Bezkonkurencyjny Burnout 3

Na chwilę obecną w czołówce najbardziej wyczekiwanych gier wyścigowych figurują takie pozycje, jak "Need For Speed: Underground 2", "Juiced" oraz "Burnout 3".



Dzisiaj pragniemy podzielić się z wami pierwszymi, jeszcze "gorącymi" wrażeniami, obejmującymi grywalne testy dwóch ostatnich super-produkcji!





Wczesne wersje konsolowych hitów zatytułowanych "Juiced" oraz "Burnout 3" właśnie zagościły w czytnikach naszych konsol i w związku z zaistniałym faktem pragniemy przekazać wam nasze spostrzeżenia dotyczące modelu sterowania, opraw wizualnej i dźwiękowej tych tytułów.

Reklama



Na wstępie warto powiedzieć, że "Juiced" nie może konkurować w żadnej kategorii z tytułem "Burnout 3".To absolutnie dwa odmienne światy ukazujące perspektywę szalonych wyścigów w ruchu miejskim. "Juiced" ze względu na swój symulacyjny charakter modelu sterowania stanie w szranki z grą "Need For Speed: Underground 2".





"Burnout 3" odcina się od tej stawki, proponując typowo zręcznościową zabawę, okraszoną kosmicznymi prędkościami, z widowiskowymi karambolami, jakich jeszcze świat nie widział! Na pułapie doznań odczuwanych prędkości oraz wzrostu adrenaliny we krwi, produkcja panów z grupy deweloperskiej Criterion kasuje swych swych konkurentów bez cienia wątpliwości.



Pierwsze minuty pogrywania w zwariowanego "Burnout 3: Takedown" odkryły przed nami kilka innowacyjnych patentów, wdrożonych do najnowszej odsłony serii. Bardzo ciekawie prezentuje się system relacjonowania kolizji naszych rywali. Nie przesłyszeliście się. Przykładowa sytuacja: gdy uda się zepchnąć zderzakiem konkurenta na betonowy słup, filar mostu czy poza trasę, wtedy akcja nagle się zatrzymuje, a kamera podąża w kierunku nieszczęśliwca dając nam pełny obraz jego drogowej tragedii! Fantastyczne i jakże oryginalne.





Skoro jesteśmy już przy tematyce wypadków samochodowych, warto również dodać, że nasz pojazd w trzeciej odsłonie serii "Burnout" jeszcze realistyczniej ulega siłom destrukcyjnym. Widoczne są strefy kontrolowanego zgniotu, łącznie z deformacją całego szkieletu bryły pojazdu, aż po załamania konkretnych podzespołów.





"Juiced" w temacie kolizji nie dorównuje nawet do pięt produkcji serwowanej przez wydawcę Electronic Arts (mowa oczywiście o "B3:T"). Mamy gorącą nadzieję, że to się jeszcze zmieni, ponieważ aktualnie wizualizacja zniszczeń polega jedynie na prezentacji wgnieceń, otarć widocznych na karoserii oraz zerwaniu niektórych akcesoriów. Ale tak jak powiadamy, "Juiced" - chociażby ze względu na charakter rozgrywki - plasuje się na jednej półce gatunkowej z "Need For Speed: Underground 2".





To, co w "Juiced" może przypaść do gustu wytrawnym wirtualnym kierowcom, to bardzo realnie zapowiadająca się fizyka pojazdów. Choć o "dachowaniach" nie ma jeszcze mowy, to efekt przeniesienia mocy na złożoną mechanikę układów jezdnych w połączeniu z dobrą pracą kamer potrafią zachęcić do drogowych wojaży. Jazda na pograniczu zdrowego rozsądku, z uwzględnieniem kontrolowanych power-slide'ów, robi wrażenie. W końcu czuć moce drzemiące w silnikach naszych drogocennych maszyn. Powracając do tematu zniszczeń musimy nadmienić, że każda agresywniejsza kolizja z bandami czy innymi samochodami powoduje konsekwentną destrukcję naszego bolidu. Z ciekawszych rozwiązań utkwił nam w pamięci motyw z "wyciekiem" uszkodzonej instalacji N2O. "Juiced" już jest bardzo ambitną produkcją...





Jak w tych realiach odnajdzie się "Need For Speed: Underground 2"? Miejmy nadzieję, że ujawni swoją twarz jako wartościowa alternatywa dla gry pt. "Juiced". A jak się ma do tej stawki "Burnout 3: Takedown"? On już odstawił obie produkcje oryginalnością, rozmachem wypadków drogowych oraz kapitalnym klimatem arcade. Sukces tej gry jest już przesądzony!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy