Shadow of the Colossus - PS2

Producent: Sony Computer Entertainment
Wydawca: Sony Computer Entertainment
Dystrybutor PL: Sony Poland
Rodzaj gry: przygodowa
Platforma: PlayStation 2
Wykorzystuje: kartę pamięci
Data wydania: 15 lutego 2006
Cena detaliczna: 229 PLN
Ocena: 9.5/10

To prawdziwa rzadkość, aby jeden tytuł wywoływał u gracza tak ogromną paletę wszelkich emocji i przemyśleń. Samotność, przyjaźń, lęk przed utratą najbliższej nam osoby, prawdziwej i namacalnej magii, ale przede wszystkim rozprawki na temat rzeczywistej formy odwagi. Czy decyduje o tym nasza wielkość, siła umysłu czy cel oraz miejsce, z którego pochodzimy? Chart ducha i prawdziwa miłość - "Shadow of the Colossus" w swojej genialnej, gigantycznej formie udowadnia, że tylko wierząc w te wszystkie wartości jesteśmy w stanie przeciwstawić się mistycznym i starożytnym mocom wszechświata...

W świecie geniuszu

Zapewne, podobnie jak wielu innych branżowców, przy okazji usilnej próby przekazania Wam swoich przemyśleń na temat najnowszej produkcji Sony, jestem po części "zmuszony" przypomnieć Wam poprzednie dzieło o oryginalnej nazwie "ICO". Przyczyn tego zabiegu jest naprawdę wiele, ale najważniejsze postaram się omówić i tym samym pomóc Wam w ocenie tego nietuzinkowego tytułu, jakim jest "Shadow of the Colossus".

"ICO" jest nie tylko pewnym preludium do uniwersum Sony, ale bardzo subtelnym i swoistym "rozwinięciem" wydarzeń mających swoje miejsce w "Cieniu Kolosa". "Rozwinięciem", ponieważ historia "ICO" "prawdopodobnie" ma nastąpić dopiero po wydarzeniach z "Shadow of the Colossus"...

ICO

Wszystko bowiem zaczyna się wraz z zamknięciem młodego chłopca w wielkim, tajemniczym zamczysku. Eskortowani przez dwóch mężczyzn, skrępowani, z założoną opaską na głowie zostajemy żywcem zamknięci w kamiennej trumnie. Widz spragniony odpowiedzi jedynie przygląda się całemu zajściu, coraz intensywniej zastanawiając się nad przyczynami tak okrutnego rytuału. Być może jedyną odpowiedzią na zadane pytania są rogi, które posiada mały bohater... Zamknięty chłopiec zaczyna krzyczeć, wołać o pomoc, ale nikt i nic nie odpowiada na jego wezwania. Mijają sekundy, minuty, godziny i nagle całą konstrukcję przeszywa potężny wstrząs. Nigdy nie dowiemy się, co było przyczyną tak ogromnego szczęścia, ale dzięki temu nasz "mały rogacz" osiąga upragnioną wolność. Wydostaje się z kamiennej komnaty - przy okazji dowiadujemy się, że podobnych grobowców jest tu tysiące - i po kilku minutach zwiedzania złowieszczego zamczyska natrafiamy na kolejnego więźnia. Jest nim subtelna niewiasta, która zamknięta w klatce, tworzy wokół siebie bardzo magiczną i tajemniczą aurę. Oczywiście dzięki usilnym staraniom, ratujemy piękną dziewczynę z opresji, ale zaraz potem dowiadujemy się, że w żaden sposób nie będziemy mogli się z nią porozumieć. Dlaczego? Co czeka na tę oryginalną parę bohaterów? Tego psuć już Wam nie będę. Zdradzę Wam tylko, iż jedynym sposobem na ucieczkę z tego przerażającego miejsca jest współpraca i walka o każdego z bohaterów....

Jak zatem widzicie "ICO" to gra bardzo specyficzna. Na pierwszy rzut oka nie mająca żadnego związku z kolejnym tytułem Sony "Shadow of the Colossus", ale zapewniam Was - nie opowiedziałem Wam o tej grze z samego poczucia obowiązku lub nikczemnej próby zniszczenia Wam wyśmienitej zabawy przy kontakcie z najnowszym produktem Sony. Zachęcam Was i namawiam: aby zaczerpnąć największe pozytywy z "Shadow of the Colossus", najpierw poznajcie poprzednika. Zrozumiecie ich konstrukcję, przesłanie i całość, jaką tworzą. Ich historia łączy się w wielu elementach, dając zupełnie inny obraz całego wydarzenia...

W świecie cieni...

Po tym potężnym wstępie czas w końcu przyjrzeć się bohaterowi dzisiejszej recenzji. Oczywiście, choć początek może zmylić, jest nim "Shadow of the Colossus", a odczucia związane z tą grą nadal są świeże i bardzo subiektywne...

Shadow of the Colossus

Wprowadzenie jest dość nieczytelne i typowe dla tej produkcji. Kilka kadrów ukazujących przepiękne widoki: kanion, góry, lecące ptaki - aby zaraz przedstawić nam sylwetkę młodego jeźdźca dosiadającego czarnego rumaka. Walka ze zdradliwym urwiskiem, kilka kadrów z panoramą otoczenia i w końcu docieramy do przeogromnego mostu łączącego wielką polanę z majaczącą gdzieś w oddali fortecą. Kolejne ujęcia młodego bohatera i nareszcie u celu podróży. Otwierają się kamienne wrota i następuje pierwszy szok! Okazuje się, że wcześniejsze "prowadzenie kamery" było sprytną i ciekawą manipulacją ze strony reżysera. Otóż nasz jeździec nie jest sam. Wraz z nim przybyła martwa kobieta, którą pośpiesznie położył na pobliskim ołtarzu i klęknął. Wnet odezwał się tajemniczy i niezrozumiały dla widza głos - na dole ekranu pojawiają się napisy, które tłumaczą słowa przez niego wypowiadane - witając nas i pytając co nas tu sprowadza. Młody rycerz oznajmia, iż ta oto kobieta została złożona w okrutnym rytuale, niesłusznie, choć z powodu mrocznej przeszłości. Młodzieniec oczywiście nie pozwoli na to, aby jego miłość mogła od niego odejść i kierowany starożytnymi legendami, odnalazł to zapomniane miejsce. Fortecę, w której żyje nieśmiertelne bóstwo i dzięki której istnieje szansa na wskrzeszenie ukochanej. Najpierw jednak młodziak musi pokonać szesnastu strażników nieśmiertelnego bóstwa, aby osiągnąć upragniony cel i tym samym ożywić zmarłą niewiastę...

Tak oto rozpoczyna się kolejna, przełomowa i mocno wyczekiwana przeze mnie produkcja. Tajemniczo, mrocznie, bardzo nietuzinkowo, ale przede wszystkim pięknie i wzruszająco. Sony po raz kolejny udowadnia, iż moc wyobraźni i wrażliwości ma prawo istnieć również w świecie rządzonym przez pieniądze i wirtualną, często pozbawioną większego sensu zabawę...

Cena miłości

Życie i związane z nim elementy - te zarówno czysto fizyczne, jak i dotyczące duchowej świadomości człowieka tematy są diabelnie interesujące i złożone. Odwołuję się tu to religijnej symboliki, ponieważ wszystko co nowe, odkrywcze i nietuzinkowe często spotykało się z ludzką krytyką oraz agresją - zazdrość, zawiść, na strachu kończąc. Wtrącano do więzienia, torturowano, wieszano, ścinano głowę, a nawet palono na stosie. Dlaczego? Czy to, co jest mniej oczywiste, mało popularne i nie pochwalane przez władców kościoła nie stanowi o naszej słabości? Do czego dążę? Symbolika, ukryte treści i wniosek, jaki nasuwa się po ukończeniu "ICO" oraz "Shadow of the Colossus", czerpią z tych wszystkich dywagacji, tworząc ponadczasową i bardzo uniwersalną informację. Człowiek potrafi kochać i walczyć o życie. Często jednak za cenę, której sam nie rozumie...

Nasz główny bohater o imieniu Wanderer (Wanda) po utracie swojej ukochanej Mono postanawia za wszelką cenę przywrócić ją do życia. Odnajduje ukrytą krainę, a tam uwięzione przez szesnastu strażników bóstwo o imieniu Dormin. Cena za uratowanie wybranki jest jedna - pokonać wszystkie kolosy. Zadanie okazuje się niewykonalne dla zwykłego śmiertelnika, ale na szczęście nasz bohater posiada jeden, bardzo istotny atut. Miecz, który pozwoli odnaleźć każdego stwora, a we wprawnych rękach może nawet go uśmiercić...

W głównej sali, w której leży nasza ukochana, znajduje się szesnaście gigantycznych posągów - każdy jest symbolicznym odpowiednikiem prawdziwego strażnika. Każda śmierć kolosa równa się zatem zniszczeniu posągu i tym samym magicznej pieczęci, która więzi wszechmogącego Dormina.

Jak zatem odnaleźć kolejnego giganta? Nic prostszego. Sięgamy po miecz i zbierając na jego powierzchni promienie słońca odnajdujemy kryjówkę przeciwnika. Tam gdzie linia wiązki jest najcieńsza, tam musimy się udać. Zaznaczę, że odległości są czasami oszałamiające, ale na szczęście Wanda nie przybył do tej osamotnionej krainy sam. Argo, bo tak nazywa się jego wierny rumak, postara się zabrać naszego bohatera jak najbliżej celu. Zaznaczę od razu, choć mogło by to się wydawać mało oczywiste, oprócz tytułowych gigantów nie czeka nas żadne inne wyzwanie. Nie skierujemy miecza przeciwko żadnej innej istocie, nie uraczymy dodatkowych zadań, questów, zagadek, łamigłówek - nic! Wsiadamy na dzielnego Argo, odnajdujemy drogę do giganta, pokonujemy go i tak szesnaście razy! Brzmi nudno i mało atrakcyjnie? Zapewniam, że tak nie jest.

Co prawda "prywatna krucjata" Wandy nie obfituje w dynamiczne elementy. Dzięki niesłychanemu nastrojowi stworzonemu przez grafików oraz dźwiękowców towarzyszy nam fenomenalne i niespotykane dotąd uczucie osamotnienia oraz wyjątkowości naszej misji. Często spotykamy ten motyw w literaturze, a ostatnio w poprawnym filmie "Monachium" - kiedy główny bohater w czasie wykonywania powierzonego mu zadania zaczyna rozmyślać nad sensem i charakterem swojej osoby. Tutaj, Drogi Graczu, doświadczysz tego na własnej skórze. To nieprawdopodobne, ale podróżując po przepięknej krainie, zaczynasz podziwiać, przeżywać i w rezultacie utożsamiać się z otaczającą Cię rzeczywistością. Jesteś tam i - podobnie jak główny bohater - zaczynasz przeżywać wydarzenia dziejące się na ekranie. Przelatujący nad naszymi głowami ptak, szumiące liście drzew - nagle to wszystko nabiera dla nas surrealistycznych znaczeń i symboliki.

Sam Argo to kolejny atut i ogromny "klimatolog" - twórca klimatu w tej magicznej przygodzie. Pięknie animowany, poruszający się z niesamowitą gracją, obdarzony rewelacyjnym i bardzo intuicyjnym systemem sterowania to prawdziwy przełom i "milowy krok" w animacji komputerowej. To jak ten koń się porusza, biegnie, zatrzymuje się, ale przede wszystkim zachowuje, niejednego malkontenta może chwycić za serce. To zwierzę naprawdę żyje, myśli i przepięknie reprezentuje dumną naturę koni. Dzięki temu Argo nie jest tylko pustym kompanem, dodatkiem w walce z kolosami, ale integralnym i również mocno symbolicznym elementem tej złożonej i głębokiej układanki.

Bardzo często ostatnie metry dzielące Cię od kryjącego się kolosa będziesz musiał pokonać pieszo. Na szczęście nie jest to już typowe gnanie przed siebie, a proste, choć interesujące i dynamiczne elementy zręcznościowe i platformowe. Przeskoczyć z jednej półki na drugą, wdrapać się na szczyt skały, wspiąć się po górskiej roślinności - nie jest to tak skomplikowane i zajmujące jak w poprzednim "ICO", ale zawsze urozmaica zabawę oraz rozgrzewa przed nadchodzącą walką.

Cień kolosa

Zapewniam Was - nic co do tej pory widzieliście, czy to w filmach, czy grach komputerowych, nie może Was przygotować na pierwszy kontakt z kolosami. Przeogromne, kroczące, latające, pływające i pełzające, żywe mieszanki skał, metali i ciała szokują, wstrząsają oraz wzbudzają powszechny podziw. Często przypominające drapacze chmur, dzierżące potężne miecze, posiadające szpony lub kilkumetrowe zęby - reprezentują przeróżnej maści gatunku wielkoludów. Wielcy giganci na wzór potężnych rycerzy, przeogromne węże, dziki, konie, wieże, ptaki, byki - piękne i dumne symbolizują niezrozumiałą dla dzisiejszego śmiertelnika treść.

Jak zatem pokonać takiego przeciwnika? Tutaj twórcy gry mocno się postarali. Każdy z nich posiada na swoim cielsku od jednego do kilku słabych punktów, świecących tatuaży, które trafione, odbierają kolosowi życie. Najpierw jednak musimy się do nich dostać. Tutaj za każdym razem strategia wymaga zupełnie innych rozwiązań. Każdy poszczególny przeciwnik musi być przechytrzony w inny sposób. Trzeba go zranić w kostkę, aby się schylił, wykorzystać elementy otoczenia, aby go wywrócić, przyciągnąć uwagę za pomocą Argo lub dzięki pobliskim tunelom zajść przeciwnika od tyłu. Kiedy już odnajdziemy sposób, aby dostać się w pobliże miejsca, z którego możemy zacząć wspinaczkę - krawędzie jego zbroi lub sierść - rozpoczyna się prawdziwy obraz gry "Shadow of the Colossus". To, jak od tej pory przedstawia się walka pomiędzy wspinającym się Wandą, a szamoczącym się wściekle Kolosem, to widok poruszający i bardzo mistyczny. Wdrapując się po żywej ścianie, walcząc z utrzymaniem równowagi na poruszającym się molochu, a w końcu dotarcie do jednego z punktów witalnych stwora jest nie do opisania. Musicie tego sami doświadczyć i poczuć.

Byłem tam i pozostanę

Chwaliłem piękną, animację Argo oraz poruszające widoki podczas poszukiwania kolejnego kolosa. Na szczęście to tylko wierzchołek góry lodowej. To, jak porusza się wątła sylwetka Wandy: kiedy trzyma się kurczowo włosów kolosa, gdy nieumiejętnie sięga po miecz - to po prostu poezja. Jednak prawdziwego szoku będziecie doznawać za każdym razem w momencie, kiedy zobaczycie wszystkie kolosy w akcji. Powolne, majestatyczne, świetnie skonstruowane i przemyślane. Każdy wyjątkowy, charakterystyczny oraz inny od pozostałych. Pomysł i wykonanie "Shadow of the Colossus" to najlepiej punktowane mistrzostwo świata. Nie jest tu może rewelacyjnie pod względem animowanych obiektów, interakcji z otoczeniem, przepięknych tekstur czy powalających efektów, ale artyzm i romantyczna dusza twórców Sony przyczyniła się to stworzenia przełomowego dzieła.

Pokochałem walkę

"Shadow ot the Colossus" wstrząsnął mym życiem. Niewiarygodny klimat, poruszająca przygoda, przepiękna grafika, wzruszająca muzyka, ale przede wszystkim walki z bossami, które już teraz przeszły do historii konsolowej rozrywki. Celowo pomijam kwestię fabuły, bo choć skromna i nie posiadająca wielu linijek dialogu, jeszcze nigdy nie kryła w sobie tyle pokładów emocji i symbolicznej treści. Poznanie i zrozumienie wszelkich informacji, jakie ukryły się w "Cieniu Kolosa", będzie dla każdego z nas prawdziwym przywilejem i nagrodą. Nawet za tak przerażającą cenę...

AFrO

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Guardian | dystrybutor | Platforma Obywatelska | miecz | szczęście | wydawca | Bohater | Sony
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy