Red Orchestra Ostfront 41-45

Producent: Tripwire Interactive
Wydawca: Bold Games
Dystrybutor PL: Cenega Poland
Rodzaj gry: FPS
Data wydania: 11 sierpnia 2006
Wymagania sprzętowe: Intel Pentium IV 1.3 GHz, 256 MB RAM, karta graficzna z 64 MB RAM zgodna z DirectX 9.0, 2 GB wolnego miejsca na dysku, Windows XP
Cena detaliczna: 29,90 PLN
Ocena: 8/10

Wyobraź sobie, że masz niepowtarzalną szansę stworzenia własnej gry. Jaka by ona była? Na czym najbardziej byś się skupił, a co pominął? Czy nie uważasz, że w końcu przydałoby się wymienić starzejący się skład ekip deweloperskich i wprowadzić trochę świeżej krwi?
Gamers Team


Czy nie marzyliście, jako gracze, nigdy o tym, aby samemu stworzyć jakąś grę? Na pewno, czy to grając w ulubiony tytuł lub wręcz odwrotnie, krytykując wybrany, myśleliście, co można byłoby poprawić, dopracować itd. Ba, pewno wielu mogłoby przygotować interesujący i grywalny produkt, gdyby oczywiście starczyło samozaparcia, umiejętności oraz odrobiny szczęścia. Dlaczego o tym piszę? "Red Orchestra Ostfront 41-45" jest właśnie grą wyprodukowaną przez ludzi jak my, graczy. Może trochę przesadzam, w końcu panowie z Tripwire mają niesamowitą wiedzę i umiejętności, ale jeszcze kilka lat temu na pewno tak nie było. Wszystko za sprawą "Unreal Tournament 2003" i możliwością tworzenia własnych modów. Wtedy to przyszli pracownicy Tripwire napisali "Red Orchestra", która naprawdę zdobyła sporą popularność w świecie fanów "Turnieju". Potem wszystko nastąpiło bardzo szybko. "Red Orchestra" wygrała konkurs "1.000.000 $ Make Something Unreal", gdzie do zdobycia były m.in. prawa do wykorzystania silnika graficznego Unreal 2.5. Reszta była już sprawą oczywistą. Chłopaki, mając tak potężne pole do popisu, postanowili, że nie spoczną na laurach i muszą wydać grę. Znaleźli wydawcę, stworzyli profesjonalną ekipę i oto finał ich pracy...

Oczyma wojny

Ten tytuł to klasyczny First Person Shooter osadzony w realiach II wojny światowej, ale równocześnie pewna "świeżynka" w tym mocno oklepanym gatunku. Dlaczego? Zacznijmy od początku.

Gra przeznaczona jest tylko i wyłącznie do rozgrywki wieloosobowej. Nie ma żadnego trybu dla pojedynczego gracza, a jedynie możliwość włączenia botów. Praktycznie ten sam motyw co w "Quake III Arena".

Do wyboru mamy standardowo dwie strony konfliktu. Sowietów i Niemców. Oprócz różnicy w dostępnych pukawkach, mamy także - zależnie od strony, jaką wybierzemy - zupełnie inne pojazdy zapewniające nam skuteczną eksterminację wroga. Hitlerowcy mogą pochwalić się Mauserem 98k czy stacjonarnym, moim ulubieńcem, MG42. Ruscy za to szaleją z Tokarevem SVT-40 albo PPSh 1941g. Oczywiście to tylko przykłady, ponieważ ogólnie w "Red Orchestra" czeka na nas 28 broni i 14 pojazdów.

Samych lokacji mamy zaledwie 13, które na dodatek nie mogą pochwalić się zbyt wielkim terenem naszych działań. Z drugiej strony, są one przerażającą pieczołowicie przygotowane, serwując nam nie tylko bardzo zróżnicowane, ale piękne i bardzo atrakcyjne mapy.

Dobra, czas przejść do "mięska", czyli samej esencji gry. Otóż bardzo pozytywnie rozczarował mnie fakt, że nie otrzymaliśmy kolejnego, bezmyślnego, nastawionego na durną sieczkę produktu. Zamiast tego musimy rzeczywiście działać w grupie, starać się jak najlepiej i skuteczniej chronić swoich współziomków, w miarę możliwości omijać otwartej wymiany ognia oraz szybko i sprawnie przeprowadzać kolejne założenia misji. Wszystko to za sprawą świetnie oddanej fizyki otoczenia oraz broni. Nie możemy obładować się setką amunicji i kilkunastoma spluwami, a tylko taką ilością, jaką może unieść każdy żołnierz, trafiona ręka odmawia posłuszeństwa, a "headshot" to oczywista śmierć.

Wspomniałem wcześniej, że ta gra to nie tylko piesza wędrówka pod ostrzałem wroga. W każdej chwili możemy wpakować swoje cztery litery do T-34 czy PzKpfw IV Ausf F2 i pruć do wszystkiego, co się rusza. Niestety, mimo przyjemnej zadymy, model jazdy najzwyczajniej w świecie woła o pomstę do nieba. Niezależnie od jakości podłoża, przeszkód oraz nachylenia powierzchni, kilkunastotonowy pojazd sunie jak pod dywanie - zero oporów, problemów czy wątpliwości. Niczym na magicznym dywanie Alladyna, po prostu lecimy przez zalane lejami po bombach pole batalii. Wygląda to dramatycznie i mało zachęcająco. Szkoda, bo to znacznie osłabia wrażenia z kontaktu z "Red Orchestra Ostfront 41-45".

Kwestia dźwięku na pewno musi zostać przeze mnie pochwalona. Na pewno nie mamy takiego filmowego klimatu, jak choćby w serii "Call of Duty", co jest efektem braku jakiejkolwiek ścieżki dźwiękowej w czasie walki, ale element wszelkich wystrzałów, krzyków czy eksplozji został zrealizowany w mistrzowski sposób. Jest głośno, ciężko i przytłaczająco. Dla mnie rewelacyjnie.

Na koniec grafika, o której praktycznie już wszystko wiadomo. W końcu to engine Unreal 2.5, czyli ten, który został użyty do produkcji "Unreal Tournament 2004". Zastrzeżenia mam jedynie do animacji żołnierzy, która wygląda mało przekonująco, oraz kiepsko przygotowanej optymalizacji kodu gry. Dokładniej mówiąc, na najwyższych ustawieniach gra wygląda bardzo ładnie, natomiast na najniższych wręcz odstrasza. Takiego skoku jakości szaty graficznej nigdy nie powinniśmy doświadczyć.

Pora na decyzję: granat czy bazooka?

"Red Orchestra Ostfront 41-45" to na pewno nie tytuł wyjątkowy. Z pewnością trudno będzie również oszaleć na jego punkcie. Niemniej jednak otrzymaliśmy dopracowany, wymagający i bardzo klimatyczny produkt. A dzięki bardzo poważnemu i realistycznemu podejściu do tematu, mamy w miarę możliwości świeży pomysł. Dla fanów multiplayera oraz wojennych klimatów pozycja obowiązkowa. Reszcie sugeruję dłuższą chwilę namysłu przed zakupem, lecz mimo to nie powinniście żałować wydanych 29,90 zł.

AFrO

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dystrybutor | wydawca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy