Premiera Crime Cities

Około godziny 19:00 przybyliśmy do pubu "Haggis" we Wrocławiu. Niewielki lokal z, nazwijmy to, balkonem widokowym, dopiero zapełniał się przedstawicielami wszelkiego rodzaju mediów z rynku komputerowego. Przywitani przez Arka Cichoradzkiego - to człowiek z Techlandu - zasiedliśmy na balkoniku i oczekiwaliśmy na rozwój sytuacji.

A w lokalu trwało "zapinanie ostatniego guzika". Kończono przygotowywanie komputerów z zainstalowaną premierową grą - Crime Cities. Grał zespół, którego wokalista mógł popisać się nie lada repertuarem - człowiek śpiewał wszystko, od Enrique Iglessiasa poczynając, przez Justynę Steczkowską i na Eiffel 65 kończąc - było to doprawdy zdumiewające, chociaż w niektórych momentach mieliśmy pewne wątpliwości, czy utwór nie powinien zostać usunięty z repertuaru.

Reklama

Nie kombinując wiele zaczęliśmy rozmowę z przedstawicielami mediów, a tymczasem impreza zaczynała się powoli rozkręcać. Do boju wkroczyły hostessy - na początek zaczęło się niewinnie, od rozdawania losów na loterię (tak, tak, część z obecnych na premierze miała przyjemność wygrać ciekawe nagrody), a potem jedna z dziewczyn... po prostu zatańczyła dla wszystkich. Co ja tutaj będę dużo pisał - na zdjęciach wszystko jest uwiecznione. Pooglądajcie sobie. To ta wysoka blondynka ubrana w biały, połprzeźroczysty strój.

Stanowiska komputerowe, które udostępniono w lokalu, połączone były w sieć, aby każdy mógł sprawdzić, jak m.in. wygląda tryb multiplayer w premierowej grze Crime Cities. A trzeba powiedzieć, że sama gra prezentuje się nieźle - wg mnie jest to pierwszy polski produkt, który dorósł do standartów zachodnich. Zresztą nagroda za najlepszą grafikę na festiwalu gier w San Jose mówi sama za siebie. Takich nagród nie dostają pierwsze z brzegu produkcje... Z tego co nam wiadomo gra lada dzień powinna być w sprzedaży, a cenę ustalono na 99 zł - jak za tak dopracowany produkt to chyba niewiele.

Ale wróćmy do tego co się działo w "Higgisie". Po tańcu nastąpiło losowanie nagród - szczęśliwcy otrzymywali gry, koszulki, prenumeraty, cygara, czapeczki... Co ciekawe okazało się, że niektórzy wygrali dwie lub nawet trzy nagrody - to się nazywa mieć szczęście. My niestety wyjechaliśmy z niczym... no może nie do końca tak - po dłuuuugiej i burzliwej dyskusji z przedstawicielami CD-Action, a w szczególności z przesympatyczną Małgorzatą, możecie spodziewać się szeroko pojętej współpracy naszego serwisu właśnie z tym miesięcznikiem - zresztą najpopularniejszym na dzień dzisiejszym pismem o grach. Jakie będą efekty tej współpracy - pewnie zaniedługo będziecie mogli sami się przekonać.

I tak minął nam wieczór, ba, prawie do rana siedzielibyśmy we wrocławskim pubie, gdyby nie obowiązki, które kazały nam rano opuścić to miasto. Z niecierpliwością czekamy na następne premiery, Wy natomiast zaniedługo będziecie mogli zasmakować przyjemności grania we wspomniane tutaj Crime Cities - naprawdę warto.

Tomasz Jarnot.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wrocław | lokal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy