Discworld Noir

Rodzaj gry: przygodowa Wiek użytkownika: od lat 3 (wymagana znajomość języka angielskiego) Grywalność: 8/10 Grafika: 8/10 Muzyka: 10/10

Rodzaj gry: przygodowa
Wiek użytkownika: od lat 3 (wymagana znajomość języka angielskiego)
Grywalność: 8/10
Grafika: 8/10
Muzyka: 10/10

Ja? Nazywam się Lewton i jestem prywatnym detektywem. Wiele rzeczy już widziałem w Ankh-Morport, ale jeszcze nigdy nie obudziłem się... martwy! Wszystko zaczęło się około tydzień temu. Piękna i tajemniczo niebezpieczna kobieta imieniem Carlotta pojawiła się w moim biurze (właściwie słowo "biuro" nie jest zbyt dobrze dobranym w tej sytuacji, gdyż obskurny, brudny i nadgryziony przez zgniliznę pokój, przypominał raczej szczurzą, tyle że umeblowaną, norę). Spytała ile biorę za przeprowadzenie prostego dochodzenia. Odpowiedziałem, iż nie wiem. Nigdy nie miałem prostej sprawy! Chciała, bym odnalazł jej kochanka, człowieka o imieniu Mundy. Niestety, sama nie wiedziała o nim zbyt wiele. Ani gdzie pracuje, czym się zajmuje, czy ma jakichś przyjaciół (o ile istnieją tacy w Ankh- Morport!). Nie wiedziała nawet ile ma wzrostu, gdyż jak sama przyznała, nie spotykali sie nigdy w pozycji stojącej. Prosta i konkretna znajomość. W miejscu takim jak to nie wymagajmy od innych więcej niż od nas samych. Wziąłem swój podręczny notes, nałożyłem ciemny prochowiec i zostawiając za sobą masę wspomnień, o których jak najszybciej chciałbym zapomnieć ruszyłem "do pracy".

Reklama

W trakcie poszukiwań Mundy'ego napotkałem wiele dziwnych osób, nie wyłączając z tego grona wiecznie knujących krasnali, śpiewającej trollicy i marynarzy wypełnionych alkoholem, aż po czubek głowy. A może powinienem powiedzieć, typowych mieszkańców Ankh-Morport? Zadawałem mnóstwo pytań, znajdowałem różne przedmioty, ale rozmówcy nie byli zbyt skorzy do pomocy. Nie raz trzeba było ostro pogłówkować nad zagadką, by posunąć się dalej w śledztwie. Wraz jednak z przemierzaniem nowych, ponuro wyglądających lokacji, pojawiały się nowe wątki w tej tajemniczej intrydze. I robiło się niebezpiecznie. Bardziej niż regularne "niebezpieczne" w Ankh-Morport.

To co nie mogło ujść moim zmysłom to... muzyka! Gdziekolwiek się nie pojawiałem słyszałem przepiękne, nastrojowe, bluesowo- jazzowe utwory. Klimat jakiejś niezwykłej, mrocznie urzekającej aury, unosił się wraz z dźwiękami ballad, w wilgotnym i śmierdzącym powietrzu miasta. Niesamowite wrażenie wywarły na mnie głosy napotykanych postaci. Każdy mówił niezwykle oryginalnie, z charakterystyczną dla danej rasy barwą głosu. I każdy starał się być bardziej sarkastyczny i ironiczny niż to możliwe. I nikt nie starał się być przyjazny. Takie jest życie prywatnego detekywa w mieście, o którym mówi się: "Zobaczyć Ankh-Morport i umrzeć! Najczęściej tego samego dnia..."

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy