IceWind Dale

Na naszym rynku pojawia się coraz więcej gier z gatunku nazwanego CPRG. (Computer Role Playing Game). Oznacza to, że odbiorców tego właśnie gatunku jest sporo. Tytuły takie jak Baldur's Gate, Demise czy Might & Magic są żelazną pozycja na półce każdego fana tego gatunku. Najnowsza produkcja Black Isle Studios - Icewind Dale również należy do sztandarów CRPG.



Nieodmiennie grając w ICWD nasuwają się analogie do Baldur's Gate. Głównie dlatego pewnie, że zastosowano tu ten sam engine, a mianowicie Infinity. Osobiście nie jestem zwolennikiem tego rodzaju połączenia real-time'u z turówka, ale z pewnością są i takiego rozwiązania zwolennicy. Fabuła gry jest w zasadzie prosta - Oto barbarzyńcy z północnych ziem najechani przez bandy Najemników dzielnie bronią swej niezawisłości i wolności. Najpierw pobici i rozgromieni, jednoczą się wreszcie i dają odpór najeźdźcy. Wszystko wraca do normy, gdy nagle zło znowu daje o sobie znać... Firma tak doskonale znana jak BIS, słynąca już z doskonałych wątków fabularnych (Fallout'y, Planescape: Torment) mogłaby postarać się o coś bardziej ambitnego. Ale cóż - nie samą fabułą gracz żyje. Ważna jest przecież rozgrywka i klimat. I tu ICWD mile zaskakuje, dopracowana szata graficzna i dźwiękowa od razu sprawiają, że chce się zostać przy komputerze jeszcze choć chwile.

Reklama

Nie będę opisywał samej gry by nie psuć nikomu zabawy, zajmę się za to technikaliami i formą jaką produkt nas otacza.

Grafika staranna i szalenie kolorowa, podobnie jak w przypadku BG i Tormenta, to już żadna rewelacja, ale ICWD daje coś więcej. Potwory- czyli przeciwnicy - nie są już standardowo wielkości figurek graczy, a czasem zajmują nawet pół ekranu.

Jeśli można się tak wyrazić, te monstra są ... śliczne w swej okropności. Jako grający nieodparcie miałem wrażenie, że ciągle jestem za słaby i za mały by móc się zmierzyć z czekającymi na me kruche życie okropieństwami. Na szczęście Icewind obfituje w sprzęt najróżniejszej maści i możliwości. Pod dostatkiem tu mieczy o magicznych zdolnościach, tarcz, pancerzy czy wreszcie zwojów z tajemnymi zaklęciami. Po prostu jest czym walczyć. W porównaniu z Baldur's Gate można nazwać tę ilość "obfitością". Lokacje w jakich przyjdzie nam borykać się z przeciwnościami już co prawda jakby znane z pozostałych gwiazd na giercowym firmamencie , również są staranne i klimatyczne (dobrze, że nie trzeba za to dodatkowo płacić jak w Zakopanem).

Dźwięk również nie ustępuje swemu graficznemu odpowiednikowi. Voice-acting na bardzo wysokim poziomie, a hałas bitewny przyprawi pacyfistę o żądze krwi. Szczęk broni i krzyki walczących, ach ... czy musze wspominać o słuchawkach, przygaszonym świetle ?

Muzyka, muzyka - MUZYKA !!! Nie potrafię tego inaczej oddać. Wprost fantastyczna i ujmująca. Czasami rzewna jak chór dziewic klasztornych, a czasem pełna wigoru i napięcia. Muzykom z BIS dorównać mogą tylko ludzie z Blizzard'a. Przyznam, że moje pierwsze odczucie co do ICWD było raczej ambiwalentne, z przewagą negatywów. Uwielbiam CRPGi, za to nie przepadam za enginem, jakim ostatnimi czasy raczy nas Black Isle. Ale kiedy docierały do mnie kolejne takty muzyki, stawałem się coraz bardziej podatny na urok tej gry.

Jeśli zebrać do "kupy" wszystkie plusy, wydaje się, ze to gra idealna, nie mająca, poza nieistotnymi niedociągnięciami żadnych wad. Niestety tak nie jest ...

Otóż straszliwym wypaczeniem wszelkiego rodzaju przygodówek (mam tu na myśli gry w których gracz wciela się w postać na ekranie, a nie gatunek gier) jest liniowość. Niestety ta choroba nie ominęła także ICWD. Questy musimy wykonywać w z góry określonej kolejności, inaczej opowieść nie ruszy nawet o krok. Bestie, które napotykamy na swej drodze są tak dobrane, że odpowiadają umiejętnościom i mniej więcej posiadanemu sprzętowi. Poza tym brakuje tu także czegoś takiego jak "just leveling", czyli swobodne pętanie się po ostępach i nabijanie poziomów postaci w drużynie. Owszem, jest coś w rodzaju substytutu takiego zachowania, a mianowicie odpoczynek w miejscach, gdzie możemy zostać zaatakowani. Niestety potworki "przeszkadzacze" są raczej miernej jakości i punkty doświadczenia, co za tym idzie, niezbyt satysfakcjonujące. Obawiam się, że taką formę przyjęto ze względu na tzw. "Syndrom maksymalnego poziomu z Baldur's Gate". Ci, którzy grali w BG wiedzą doskonale o co chodzi, nie uświadomionych informuję, że jest to po prostu ograniczenie "levelu" postaci. Oczywiście pojawiły się już "patche" zdejmujące te kajdany, ale są gracze uważający taką ingerencję za oszustwo. Cóż zrobić, dla twórców gry z pewnością jest to działanie ułatwiające budowę programu, niestety dla gracza ...

Za wadę tego produktu uznać także można, choć nie do końca, łatwość i ilość (raczej mierna) zagadek. Ale musimy pamiętać, że nie jest to Torment, tu główny nacisk położony został na walkę - czystą, najlepiej nie skażoną myśleniem bitwę, za bitwą. Tygryski najbardziej lubiące atak z miecza, z topora, i pranie fireballami jak z sowieckiego "polemiota" będą z pewnością zachwycone, a przecież gra właśnie ma przynosić dobrą zabawę i rozrywkę.

Nie napisze już ani słowa więcej, po prostu sami musicie ocenić. Wszystkim którym podobał się Baldur's Gate, z pewnością przypadnie do gustu ICWD. A tymczasem ja idę zabić jakiegoś wrednego Ettina z dwiema głowami (jakby były jednogłowe). :)



Sławomir "Snake" Dąbrowski

snake@southpark.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy