D-Day

Producent: Digital Reality

Wydawca: Digital Jesters

Dystrybutor PL: Techland

Rodzaj gry: strategia / RTS

Data wydania PL: 3 grudnia 2004

Wymagania sprzętowe: Pentium 1.0 GHz, 512 MB RAM, karta grafiki 64 MB, karta dźwiękowa

Cena detaliczna: 79,90 PLN

Ocena: 8/10



Ostatnimi czasy obserwujemy prawdziwy wysyp gier strategicznych, których fabuła rozgrywa się w czasach II wojny światowej. Niedawno światło dzienne ujrzała bardzo dobra produkcja pt. "Codename Panzers: Faza Pierwsza". Zrobiło się o niej głośno w naszym kraju, gdy politycy z Warszawy podnieśli raban, że twórcy gry pokazują w niej Polaków jako zapijaczonych prostaków. Teraz w rękach mam grę pod wiele mówiącym tytułem "D-Day". Jej fabuła rozgrywa się w okresie od lądowania aliantów na plaży Omaha do ostatecznego wyzwolenia Normandii. Gra została stworzona przez ekipę Digital Reality. Co ciekawe, projekt powstawał przy współpracy ze stowarzyszeniem Normandie Memoire Association (Stowarzyszenie Pamięci o Wydarzeniach w Normandii), co ma być gwarantem, że każda z misji przedstawionych podczas rozgrywki jest odzwierciedleniem prawdziwego starcia, które miało kiedyś miejsce na polach Normandii. Muszę przyznać, iż misje są szalenie zróżnicowane - od lądowania oddziałem spadochroniarzy na tyłach Wermachtu w celu zajęcia strategicznego mostu po desant aliantów na plaży Omaha. W Polsce grę wydała i zlokalizowała firma Techland. Celowo wspomniałem o "Codename Panzers", gdyż "D-Day" jest bardzo podobna do tej pierwszej produkcji. Na pierwszy rzut oka podobieństwo jest tak duże, że można mówić o deja vu (jeżeli ktoś grał wcześniej w "Codename Panzers"), z tego powodu nie uniknę zapewne w wielu miejscach porównań tych dwóch produktów. A więc do rzeczy...

Reklama



Krótkie, acz treściwe intro - składające się z płomiennej przemowy generała Eisenhowera zagrzewającego obrońców wolnego świata i demokracji do walki - okraszone archiwalnymi, czarno-białymi nagraniami z okresu II wojny światowej skutecznie wprowadza gracza w stan nerwowego wyczekiwania przed inwazją. Plan każdego scenariusza jest dobrze przemyślany (wszak to historyczne zdarzenia). Zanim doczekasz się głównego dania, jakim jest lądowanie aliantów na plaży Omaha, ujrzysz dywersyjne akcje komandosów na tyłach wroga, przygotowujących główny atak - ot, taki aperitif wzmacniający apetyt przed najważniejszym starciem - wyśmienicie! Odprawy przed każdą misją zostały potraktowane jak w rzeczywistości - są bardzo dokładne, zawierają mapę, szczegółowy opis celów do wykonania, a także historyczny zarys każdego zadania wraz z prawdziwymi, archiwalnymi zdjęciami.



Jest także czym walczyć w "D-Day". Głównymi jednostkami w każdej misji jest piechota składająca się z oddziałów strzelców, karabinów maszynowych, medyków, saperów, zwiadowców, snajperów, bazooki i oficera dostępnego w każdej misji. O ile znaczenie bojowe i zadanie każdego oddziału piechoty jest oczywiste, o tyle wartość oficera uzbrojonego jedynie w rewolwer jest mocno kwestionowane. Nic bardziej mylnego! Oficer samą swoją obecnością wśród żołnierzy dodaje im odwagi i zwiększa ich siłę bojową, przez co staje się jedną z ważniejszych jednostek na arenie działań bojowych. Każda jednostka ma swoje pole widzenia oraz zasięg broni, co oznaczone jest na mapie w postaci kręgów (podobnie jak w "Codename Panzers").


Piechota nie obeszłaby się bez sprzętu ciężkiego - mamy więc motocykle BMW i Harley Davidson, lekkie pojazdy zwiadowcze, ciężarówki, półgąsienicowe transportery piechoty, pojazdy naprawcze, wszelkiej maści działa i armaty, na czołgach kończąc. Co ciekawe, pojazdy zyskują premie w zależności od faktu, jaka załoga je obsadza - tu wychodzi na jaw ogromna przydatność oficera, który jako załoga pojazdu dodaje mu ogromnych bonusów do ataku i obrony. Dysponujemy też wsparciem lotniczym oraz artyleryjskim wzywanymi drogą radiową (podobnie jak w "Codename Panzers").



W "D-Day" gra się niezwykle przyjemnie. Misje są stworzone z niezwykłą dbałością o najdrobniejsze szczegóły, włącznie z porzuconymi na bagnach, uszkodzonymi czołgami niemieckimi. Bardzo podoba mi się rozwiązanie z możliwością strzelania w wybrane części czołgów (gąsienica, działo). Zakradamy się żołnierzem z bazooką pod niemiecki czołg i wypalamy w gąsienicę, powodując jej zerwanie. Załoga momentalnie zrywa się z unieruchomionego pojazdu, aby uniknąć pewnej śmierci bądź niewoli, a Ty możesz, gdy tylko walki ucichną, naprawić go pojazdem naprawczym i zająć przy pomocy swoich żołnierzy. Swoich wojaków możesz ukrywać we wszechobecnych żywopłotach, aby atakować Niemców z zaskoczenia. Szkoda, że AI komputerowego przeciwnika jest niezbyt dopracowane. Niemcy atakują tylko wtedy, jeżeli znajdziesz się w ich polu widzenia, nie ma mowy o wszczęciu jakiegoś alarmu czy ściągnięciu posiłków z innej części miasteczka - wszystkich Niemców zaskakujesz tak samo. Denerwowała mnie też opieszałość własnych oddziałów, które powolnie reagują na rozkazy. Szczególnie irytujące było to w momencie, kiedy chłopcy dostali pierwszą salwę z 88-mki i trzeba było się pospiesznie "wiatrować" poza jej zasięg - jak oni wtedy marudzili, jak się ociągali, zupełnie jakby nie o ich życie tu chodziło. Może jednak takie zachowanie oddziałów było celowo zamierzone przez autorów gry, aby dodać więcej realizmu grze? Tak czy inaczej rozgrywka w "D-Day" bardzo mi się podobała, gdyż działania przedstawione w grze w największy chyba dotychczas sposób zbliżyły się do rzeczywistości (ze wszystkich RTS-ów, w jakie grałem).



Grafika w "D-Day" powala na kolana. Tereny walk są duże i mocno urozmaicone, a dzięki możliwości obracania kamery i dokonywanie zbliżeń możemy je oglądać z bliska oraz pod każdym kątem. Przy najlepszych włączonych ustawieniach grafiki możemy podziwiać szczegółowo odwzorowane pojazdy, pięknie dopracowane budynki, a nawet kołyszące się na wietrze trawę i liście drzew. Te ostatnie przewracają się z charakterystycznym odgłosem pod naporem ciężaru czołgów, podobnie jak słupy linii elektrycznej. Bardzo ładnie wygląda woda, zniszczone bunkry i inne budowle, a spacyfikowane pojazdy straszą swoimi pozostałościami na miejscach starć. Szkoda tylko, że jednostki piechoty niedostatecznie się od siebie różnią oraz że ta piękna grafika okupiona jest nieproporcjonalnie wielkimi wymaganiami sprzętowymi.



Dźwięk w "D-Day" także stoi na wysokim poziomie. Muzyka jest charakterystyczna dla wszystkich produkcji wojennych, a więc patetyczna i jednocześnie zagrzewająca do boju. Odgłosy bitwy też są niczego sobie, silniki czołgów warczą, podczas gdy maszyny te przetaczają się z łoskotem gąsienic po drzewach, które walą się na ziemię z charakterystycznym trzaskiem i szumem liści. Działa gadają świetnie do tego stopnia, że można rozróżnić ich odgłosy. Przyczepić się można tylko do głosu lektora, który brzmi, jakby był przepuszczony przez plastikową rurę - bez emocji i polotu, płytki i beznamiętny.



"D-Day" to moim zdaniem kawał nieźle wykonanej roboty. Misje są bardzo różnorodne i ciekawe, niektóre małe, inne duże, zakrojone na szeroką skalę. Dzięki ciekawym rozwiązaniom "D-Day" okazuje się produkcją bardzo grywalną. Szkoda tylko, że kod gry jest niezbyt dopracowany, co skutkuje wysokimi wymaganiami sprzętowymi, ale poza tym jest to gra na "piątkę minus".



Siwy

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: misje | załoga | dystrybutor | wydawca | DIGITAL | pojazdy | d-day
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy