Aktorzy negocjują z branżą

Jak poważnym graczem na rynku rozrywki stał się przemysł gier wideo mogą obrazować napięcia, jakie mają miejsce przy negocjowaniu nowej umowy pomiędzy zrzeszającymi aktorów organizacjami Screen Actors Guild i The American Federation of Television and Radio Artists a przedstawicielami producentów gier wideo.

Aktualna umowa wygasa w piątek, 22 kwietnia, a aktorzy zrzeszeni w tych organizacjach nie chcą przedłużać jej na obecnych warunkach - domagają się większych przywilejów.

Postanowienia umowy okazują się bardzo ważkie w obliczu sukcesu takich produkcji, jak choćby "Grand Ttheft Auto: San Andreas" firmy Rockstar lub "Halo 2" Microsoftu, które w zeszłym roku zarobiły po 250 mln dolarów każda. To porównywalnie tyle samo co największe kinowe hity.

Dziś nazwiska gwiazd w produkcjach gier wideo stały się chlebem powszednim. Swoje głosy i podobizny na potrzeby gier użyczają takie legendy kina, jak Clint Eastwood, Vin Diesel, Heather Graham czy nawet Marlon Brando, który wystąpi w grze "Godfather" firmy Electronic Arts.

Okazuje się, że aktorzy - oprócz zwyczajowych grantów, jak minimalny poziom zarobków, opłat emerytalnych oraz ubezpieczeń zdrowotnych - domagają się od producentów gier komputerowych także umieszczania ich nazwisk na widocznym miejscu w napisach końcowych, wyświetlanych na końcu gry, tak jak ma to obecnie miejsce w filmach.

Sprawę komplikuje fakt, że branża elektronicznej rozrywki nie ma doświadczenia w negocjacjach zbiorowych z pracownikami, nie ma nawet odpowiedniego organu uprawnionego do negocjowania - w imieniu całej branży występuje aktualnie grupa kilku wydawców i producentów.

Na razie nie wiadomo, jakie będą postanowienia nowej umowy, a jej szansę zawarcia określa się jako "pół na pół".

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przemysł | wideo | rozrywki | aktorzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy