dziwny co i charyzmatyczny - swoim wyglądem przypominający tworzone przez siebie postacie. Naprawdę trudno jest przejść obojętnie obok tego twórcy. To osoba, która dość powoli, ale bardzo trafnie i systematycznie zdobywa coraz większe grono zwolenników. "Sok z żuka", "Batman", "Edward Nożycoręki", "Jeździec bez Głowy" czy ostatni "Charlie i Fabryka Czekolady" to zdecydowanie te produkcje, które określa się mianem wyjątkowe. Dlaczego zapytacie? Czym różni się ten reżyser od innych mu "podobnych"? Budżetem, efektami specjalnymi czy może niepowtarzalnymi opowieściami? Myślę, że po trosze wszystkim. To, co czyni Pana Burtona mistrzem groteski i "ukrytej prawdy", to świat i postacie, które za każdym razem buduje od nowa. Niczym z nocnych koszmarów, miasteczka skąpane we mgle i magii. Powyginane i martwe drzewa, nienaturalnie skonstruowane budowle - i te postacie tak niezwykłe, jak niepowtarzalne. Dziwaczne fryzury, rewelacyjne stroje i realia, w których toczy się akcja filmu. Wielu określa wizje Burtona chorymi lub po prostu głupimi, są na szczęście również tacy, którzy pod tą całą fasadą bujdy i zabobonów widzą "najprawdziwszą prawdę".

Kiedy usłyszałem, iż pewna grupa ludzi - Capcom - ma zamiar przenieść wizję Tima Burtona na czytniki naszych konsoli, automatycznie zwróciłem na nich uwagę. Pełen nadziei i oczekiwań jeszcze przed samą premierą stworzyłem sobie obraz gry ambitnej, niezwykłej, ale przede wszystkim pełnej niezwykłych patentów - idei wielkiego reżysera. Jaka jest rzeczywistość? Czy wreszcie mamy do czynienia z grą przełomową i niepowtarzalną? Zapewne widziałeś już ocenę, w takim razie przeczytaj też recenzję...

Historia

Fabuła to zawsze była najsilniejsza, ale nie jedyna mocna strona uwielbianego przeze mnie reżysera. Jak to tutaj wypadło? Przykro mi to mówić, ale blado. Niby mamy postać głównego bohatera - Jacka, który jest chudy jak szpilka, chodzi w odpicowanym garniturze i nosi błyszczącą czaszką na szyi. Nie wydaje Wam się, że to już było? Kto grał w świetną grę na PSOne "MediEvil" ten dobrze wie, o co mi chodzi. A nawet jeśli, to i tak nie widać tu tego czegoś, co zawsze charakteryzuje rękę mistrza. Oczywiście mamy też i postać głównego przeciwnika, tytułowego Oogiego. Jego wygląd i zachowanie to również kalka wielu mu podobnych. To może sama historia porywa? Nie za bardzo - Oogie, główny mąciciel, porywa naszemu "kościstemu" ukochaną, otwiera w rodzinnym mieście Halloween kasyno i na dodatek terroryzuje mieszkańców owego miasteczka. Dla mnie to zbyt mało... Zdecydowanie ratują grę w tym aspekcie postacie poboczne oraz przeciwnicy. Martwy, obdarzony ogromnymi uszami pies, szalony kapelusznik, tchórzliwi wisielcy, zatęchłe dzieci czy reszta plejady gwiazd - tutaj to ręka geniuszu jest wyczuwalna nawet na kilometr. Brawo!

A jaka jest sama gra? Po części platformówka, która jest wspomagana przez elementy przygodówki i zręcznościówki. Jako Jack - władając glutowatym, zielonym biczem i stosując różne kombinacje - możemy "składać" przeciwników na wiele sposobów. Wystarczy trochę fantazji i zręczności w palcach.

Jak już wspomniałem, gra posiada wiele elementów zręcznościowych i przygodówkowych. Trzeba zagadać do kogoś, rozwiązać zadanie, zdobyć jakiś przedmiot - znacie to. A co powiecie na taki patent, iż np. w czasie walki z bossem załącza się dany kawałek muzyczny, a my tańcząc i śpiewającym w odpowiednim momencie klikamy w przyciski. "Parrapa the Rapper" w wersji Tima Burtona? Czemu nie...

Idąc za dzisiejszą modą, twórcy gry obdarzyli również naszego Jacka odpowiednimi umiejętnościami. Zdobywamy doświadczenie i inwestujemy w wybrane przez nas zdolności. A jakie? Co powiecie na możliwość zmieniania się w św. Mikołaja. Grubego i czerwononosego jegomościa, który chwaląc się, iż to Królowa Śniegu robi najlepsze lody, ciska lodowymi kulami i zamraża przeciwników. Natomiast w roli Władcy Dyń, podobnie jak mityczne smoki, władamy ogniem i siarką jednocześnie.

Wizje

Jak prezentuje się "Nightmare Before Christmas" to chyba widać na załączonych obrazkach - złowieszczy, martwy i z przesadą. To właśnie cały Tim. Mimo pewnych wpadek i niedopracowań, grafika w najnowszym dziele Capcom jest przygotowana bardzo dobrze. Przede wszystkim sam design poraża swoją dbałością o szczegóły i detale. Niczym z filmu "Jeździec bez Głowy" mamy tu ponure i przerażające lokacje, fantastyczne i pełne uroku postacie, a ich animacja perfekcyjnie zdradza ich osobowości. Powyginane drzewa czy krzywe nagrobki - na pewno sama ręka Burtona kreśliła ich kształty i kolory.

Również mocną stroną gry jest przygotowana specjalne dla gry ścieżka dźwiękowa. Uwielbiany przeze mnie Danny Elfman, zresztą Tima Burtona również, nie powstydziłby się brzmiących tu nut. Symfoniczne, pełne pasji, ale i dwuznaczności. Rewelacja!

Gnijący bohater

Powiem szczerze, iż trochę zawiodłem się na najnowszym projekcie reklamowanym nazwiskiem samego mistrza. Miało być o wiele mroczniej i tajemniczo, a otrzymaliśmy dobry, ale nie pozbawiony pewnych wad produkt. Fabuła taka sobie, postacie rewelacyjne i totalnie nie trafione, dość płytka rozgrywka i bardzo mocna strona audiowizualna. Ograniczony teren, brak magicznej ręki Burtona i chyba samego pomysłu na sukces gry - bo niby gra bardzo dobra, ale dla smakoszy mi podobnych to będzie zbyt mało. Dla reszty, którzy lubią ciemne klimaty, pełne "nie śmiesznego" humoru, trupów udających rycerzy i nie dbających o to, że jakiś tam "pseudo fan" twórczości Burtona za mało widzi jego geniuszu, jest to produkt idealny. Pozostali spokojnie mogą sobie chwilowo odpuścić ten tytuł i poczekać na jego edycję platynową, kiedy cena osiągnie "rozsądny" pułap.

AFrO

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy