Kobiety i gry

Inspiracją dla tego tekstu była młoda kobieta towarzysząca mi w przedziale podczas jednej z wielu długich podróży koleją. Piękna dama, na oko trzydziestoletnia, przez całą drogę, czyli dobre cztery godziny, z wypiekami na twarzy czytała jakieś czasopismo dla pań. Patrzyłem na nią długo ukradkiem, choć długo nie mogłem zrozumieć po co w ogóle to robię. W końcu jednak doczekałem się olśnienia.



A wszystko to przez jedną małą myśl: "Co ona widzi w tych artykułach o zdrowiu, dbaniu o siebie, o wyglądzie?". Odpowiedź jest prosta. Kobiety są po prostu zupełnie inne niż mężczyźni i co innego im się podoba. Nic odkrywczego. Jednakże - jako że jestem zapalonym, nałogowym graczem, który nie przestaje myśleć o swoim hobby w wolnych chwilach - od razu zacząłem się zastanawiać, jak można by to banalne spostrzeżenie połączyć ze zjawiskiem grających pań.

Reklama



Nieraz w czasopismach traktujących o naszej ukochanej rozrywce pojawiał się temat przedstawicielek płci pięknej, lubiących siąść przed komputerem albo konsolą, odpalić jakąś grę i spędzić z nią trochę czasu. Czasami zdarza się, że jakaś białogłowa odważy się wysłać list, który później pojawia się na łamach pisma. Częściej spotyka się grające panie na przeróżnych forach, jednak nie jest ich zbyt wiele i nie raz zdarza się, że niektórzy użytkownicy, nieprzyzwyczajeni do obecności pań, z przyzwyczajenia zwracają się do nich jak do osobników płci męskiej, a swoją pomyłkę zauważają dopiero, gdy ktoś ich delikatnie o niej pouczy.



Oczywiście sytuacja ta głównie dotyczy Polski, gdyż w pozostałych częściach "grającego" świata kobiety stanowią spory odsetek graczy. Na przykład w Wielkiej Brytanii aż jedna czwarta graczy to panie w wieku 30-35 lat, które nie tylko pozwalają sobie od czasu do czasu szarpnąć w coś przy konsoli czy na komputerze, ale też co roku wydają na tę formę rozrywki aż 170 funtów, co daje około 250 euro. Odsetek grających kobiet w USA jest jeszcze większy - stanowią one aż trzydzieści dziewięć procent społeczności graczy. Idąc dalej, patrząc na badania BBC, można dojść do bardziej szokującej informacji. Otóż w Korei Południowej to panowie są w mniejszości i stanowią zaledwie jedną trzecią graczy.



Dobrze, wiemy już, że tą formą rozrywki, którą do tej pory my, panowie, traktowaliśmy jako typowo męską, interesuje się coraz więcej pań. Pora zatem wrócić do głównej myśli mych rozważań, czyli pytania "co kobiety widzą w...", ale tym razem odnosząc je do gier. Bo oczywiste wydaje się, że skoro występują znaczne różnice w upodobaniach pań i panów, na przykład jeśli chodzi o pisma czy filmy, to również postrzeganie konkretnych tytułów komputerowo-konsolowych przez obie płcie musi się w wielu aspektach różnić.



Jak oceniamy gry? Zawsze patrzymy na to, jaką mają grafikę, czy animacja jest płynna, postaci poruszają się naturalnie, a otoczenie pełne jest detali. Zwracamy uwagę na muzykę i staramy się określić, czy pasuje ona do tego, co dzieje się na ekranie, czy może jest zbyt mało dynamiczna, a także czy głosy lektorów oraz dźwięki są naturalne. Nie zapominamy o miodności, grywalności czy jak to sobie każdy sam nazywa, a więc o tym, jak się gra, czy zabawa jest wciągająca, czy sterowanie nie drażni, a tempo rozgrywki nie usypia. To wszystko jest oczywiste. Ale oczywiste jest dla faceta, który od wielu lat ma do czynienia z grami. Wcale nie jest powiedziane, że panie dokładnie na to samo zwracają uwagę.



Ostatnio miałem okazję sprawdzić w akcji, o czym zresztą możecie przeczytać w stosownym miejscu, czwartą część serii "Resident Evil". Tak się złożyło, że w tym czasie była u mnie moja ukochana, którą już kilka razy skutecznie udało mi się namówić na wspólne granie. Ku mojemu zaskoczeniu, totalnie nie zainteresowała się fantastycznym zachowaniem przeciwników, piękną grafiką, a także zupełnie nie zauważyła tych "hektolitrów miodu wylewających się z ekranu". Za to kiedy zorganizowałem małą domową imprezę i zupełnie przypadkowo włączyłem "Eye-Toy Groove", bardzo dobrze się bawiła machając rękoma przed kamerką. Wiem, że chodzi tu o inną sytuację (bo to akurat impreza itp.), ale z drugiej strony taka "Donkey Konga" zupełnie jej się nie podobała, a my, faceci, świetnie się przy niej bawiliśmy.



Wiadomo, że gusta są różne i że nie każdemu facetowi może się spodobać "Devil May Cry" czy "Pro Evolution Soccer", ale sprawa zupełnie się komplikuje, gdy zacznie się patrzyć na różnice między tym, co lubią panie a co panowie. Powstaje zatem pytanie - czy recenzenci zarówno w pismach, jak i na stronach internetowych, wystawiają oceny kierując się wyłącznie swoim gustem, czy może starają się podejść do sprawy obiektywnie jako mężczyźni, czy też patrzą na różnice w postrzeganiu świata przed obie płcie. Wiadomo, że sama ocena mało znaczy, bo najważniejsza jest treść recenzji, ale skoro dorośli ludzie są w stanie napisać recenzję gry, zaznaczając, że spodoba się dzieciom, to z pewnością potrafią też ocenić, czy dany tytuł przypadnie do gustu paniom. A może zupełnie o nich nie pamiętają?



Okazuje się, że nawet niektóre akcje marketingowe są tak pomyślane, iż kompletnie nie traktują kobiet jako potencjalnych nabywców danego produktu. Skojarzcie reklamę GameBoya SP, jaka swego czasu pojawiła się w czasopismach. Na łóżku leżała dwójka młodych ludzi - ona spała odwrócona do niego plecami, on spokojnie grał na konsolce. Napis głosił mnie więcej: "jedna z dwóch przyjemności w ciemności". Do kogo skierowana była ta reklama? Oczywiście do mężczyzn. Może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale kobiety rozumieją to mniej więcej tak: "ta zabawka nie jest dla Ciebie, Ty możesz sobie spać, a Twój ukochany zajmie się graniem". Mało tego, jeszcze gorsze wydaje się drugie przesłanie: "GameBoy SP jest lepszy od kobiety, po co zajmować się ukochaną, skoro można pograć?". Konsolka staje się niejako wrogiem pań, więc nie ma co liczyć na zwiększoną sprzedaż GBA SP wśród kobiet po tak wspaniale pomyślanej akcji marketingowej.



Grające kobiety przestają być czymś nie z tej Ziemi, nie są już czymś wyjątkowym i niespotykanym. Jest ich coraz więcej i wydają coraz więcej pieniędzy na kolejne tytuły. Zaczynają to powoli dostrzegać wydawcy i starają się zaoferować paniom pozycje trafiające w ich gusta. Czy zatem niedługo doczekamy się pism o grach tylko dla kobiet, a także samych gier, w które zupełnie nie będzie się nam, facetom, chciało grać? I czy kiedyś jadąc pociągiem będę się zastanawiać, co ta piękna, trzydziestoletnia pani widzi w tych "nudnych tytułach", o których traktuje gazeta, którą właśnie czyta z wypiekami na twarzy? Pewnie tak będzie, ale w sumie nie ma w tym nic złego. W końcu ważne, żeby grało jak najwięcej osób. I kropka.



Vento

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: różnice
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy