30 milionów dolarów i gry staną się sztuką?

Od lat deweloperzy gier są porównywani do artystów tworzących dzieła sztuki. Jednakże w odróżnieniu od nich nie są przesadnie podziwiani za efekty swoich prac. Wprost przeciwnie - gry są uznawane za treści trywialne i banalne. Nadchodzą lata, w których takie opinie mogą zniknąć - przykład ma dać twórca "The Getaway".

"Poszczególne części gier zawsze miały artystyczną wartość" - twierdzi Nic Kelman, amerykański pisarz, autor książki Video Game Art. "Jednak w ciągu kilku ostatnich lat synteza wszystkich tych elementów tworzy coś, co oferuje bogatsze doświadczenia, coś, co wykracza poza formę".

O tym, że gry muszą być postrzegane już jako twórczość na wysokim poziomie świadczą prognozy. W ciągu kilku następnych lat dochody rynku elektronicznej rozrywki mają wzrosnąć z 33,5 miliarda dolarów odnotowanych w 2004 roku do 72,5 miliardów dolarów spodziewanych w 2009 roku. Tym samym wartość rynku gier może przekroczyć połączone siły przemysłu filmowego i muzycznego.

Takie nazwiska, jak Shigeru Miyamoto i Will Wright, są już równoznaczne ze specyficznym stylem tworzenia gier. Miyamoto (twórca m.in. serii "Mario") przykładowo - według dziennika The New Yorker - jest dla branży gier niczym D. W. Griffith, pionier przemysłu filmowego, twórca kilkunastu różnych typów i gatunków produkcji.

Mimo to wpływowy krytyk filmowy Roger Ebert na początku bieżącego roku skazał gry na banicję w świecie "prawdziwej sztuki". Głównym powodem, dla którego nie zamierza traktować gier na poważnie, jest konieczność podejmowania decyzji przez gracza, podczas gdy film i literatura - w jego opinii - "wymaga kontroli ze strony autorytetu".

Innymi słowy: interaktywność gier jest dla Eberta ich największą wadą. Tę opinię podzielają nawet sami twórcy gier - tacy jak Steve Stamatiadis, szef zespołu Krome (m.in. "TY the Tasmanian Tiger"): "Około 90% ludzi wybiera gry, w których chodzi o bieganie i strzelanie do czegoś".

Przeciwnego zdania są przedstawiciele Micro Forte, studia weteranów, którzy od ponad 20 lat specjalizują się w tworzeniu narzędzi deweloperskich. Wśród swoich sukcesów mają też produkcję "Fallout Tactics: Brotherhood of Steel". John De Margheriti, założyciel firmy, sądzi, że to właśnie interaktywność gier jest ich największym atutem, którego brak innym środkom przekazu.

Prawdziwą rewolucję zdaniem dziennika The Age zamierzają przeprowadzić jednak australijscy deweloperzy pod przewodnictwem Brendana McNamara, twórcy "The Getaway", jednego z największych hitów na PlayStation 2. Twórca przeniósł się z Londynu i dołączył do Team Bondi, aby na własny rachunek opracować grę wartą 30 milionów dolarów. Będzie to więc jeden z najdroższych tytułów historii branży. Od blisko dwóch lat studio tworzy "L.A. Noire", grę dla Sony PlayStation 3 utrzymaną w klimacie filmu noir, inspirowaną literaturą Raymonda Chandlera i Jamesa Ellroya.

Realistyczne efekty graficzne, głosy postaci, lokacje, techniki montażu rodem ze świata filmu, 170 stron skryptu fabuły oraz 1200 stron opisów interaktywnych elementów gry - zdaniem McNamara - świadczą o tym, że jego firma tworzy sztukę.

Wstępna data premiery "L.A. Noire" nie jest jeszcze znana.

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: deweloper | deweloperzy | dzieła | dzieła sztuki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy