R.Racing Evolution - PS2

Tytuł: R.Racing Evolution
Platforma: PlayStation 2, Xbox, Gamecube
Wydawca PL: Electronic Arts Polska
Deweloper: In-house
Wydawca: Namco
Gatunek: wyścigi
Ocena: 7/10

Wielkie nadzieje...
Seria "Ridge Racer" rozbudziła we wszystkich użytkownikach konsol PlayStation 2 wielkie nadzieje. Rewelacyjne przeniesienia automatowych hitów w domowe zacisza przyniosły grupie Namco sporo zaszczytów oraz - nie ma co się czarować - zysków. Po piątej odsłonie "RR" nadeszła dość długa chwila "ciszy na morzu", po której spłynęły na nas niczym grom z jasnego nieba doniesienia o "R.Racing Evolution". Serca poczęły mocniej bić. Na tę pozycję wyczekiwaliśmy z zapartym tchem. Wszystkie produkcje wyścigowe wychodzące spod skrzydeł teamu Namco powodowały (jak dotąd), że nasze życie towarzyskie zamierało na kilka ładnych tygodni (a nawet miesięcy), byśmy niczym zniewoleni koczowali przed swymi odbiornikami TV i kochanymi konsolami.

"R.Racing Evolution" w dziesiątkach zapowiedzi wyrastał na herosa i prekursora mającego zapoczątkować nowy rozdział w "ścigankach" Namco. Czym jednak jest ostatecznie tak bardzo wyczekiwany produkt branży elektronicznej rozrywki? Czy sprostał naszym wymaganiom i zaspokoił nie tylko podstawowe potrzeby? Odpowiedź na to pytanie wbrew pozorom nie jest tak trudna.

Gra pozorów?
Spece od marketingu w Namco wiedzą jak rozdawać karty. Już od najwcześniejszych sekund kreują właściwy wizerunek swojej produkcji. Czy to jednak wystarczy, by przekonać miliony odbiorców? Pierwsze, co nam podpadło, to fakt, że intro "R.Racing Evolution" stara się za wszelką cenę ukazać niezwykle zaawansowany algorytm fizyczny. Skomplikowane wyliczenia, pomiary sił odśrodkowych, tunele aerodynamiczne, kosmiczne wykresy, fantazyjne strzałki zarysowujące enigmatyczne prawa fizyki - ten krótki, ale niezwykle dosadny image aż śmierdzi na odległość plastikową sztucznością oraz przesłodzoną cukierkowatością. Zdecydowanie przekoloryzowane podejście do przekonania nas, iż "R.Racing Evolution" może nawet pretendować do miana symulatora. A przecież mamy do czynienia z typowym przedstawicielem gatunku arcade. O co chodziło twórcom filmu wprowadzającego? Jakie było ich przesłanie?

"Nie z nami takie numery, Brunner!"
Do chłopaków od marketingu w Namco nie możemy mieć najmniejszych pretensji, gdyż odwalili kawał niezłej roboty (profesjonalne lanie wody w ich wykonaniu). Z filmami wprowadzającymi bywa bardzo różnie. Czasami pokrywają się jakościowo z zawartością merytoryczną gry, a czasami absolutnie nie trzymają się kupy. W tym przypadku mamy do czynienia z opcją pośrednią - oprawa wizualna nie została zretuszowana i faktycznie prezentuje się ciekawie, jednak emocje i wrażenia, jakich doznajemy podczas jazd, niestety nie podnoszą tak skutecznie adrenaliny, jak sama wyreżyserowana wstawka. Elementy scenerii, detale traktów i sama kolorystyka zostały utrzymane na przyzwoitym poziomie. Nadwozia pojazdów i ich szczegóły również zasługują na duże brawa.

Samochody cieszą ładnymi wizualizacjami m.in. wydechów, felg itd. Praktycznie nie ma się do czego przyczepić w sferze graficznej. Gdy jednak zasiadamy za sterami, czar pryska niczym bańka mydlana. Po pierwszym pokonanym zakręcie ma się wrażenie, że jest się doklejonym do tylniego zderzaka wozów. Brak dynamicznej kamery oraz jej wyolbrzymiona sztuczność pracy dość skutecznie zniechęcają do jakichkolwiek drogowych wojaży. Ostatecznym wyjściem pozostaje widok "ze zderzaka" - tutaj również nie jest zbyt kolorowo, choć zdecydowanie lepiej niż w pierwszym wariancie. Po przesiadce na "front" wozu podskakuje dynamika jazdy, choć prowadzenie niektórych modeli właśnie z tego widoku wydaje się być na granicy dobrego smaku. Bardzo dziwnie, nawet jak na grę zakwalifikowaną gatunkowo do arcade.

Zielone światło dla mocnych wrażeń!
Zaniepokojeni małą elastycznością oraz grywalnością pozycji "R.Racing Evolution" postanowiliśmy zmienić standardowy kontroler na kierownicę Logitecha z ForceFeedback'iem. Ku naszemu zdziwieniu gra nabrała rumieńców! Odczucia związane z prowadzeniem wozów przeszły znaczącą metamorfozę. Wszystko stało się jakby realniejsze, bardziej przyswajalne i poczynamy w końcu "czuć" samochody, choć przeniesienie sił odśrodkowych na koło kierownicze wydaje się zbyt słabe. Czasami zdarza się, że niezbyt precyzyjne sygnały z pokładu zawieszeń potrafią nas skołować do tego stopnia, że pojazd rozpoczyna "taniec godowy" - bardziej żywiołowy od wyczynów szwagra Mietka wstawionego na góralskich weselach. Dodatkowe innowacje w postaci tras szutrowych, owalnych superspeedway'ów oraz odcinków specjalnie przygotowanych do walk na dystansie 1 mili, niestety, nie powalają na kolana. Jest dobrze, choć ma się nieodparte wrażenie, że mogło być zdecydowanie rzetelniej.

Słuchaj, rozmawiaj, działaj!
W tym akapicie nie będzie mowy o współpracy headseta dedykowanego PS2 z grą "R.Racing Evolution", choć tryb online bardzo by się przydał. Ciekawym patentem jest ciągła komunikacja z naszym przywódcą duchowym (trenerem), który nagradza nas za sensowne posunięcia na torze i karci za bezmyślność oraz brawurę. Dodatkowej satysfakcji oraz adrenaliny zapewniają nam przepychanki słowne z rywalami na torze - w identyfikacji (kto akurat na nas bluźni) pomagają imiona kierowców wyświetlane nad pojazdami. Stopień zaawansowania sztucznej inteligencji konsolowych rywali również nie pozostawia wiele do życzenia. Ujarzmiony, dość oryginalny model sterowania może zapewnić sporo emocjonujących wrażeń.

Czas na finał
Reasumując... "R.Racing Evolution" oferuje nam ciekawą mieszankę licencjonowanych aut sportowych, podatnych na tuning, oraz 14 torów osadzonych w lokacjach realnych oraz fikcyjnych. Wśród gatunków rywalizacji torowych napotykamy m.in. na klasy GT, Rally oraz Drag. W sumie zyskujemy aż pięć wariantów zabawy: Racing Life (tryb fabularny), Event Challenge (uczestniczenie w rozmaitych konkurencjach), Time Attack (pokonywanie czasu), Arcade (klasyczne podejście zręcznościowe) i VS (pojedynek). Aspiracje "R.Racing Evolution" do pozyskiwania zacnych zaszczytów pozostały - niestety, zabrakło ostatecznego szlifu, który nadałby tej grze wyrazistości oraz charakteru. Z przykrością stwierdzam, ale otrzymaliśmy papkę komercjalizmu zmieszaną z pośpiechem twórczym. Efekt jest taki, jaki jest - ładnie to wygląda, porusza się przyzwoicie, lecz w materii "gameplay" troszkę szwankuje. Pozycja tylko dla fanatyków produkcji wywodzących się od Namco.

MartineZ: Składam podziękowania za współpracę firmom: Electronic Arts Polska (http://polska.ea.com) oraz Synitops (www.synitops.pl) *tel.[0-71] 782-85-58

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Platforma Obywatelska | deweloper | PlayStation Vita | Dr House | Xbox | wydawca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy