CTR - Crash Team Racing

Pierwszy mój osobisty kontakt z tym tytułem datuję na maja roku 99', gdzie na targach E3 Electronic Entertainment Expo miałem okazję podziwiać pierwsze zajawki. Już na tamtą chwilę byłem zaskoczony rozmiarami przeprowadzonych prac, ponieważ wcześniej o tym tytule nie było ani słychu ani dychu, aż tu jak na tacy Naughty Dog serwuje nam prawie gotowy produkt. Pół roku jak z bicza strzeliło i doczekałem się finalnej wersji, choć może bardziej moja młodsza siostra (9 lat), bo to przede wszystkim do jej grona wiekowego zaadresowany jest ten racer. Jeśli śledzicie rynek gier również na inne platformy, to z pewnością zauważyliście, że ten gatunek kreskówkowych wyścigów zapoczątkował legendarny MARIO CART na N64. Odniósł on niepodważalny sukces, a to już było wystarczającym impulsem do tego, by producenci wykorzystali sprawdzony pomysł i wypełnili nim rynkową lukę. W ten sposób powstały Speed Freaks i Chocobo Racig. Naughty Dog wtrącając do trzeciej części przygód liska elementy zręcznościowych racerów (np. na motorze) zapewne nie spodziewało się aż takiego odzewu na nowe zaproponowane rozwiązanie. Odpowiedzią firmy na marketingowe zaspokojenie potrzeb graczy na całym globie okazał się Crash Team Racing.

Reklama

Przyjdzie Ci się zabawiać w kilku atrakcyjnych trybach m.in. Adventure, Time Trial, Arcade, Vs. oraz Battle. Pierwszy z nich przeznaczony jest dla stałych bywalców tej serii, których najbardziej jara zdobywanie - odkrywanie następujących kolejno po sobie lokacji. Kolejny tryb to nic innego jak dobrze znana nam walka z czasem. Arcade pozwala na rozegranie pojedynczego wyścigu lub spróbowania własnych sił w CUP'ie hłe, hłe znaczy się pucharze (swojsko brzmi C=K). Każdy pakiet ligi posiada cztery tory do przebycia. Uprzedzam jednak, że przeżycie tu, to wręcz istny raj pełen walki. Vs. to nic innego jak tryb zaprojektowany z myślą o imprezkach zalewanych mocnymi trunkami, gdzie multi-tap czy chociażby dwa pady topią się w rękach zapalonych fanów całonocnych libacji (A mówił wcześniej, że to tytuł przeznaczony dla najmłodszego grona posiadaczy Pleja!). Mamy tu też możność wyboru dowolnej trasy na jedną kolejkę lub szarpnięcia w cały pakiecik czterech kolorowych światów. Na sam koniec pozostał smakowity kąsek dla wielbicieli multiplayer'owego Quake'a, gdzie przyjdzie nam wyładować frustracje spowodowane nieudolną pracą rządu na zamkniętych arenach wypełnionych po brzegi arsenałem wojskowym (Szkoda, że nie uświadczymy tam premiera lub chociaż kilku posłów. Ale byłaby zabawa!). A teraz mam przyjemność przedstawić Wam "ośmiu wspaniałych" w swych malutkich karcikach z silnikami odkurzaczy. Stawkę otwiera tytułowy bohater Crash Bandicoot, a w dalszej kolejności towarzyszyć mu będą: Dr. NEO Cortex, Tiny Tiger, Coco Bandicoot (laska liska), N. Gin, Dingodile, Polar i przemiły tygrysek Pura. Przyjdzie nam od razu żurować kartami na 17 torach i 4 arenach twardo osadzonych w klimacie znanym nam z wcześniejszych edycji. Do oprawy wizualnej i dźwiękowej przyczepić się nie mogę, gdyż to z krwi i kości nasz kochany Crash. Zasady gry są banalne jak przystało na produkt skierowany do najmłodszych milusińskich, czyli kto pierwszy ten lepszy. Dodatkowo w zajęciu jak najlepszej pozycji mogą nam pomóc, i to bardzo, skrzynki z niespodziankami w postaci starych, dobrze sprawdzonych TNT czy NITRO oraz nowe zabawki takie jak: samonaprowadzające rakiety, czapka niewidka czy dopalacze silników. System sterowania wypruty z praw fizyki sprawuje się wyśmienicie, a wchodzenie bokiem w zakręty przy użyciu L1 lub R1 nadaje charakteru typowo rajdowego.

Fanatycy przygód Liska doczekali się wreszcie nowego wcielenia bohatera - z tą tylko różnicą, że tym razem do jego tyłka przytwierdzony jest gocart.

MartineZ

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Expo | kontakt | team
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy