Commandos: Strike Force

Producent: Pyro Studios
Wydawca: Eidos
Dystrybutor PL: Cenega Poland
Rodzaj gry: FPS
Data wydania: 23 marca 2006
Wymagania sprzętowe: Pentium IV 2.6 GHz, 512 MB RAM, karta graficzna 128 MB zgodna z DirectX 9.0, Windows 2000/XP, 3,5 GB wolnego miejsca na dysku
Cena detaliczna: 99,90 PLN
Ocena: 7/10

Wszyscy doskonale znamy świetną serię "Commandos". Tytuł, który godnie łączył taktyczną strategię z dynamiczną grą akcji, niesamowicie skutecznie wciągał nas w wir walki II wojny światowej. Złożone i bardzo wymagające misje, potężne i bardzo pieczołowicie przygotowane zaplecze, ale przede wszystkim sugestywny klimat, który wręcz wypływał litrami z naszych ekranów. Nic więc dziwnego, że doczekaliśmy się tylu kontynuacji, starannie realizujących główne atuty gry. Dlaczego więc najnowsza części o podtytule "Stirke Force" wywołała tak wiele kontrowersji? Sprawa jest o wiele bardziej złożona niż by się to początkowo wydawało...

Nowe nie znaczy lepsze

Najnowsi "Commandosi" przeistoczyli się w "pełnokrwistą" strzelankę z gatunku FPS! Szok, prawda? Czy tak drastyczna zmiana wyszła tej propozycji na dobre? Jak to najczęściej bywa - prawda leży pośrodku...

Zacznijmy od elementów, które uległy dramatycznej zmianie i niekoniecznie pomogły w utrzymaniu rewelacyjnej klasy, jaką prezentowali poprzednicy.

Zapewne pamiętacie odprawę, jaka miała miejsce tuż przed kolejną misją? Bogate opisy danej miejscówki, informacje ściśle poruszające obecny stan polityczno-militarny przeciwnika - elementy, które perfekcyjnie budowały nastrój powagi i wiarygodności. "Strike Force" mówi zdecydowane "nie" takim rozwiązaniom. Do naszej wiadomości podane zostają jedynie cele naszego zadania oraz ogólne dyrektywy - tym samym już na początku twórcy gry rezygnują z bogatych "korzeni"... Kolejnym i trochę kontrowersyjnym pomysłem na realizację "Strike Force" jest pozbawienie nas aż trzech ciekawych osobowości. Płetwonurek, kierowca, a nawet saper "wylecieli" najwidoczniej w powietrze, pozostawiając miejsce kolejnej trójce bohaterów. Pozostali natomiast - reprezentant zielonych beretów, snajper oraz szpieg - oprócz swoich standardowych umiejętności, otrzymali również w spadku kolejne zdolności wprost od wykreślonych wojaków. Dobrze to czy źle? Rozwiązanie leży w kwestii naszego gustu...

A teraz przyjrzyjmy się najważniejszym składnikom działa ekipy Pyro.

Na pierwszy ogień idą misje, które "Strike Force" po raz kolejny mocno przemodelował, znacznie zmieniając ich założenia. W odróżnieniu od poprzednich części, nie potrzebne są nam już złożone, wypracowane i wymagające idealnego wyczucia, strategie działania. Zamiast tego otrzymaliśmy misje, w których co rusz będziemy musieli przełączać się pomiędzy poszczególnymi postaciami, tak aby jak najlepiej wspierać kompanów w boju. "Zielonym beretem" ściągamy na siebie ostrzał przeciwnika, snajper zdejmuje dwóch hitlerowców, a szpieg wykorzystując chwilę zamieszania, zdobywa tajne dokumenty. Proste, prawda? Oczywiście, twórcy gry "upierają się", iż najnowsi "Commandosi" pozwalają nam na ukończenie gry w dwojaki sposób - po cichu lub bez zbędnych ceregieli. Jednak w rzeczywistości kontrast ten jest zbyt mały. Czasami snajper będzie miał szansę rzucić jednym ze swoich kilku noży, komandos podciąć komuś gardło, a szpieg zastrzelić kogoś z pistoletu wyposażonego w tłumik, lecz o jakiejś nieliniowości zadań trudno tu powiedzieć...

Same misje, których jest jedynie czternaście, to praktycznie standardowy zestaw wojennych zmagań. Tu trzeba coś wysadzić, tam kogoś zastrzelić, tych znowu uratować, a przed tymi uciekać. Z drugiej jednak strony, odwiedzając tereny Francji, Rosji czy Norwegii, nie mógłbym skłamać, iż nie zostały przygotowane bardzo ciekawie i profesjonalnie. Podobnie jak ma to miejsce w serii "Medal of Honor", świszczą kule, eksplodują budynki, przejeżdżają opancerzone czołgi, samoloty spadają z nieba - podkreślając brudny i okrutny klimat wojennej apokalipsy.

W zabłoconym okopie

Na koniec warto poruszyć dość istotną sprawę dla tego typu gry, czyli szatę graficzną, jaką prezentuje. Od razu widać, że "Commandos: Strike Force" gościła najpierw na konsolach, a dopiero potem doczekała się zmiany platformy. Nie zrozumcie mnie źle! Sam mam dwie konsole i kocham je ponad życie, lecz równocześnie doskonale zdaję sobie sprawę, że mało który producent posiadana na tyle wiedzy oraz doświadczenia, aby jak najlepiej dokonać takiej konwersji. Nie powiem, animacja postaci jest ładna, obiekty ciekawie zaprojektowane, a lokacje rozbudowane i klimatyczne, jednak brakuje uderzenia i siły, jaką oferuje nam chociażby "Call of Duty 2". Wszystko to za sprawą silnika gry, który nie potrafi w pełni wykorzystać najnowszych zdobyczy dzisiejszej techniki..

Mieszanka wybuchowa?

Nowy "Commandos" poniekąd rozczarowuje. Zmiana gatunku, jaką dokonali twórcy, najwidoczniej przysporzyła zbyt wielu wyzwań producentom, aby w pełni zachować geniusz poprzednich części i równocześnie wznieść "Strike Force" na nowe poziomy. W rezultacie otrzymaliśmy średnią i dość dobrze opracowaną strzelankę FPS, gdzie liczy się nie tylko celne "punktowanie" wroga, ale i trochę taktyki oraz rozsądku. I choć nie jest to "Medal of Honor", nie wygląda jak "Call of Duty 2", a misje zbyt często powtarzają oklepane już motywy, "Commandos: Strike Force" to interesujący produkt, w który zagrać może każdy.

AFrO

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: snajperzy | szpieg | dystrybutor | wydawca | misje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy