Bugs Bunny - Lost in time

Jakiś czas temu zaczął się boom na trójwymiarowe platformówki - jedną z pierwszych, poważnych tego typu gier, był Croc. Jako, że gra osiągnęła poważny rynkowy sukces, inni twórcy poszli "na całość" i tak coraz więcej takich platformówek "wychodzi" spod wprawnych rąk programistów i grafików..

Niestety programiści pracujący nad Bugsem mieli chyba po 2 lewe ręce... a dlaczego? Zaraz się dowiecie.

Jak pewnie łatwo się domyślić, Bugs Bunny - Lost in Time jest grą

opartą o produkcje Warner Bros - serię filmów

Reklama

animowanych z najpopularniejszym królikiem świata

oraz jego kompanami. Spotkacie tutaj wiele

charakterystycznych dla tych filmów gagów (np.

spadające znienacka kowadła), zachowana jest filmowa

zależność bohaterów - dla przykładu Diabeł Tasmański

jest wrogiem naszego królika.

Gra oparta jest o bardzo prosty scenariusz. Bugs "zgubił się" w czasie i znalazł się w

dziwnej krainie przy zamku czarnoksiężnika. Tenże osobnik, po pomyślnym przejściu

"szkolenia" - czyli przyswojeniu sobie sterowania królikiem na prostym "placu

manewrowym" - wytłumaczy Wam, jak możecie pomóc Bugsowi wrócić do jego

prawdziwego świata. Będzie to polegało na zbieraniu... marchewki... (trudno się domyślić), budzików i innych gadżetów, które porozrzucane są w różnych miejscach.

Odpowiednia ilość tych przedmiotów pozwala przejść określony etap rozgrywki.

Graficznie gierka jest zrealizowana poprawnie. Grafika jest lekka, kolorowa, czytelna, bez

zbędnych bajerów, które mogłyby utrudnić rozgrywkę. Oczywiście wykorzystywane są

możliwości akceleratorów 3D, ale bez przesadnego zaangażowania się wgłąb

możliwości tych kart.

I tutaj kończą się pochwały, a zaczyna się tragedia. Nieco kuleje sterowanie. Nieco - to może źle powiedziane. Ten, kto tą grę testował, to był chyba guru orientacji przestrzennej. Kamera śledząca bohatera ustawia się w losowo wybranych pozycjach, niekoniecznie zawsze za plecami bohatera (jak to jest np. w grach TombRaiderowatych). Teraz wyobraźcie sobie, że macie do przejścia bardzo trudny fragment gry, gdzie oprócz szybkiego wykonania kilku elementów akrobacji nalezy wykazac sie wrecz chirurgiczna precyzja... a tutaj kamera robi nam psikusa i 34 razy zmienia swoje położenie, w efekcie czego bohater ląduje w burakach.... Przyzwyczaić się do tego NIE DA. Próbowałem, walczyłem z tym, myślę - mam złe przyzwyczajenia. Po prostu się nie da i już.



Generalnie gra byłaby naprawdę niezła, gdyby nie trochę nieprzemyślane sterowanie. I wyszła maksymalna kicha.

Tomasz Jarnot

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: boom | trójwymiarowe | Lost: Zagubieni | Time
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy