Grand Theft Auto: Vice City

Producent: Rockstar Games

Wydawca: Take 2 Interactive

Dystrybutor PL: Cenega Poland

Rodzaj gry: zręcznościowa / gra akcji

Data wydania PL: 4 sierpień 2003

Wymagania sprzętowe: PIII 1.2 GHz, 256 MB RAM, karta grafiki 32 MB z akceleraotrem 3D

Cena detaliczna: 139.90

Ocena: 9.5/10



Nareszcie ukazała się gra, na którą czekali wszyscy miłośnicy mocnej, szybkiej, ostrej - jednym słowem dobrej, zabawy. Chodzi o czwartą (tak, to nie jest błąd) część serii "GTA" pt. "Vice City". Niektórzy mogą mówić, że to jest jedynie nakładka czy dodatek do "GTA III" (przecież to ten sam silnik), dająca możliwość jazdy motorem i wchodzenia do budynków, ale tak naprawdę to jest całkiem inna gra. Dlaczego? Przede wszystkim klimat. A dlaczego znowu klimat? No cóż, posłuchajcie sami...

Reklama



Po załatwieniu mafijnych interesów w Liberty City szefostwo w ramach urlopowego wypoczynku przenosi swojego cyngla Tommy'ego Vercetti do słonecznego Vice City. Ma on przy okazji, ale to zupełnie przy okazji, wykonać małe zlecenie dla Sonny'ego - chodzi o niewielki deal z kartelem z Medelin. Niestety, coś idzie nie tak jak trzeba i nasz bohater traci gotówkę i towar, a trzy osoby zostają zastrzelone w zasadzce. Tommy'emu udaje się cudem ujść z życiem, ale na jak długo? - z jego przecież winy mafia popłynęła na sporą sumkę. Tommy wie, że musi to jakoś odkręcić, dowiedzieć się kto to zrobił, a przede wszystkim odzyskać kasę - od tego zależy teraz jego życie.



Tak zaczyna się fabuła gry "Vice City", wprowadzająca nas w niepowtarzalny klimat miasta, w którym będzie działał nasz bohater. Co sprawia, że ten klimat jest niepowtarzalny? Przede wszystkim miasto - tętniąca życiem metropolia z 1,8 miliona mieszkańców, podzielona na dzielnice, z których każda ma swoją specyfikę, jest zamieszkana przez bogaczy lub biedotę, Kubańczyków lub Haitańczyków, jest przemysłowa lub usługowa, ufff... naprawdę sporo tego jest, a zbadanie całego miasta zajmie ci duuużo czasu. Po drugie oprawa graficzna. Niby to ten sam silnik co w GTA III, ale jak zobaczysz wschód słońca na plaży Washington Beach lub zachód słońca z dachu budynku telewizji w Downtown, to aż zrobi ci się ciepło z wrażenia i nie będziesz już mówił, że: "to GTA III, tylko gdzie indziej się dzieje". "GTA III" wypada w porównaniu do "Vice City" po prostu szaro i nie jest to tylko przenośnia, ta gra tętni kolorami, pulsuje życiem. Na ulicach spotykamy tłumy: w dzień głównie roznegliżowane laski w bikini i na wrotkach, a w nocy prostytutki zachęcające do skorzystania ze swoich usług. O to byśmy się nie nudzili dbają w Vice City, oprócz prostytutek, również liczne legalne (jednak bynajmniej nie charytatywne) instytucje, jak na przykład Hyman Memorial Stadium (organizujący wyścigi: Blond Ring Destruction Derby, Dirt Ring Obstacle Course czy Hot Ring Stock Racine), Leaf Links Golf Club, gdzie robi się wiadomo co, Pole Position (od 18 lat) czy The Malibu Club. Kiedy pierwszy raz wszedłem do The Malibu Club to po prostu zwaliło mnie z nóg - w środku bawił się spory tłum, tak że do baru trzeba było się przeciskać (oczywiście w dzień klub jest zamknięty), a laseczki ruszały się naprawdę pierwszorzędnie! Jak już przy budynkach miasta jesteśmy, to muszę przyznać, że są zrobione bardzo ładnie - kolorowe hotele na Washington Beach, betonowo-szklane drapacze chmur w Downtown czy brudne domki slumsów w Little Haiti robią naprawdę miłe wrażenie. Poza tym charakteryzują się one dwiema bardzo ważnymi cechami: można wchodzić do ich wnętrza i można je kupować (jednak nie wszystkie). Teraz zarobione "brudne" miliony będziesz mógł "prać" inwestując w nieruchomości (w "GTA III" nie mogłeś kupować za kasę prawie nic, bo federalni zaraz by cię namierzyli :-)). Wspominałem, że akcja "Vice City" toczy się w latach 80-tych? Nie no cóż, człowiek się zapomina. Ale nie zapomnieli się ludzie z Rockstar, dbając, żeby każdy, nawet najmniejszy szczególik pasował do ogólnego klimatu gry. Mamy więc początki kariery magnetowidów, ubrania z epoki, typowe dla lat 80-tych "kwadratowe" amerykańskie fury, nawet dyskoteka wygląda na taką z lat 80-tych, ale to może przez fantastyczną muzę - również z epoki. Mamy więc takich dinozaurów jak: Ozzy Osbourne, Iron Maiden, Megadeth, Anthrax, Slayer, Judas Priest. Może coś z rapu: Run Dmc, 2 Live Crew, Afrika Bambaataa. Oraz najlepszy, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju król popu... Michael Jackson! Wszystkie te gwiazdy oraz mnóstwo innych pogrupowanych tematycznie w dziewięciu radiach nadających w Vice City 24 godziny na dobę (za kółkiem też nie będziesz się nudził). Jeśli jesteśmy już przy pojazdach, to tu też mamy spory wybór. Każde auto prowadzi się trochę inaczej (terenówka i sportowy bolid czy rodzinny sedan), musisz też pamiętać, że na "akcję" z czterema chłopakami nie możesz jechać dwumiejscowym, szpanerskim Interno. Oprócz samochodów po ulicach Vice City Tommy może poruszać się też dwuśladami (czego bardzo brakowało miłośnikom GTA w 3 części). To jednak jeszcze nie wszystko. Do dyspozycji naszego bohatera będą motorówki, helikoptery i samoloty (widok Vice City z lotu ptaka, przy zachodzącym, czerwonym słońcu jest naprawdę niezrównany - lepszy byłby chyba tylko na żywo :-)).



Ale dość tych rozrywkowo-sentymentalnych bzdetów - czas przejść do interesów. A w tej materii mamy w "Vice City" naprawdę spore pole do popisu: od wożenia pizzy, wymuszania haraczy i kręcenia filmów porno wraz z organizacją kampanii reklamowej do napadów na największy bank Vice City włącznie. Fabuła jest jednak w jakiś sposób liniowa i gra prowadzi nas od łatwych zadań do najtrudniejszych, aż do rozwiązania zagadki złodziei z początkowego demka. Misje w "Vice City" są bardzo różnorodne: jedne wymagają szybkiej jazdy samochodem, inne pilotażu helikoptera czy samolotu, ale w większości polegać będą one na klasycznej rozwałce konkurencji i policji, za pomocą arsenału, który Tommy ma przy sobie cały czas na wypadek jakby mu zabrakło drobnych na piwo, a nie miał od kogo pożyczyć. Arsenał jest całkiem spory: począwszy od gołych pięści przez zwykłe narzędzia jak młotek, dalej małe gnaty (Magnum), średnie gnaty (M-16) i wielkie armaty (Volcan Cannon), a skończywszy na helikopterze Apache (tylko dla wytrwałych). Jeśli do tego dodać, że można także rozjeżdżać ludzi samochodem oraz rozwalać ich wirnikiem helikoptera to wachlarz narzędzi zbrodni jest naprawdę rozległy. Do tego każdemu cwaniakowi można odstrzelić rękę, głowę lub nogę za pomocą snajperski, żeby nie był taki cwany. Bojujące mamy, obrońcy praw człowieka i obywatela, posłowie Samoobrony nie mają co bić piany o to, że "Vice City" jest grą zbyt brutalną dla naszych pociech - do każdego zabitego przyjeżdża karetka na sygnale, a dzielni sanitariusze ożywiają go (mnie to trochę psuje zabawę - tyle się namęczyłem żeby załatwić tego gościa, a tu dwóch kolesi ożywia go raz-dwa - dostają po kuli i rachunki wyrównane ;-)) w parę sekund, nie zważając na latające nad ich głowami pociski (cóż za przykład poświęcenia!).



Muszę jeszcze napisać coś o wadach "Vice City" jako gry, ale jest ich naprawdę niewiele. To co mnie bardzo irytowało, to znikające samochody. Patrzysz się na drogę przed siebie i widzisz pędzącą w twoją stronę ciężarówkę, obracasz się w drugą stronę i z powrotem, a ciężarówki już tam nie ma (gdzie ona zniknęła?) - naprawdę denerwujące. No i misje. Po pierwsze, kiedy zawaliłeś jakąś misję to nie przepadała ona, ale wykonywałeś ją do skutku. I po drugie: moim zdaniem fabuła jest zdecydowanie za krótka. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że po ukończeniu całej fabuły, procent ukończonej gry wynosił u mnie nieco ponad 50 - pozostałe 50% to ukryte zadania, bonusy itp.



Podsumowując, "Vice City" zapewni Ci wiele godzin świetnej zabawy, jeśli tylko masz skończone 18 lat. Polecam złote plaże Vice City wszystkim spragnionym słońca - najlepsze na jesienną depresję oraz długie zimowe wieczory.



Siwy

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Phoenix Suns | ring | dystrybutor | klimat | wydawca | auto | city
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy