The Westerner

Producent: Revistronic

Wydawca: DeAgostini

Dystrybutor PL: Cenega Poland

Gatunek: przygodowa

Data wydania PL: 16 czerwca 2004

Wymagania sprzętowe: Pentium III 733 Mhz, 128 MB RAM, karta graficzna 32 MB, 1 GB HDD

Cena detaliczna: 99,90 PLN

Ocena: 6.5/10



Jako młody chłopak często lubiłem wpatrywać się na ekranie telewizora w bajkowe przygody znakomitego kowboja, Lucky Lucka. Grt teraz, kiedy jestem dużo starszy, przypadkowo przeszukując kanały coraz to nędzniejszej kablówki, natknę się na nowe historyjki najszybszego rewolwerowca w animowanym świecie, również nie mam nic przeciwko ich obejrzeniu. Dziki Zachód już od dawna był popularnym klimatem wykorzystywanym do produkcji westernów oraz ich hybryd. Branża gier oczywiście również co jakiś czas zaczepia nas swoimi kowbojskimi tytułami, jednymi lepszymi, a innymi już z początku skazanymi na porażkę. Niedługo nawet nasz rodzimy Techland wyda swoją debiutancką produkcję tego gatunku - "The Lawman". Tymczasem niedawno pojawiła się w Polsce mająca już rok przygodówka, kontynuacja potyczek Fenimore'a Fillmore'a z "Trzech Czaszek Tolteków" (1996 r.) - "The Westerner"..

Reklama



Hiszpańska firma Revistronic stworzyła do tej pory tylko cztery produkcje (pozostałe: "ToonCar" i "Grouch"). Jeśli ktoś poświęcił trochę czasu na zabawę z pierwszą z nich ("Trzy Czaszki Tolteków"), zapewne w przypadku "Westernera" od razu zwróci uwagę, iż producent zapragnął wprowadzić swojego bohatera do świata 3D i obdarować go nowymi technologiami. Podobnie rzecz się imała w przypadku gier "Prince of Persia 3D", "Broken Sword" itd.



W tym wypadku na ekrany naszych monitorów powraca ten sam Fenimore sprzed lat - totalnie chudy brunet z młodo wyglądającą, lalusiowatą twarzą, niebieskim kaftaniku i czerwonej apaszce na szyi. Ponownie cała historia rozpoczyna się w małym miasteczku na Dzikim Zachodzie, choć fabuła jest już znacznie mniej ciekawa. Mamy tutaj po prostu znane z tamtych stron spory o ziemie, farmy etc. Zaletą produktu jest natomiast fakt, że nikt tutaj nie pozostaje anonimowy - każda osoba w grze jest inna, ma swoje nazwisko i zajęcie. Główny czarny charakter to 50-letni William Starek, wielki władca włości, bardzo zły i bogaty wujek pięknej Rhiannon, sympatii naszego Fenimore'a.



Otóż Will zdobył niemal wszystkie farmy w okolicy, zostały właściwie tylko dwie, z których jedna jest już i tak nieźle poturbowana. Pewnej nocy wysłannicy Williama przybyli pod domostwo Bannisterów, chcąc je kupić od gospodarza, Joe'a, oferując dość wysokie sumy. Dostawszy jednak negatywną odpowiedź na propozycję, chcieli zgodę na odebranie farmy wymusić siłą. Całemu zdarzeniu przypatrywał się Fillmore, który po długiej przejażdżce na koniu zapragnął potajemnie przenocować pod dachem domu Bannisterów. Fenimore, widząc, co się dzieje przed jego oczyma, nie mógł znieść napięcia sytuacji i wpadł na pomysł, aby... uciekać. Niestety, wycofując się z miejsca zdarzenia, nasz odważny rewolwerowiec wpadł na felerny kaktus, który wyrzucił kowboja przed siebie, tuż przed twarze gangsterów. Zakłopotany Fillmore wyciągnął swoje gnaty i niczym Lucky Luck spłoszył ludzi Stareka. Od tego momentu rozpoczyna się nasza przygoda z Fenimorem w roli głównej. Kowboj przywitany przez rodzinę Bannisterów, nakarmiony gorącymi karczochami (których nota bene nienawidzi) i zapoznany z sytuacją w mieście deklaruje pomoc biednym farmerom. A jak się wywiąże z obietnicy, to już zależy od graczy.



"Westerner" jest typową grą przygodową, bez jakichś większych innowacji. Zabawa sprowadza się do odwiedzania różnych scenerii, rozmawiania z ludźmi i klikania, klikania, klikania... W dodatku ogólny system rozgrywki jest bardzo konwencjonalny - "aby zyskać to, musisz mi przynieść tamto, ale aby to zrobić..." itd. Szkoda - tego rodzaju zabawa przejadła mi się już stosunkowo dawno. Myślałem, że rok z rokiem możemy oczekiwać trochę więcej inwencji twórczej ze strony programistów. Myliłem się...



Grając w "Westerner" początkowo całość gry wydawała mi się bardzo przyzwoita. Szczególnie polubiłem bohaterów gry - każdy miał inny charakter, zabawny wygląd i w niektórych przypadkach niezłe poczucie humoru. To właściwie powodowało, że nie chciałem szybko przerywać przygody z Fillmorem. Ale o ile pierwsze kilkadziesiąt minut zakręconych scenek mogło mnie rozbawić, o tyle później stawały się one coraz bardziej monotonne i nudne. Gdy zwiedziwszy większość lokacji w grze wracałem do jakiegoś miejsca, wszystko wyglądało tak samo, jakbym dopiero rozpoczął grę. Żona Bannistera potrafi cały czas stać przy kuchence i smażyć naleśniki, Joe siedzieć u znajomego farmera i non stop z nim dyskutować przy stole, powtarzając te same kwestie, a jakiś pijak w barze ciągle siorbać jednego drinka. Owszem, czasami akcja potrafi się nieco zmienić, urozmaicić fabułę, ale następuje to nazbyt rzadko i przez to dłuższe wysiadywanie przy tym produkcie staje się coraz bardziej nużące.



Ciekawym aspektem "Westernera" jest jego oprawa graficzna. Wydawać by się mogło, że producenci za bardzo ją pokolorowali i dołożyli zbyt dużo "plastiku", ale w sumie prezentuje się ona całkiem nieźle. Poszczególne lokacje również zostały odpowiednio wykonane, są stosunkowo różnorodne i adekwatne do pełnionych przez nie funkcji. Farmy składają się z drewnianego domku, jakiejś obory, studni, pola pszenicy itp. Miasto natomiast, chociaż małe, wygląda jakby ściągnięte z jakiegoś westernu - jest saloon, więzienie z szeryfem, sklep, bank i kolej. Wnętrza budynków nie budzą zastrzeżeń - oprócz typowych obiektów, jak scena dla tancerek w saloonie czy też ustępy obok domostw, znalazły się też dość komiczne rekwizyty - kamera w banku, telefony komórkowe w sklepie, czyli raczej niespotykane wówczas elementy w życiu kowboja.



Muszę teraz wspomnieć o najgorszej wadzie "Westernera". Niewątpliwie jest nią polonizacja gry, za którą zabrała się firma Cenega Poland. Mieliście okazję sprawdzić zlokalizowaną wersję "Far Cry'a"? Tutaj jest znacznie gorzej! Przez błędy w tłumaczeniu bardzo często nie rozumiałem logiki dialogów. Zdarzały się przypadki, w których Fenimore wymawiał całkiem inne zdania, niż powinien. Miejscami bohaterowie zamiast porozumiewać się po polsku, kontaktowali się w języku hiszpańskim (oryginalnym)! W dodatku główny bohater gry jak na swój wygląd posiadał bardzo męski głos... Wykonując w ten sposób polonizację tegoż produktu, nasz dystrybutor perfekcyjnie pozbawił mnie przyjemności z testowania "Westernera".



Cenega Poland chyba niepotrzebnie wprowadziła przygody Fenimore'a Fillmore'a do swojej oferty. Gdyby nie totalna klapa w polonizacji, może próbowałbym Was jakoś zachęcić do tego produktu. W sumie gra została wykonana ciekawie, z jajem, lecz na dłuższą metę potrafi się znudzić nawet największym fanom przygodówek. Producent nie potrafił utrzymać dobrego klimatu przez cały ciąg trwania rozgrywki, a nasz dystrybutor jeszcze całości dokopał znacznymi błędami przy lokalizacji hiszpańskiego "Westernera". Przyznam się szczerze, że z początku nosiłem się z zamiarem wystawienia stosunkowo wysokiej noty Fillmore'owi, lecz gdy mój kontakt z grą się wydłużał, z minuty na minutę zaniżałem swoje mniemanie o tejże produkcji. W konsekwencji uznałem, że za błędy się płaci, zatem Fenimore: "szóstka" z połową to maksimum, co może dla Ciebie być.



Plusy: humor, bohaterowie, ciekawa grafika, miejscami zakręcone sytuacje

Minusy: polonizacja!, ogólna dynamika wydarzeń



baseM@N

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Guardian | wydawca | dystrybutor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama