Ninja Blade

Co zrobi Microsoft, żeby konsola Xbox 360 sprzedawała się lepiej na rodzimym gruncie konkurencyjnej PlayStation 3, czyli w Japonii? Z doświadczenia wiemy, że sporo, a dowodami tego są tytuły, które można nazwać swoistym ukłonem w stronę japońskich graczy. Taką pozycją jest m.in. "Ninja Blade", gra firmy From Software rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni, twórców takich serii, jak "Otogi" czy "Tenchu".

Dodając do tego fakt, że premiera azjatyckiej wersji odbyła się ponad miesiąc przed pozostałymi oraz to, iż nad wyglądem postaci pracował Keiji Nakaoka (Capcom), a nad muzyką Norihiko Hibino (GEM Impact) - możemy już być pewni, że "Ninja Blade" to kolejny tytuł stworzony przede wszystkim ze "strategiczną" myślą Microsoftu o japońskim rynku gier wideo. Na szczęście Europejczycy też otrzymali swoją odsłonę tego tytułu, dzięki czemu na własne oczy możemy się przekonać, w jaki sposób Microsoft próbuje zaistnieć z konsolą Xbox 360 na Dalekim Wschodzie. Czy "Ninja Blade" to udana próba zdobycia serc nie tylko japońskich graczy?

Reklama

Akcja gry toczy się w niedalekiej przyszłości w Tokio, jakżeby inaczej. Otóż 12 sierpnia 2015 roku na terenie tej metropolii zostają wykryte siedliska wirusa "alpha", które bardzo szybko się rozprzestrzeniają i stają się bardzo realnym zagrożeniem nie tylko dla mieszkańców miasta, ale także w konsekwencji dla całej ludzkości. A to wszystko dlatego, że zarażeni ludzie zamieniają się w okrutne potwory, a zainfekowane przedmioty w... jeszcze bardziej okrutniejsze wymysły japońskich programistów.

Jedyną nadzieją na uratowanie Tokio jest wyjątkowy gość, wojownik ninja o zaskakująco "zachodnim" imieniu Ken. Postać bardzo przerysowana poprzez liniową fabułę - potrafiąca własnoręcznie zatrzymać pędzący samolot, a z drugiej strony nie mogąca wpływać na egzystencję prostych elementów otoczenia lub ginąca od ugryzień malutkich nietoperzy. Poza tym nasz bohater uwikłany jest przez całą grę w pewną rodzinną intrygę, choć do tragizmu Kordiana Słowackiego sporo mu brakuje. I taki niezniszczalny heros musi rozprawić się z wrogiem, gdyż w przeciwnym wypadku Tokio czeka totalna zagłada. Trywialność i prostota fabuły ma nawet pewien urok, przy okazji od razu możemy się przekonać, że tak naprawdę twórcy położyli nacisk na rozgrywkę, a nie na jej otoczkę.

Tak jak wspomniałem wcześniej, rozgrywka jest liniowa do bólu, a sama gra nie jest niczym odkrywczym. Tego typu gry akcji widzieliśmy w lepszym lub gorszym wykonaniu wiele razy. Różnicą "Ninja Blade" jest to, że jako jedna z pierwszych przekłada sekwencje QTE (Quick Time Events) nad tradycyjne "rąbanie" kolejnych zastępów przeciwników. Co do słuszności takiego założenia opinie będą zapewne podzielone. Trzeba jednak przyznać, że nadają wyjątkowo filmowego klimatu całości i pozytywnie wpływają na dynamizm zabawy. Dla niezaznajomionych z QTE krótkie wyjaśnienie - są to sekwencje, które wymagają odpowiednio szybkiego wciśnięcia danego przycisku na padzie, aby popchnąć całą akcję dalej. Takich momentów podczas wędrówki Kena jest całe mnóstwo, czasami podczas gry aż ze łzą w oku wspomina się tradycyjną sieczkę setek przeciwników. Tu jest zupełnie na odwrót i jeśli gracz jest w stanie to zaakceptować, jestem pewien, że polubi "Ninja Blade".

Równie odmiennym podejściem do gier tego typu jest spora ilość bossów, mini-bossów i kluczowych postaci podczas każdego poziomu, co również zaliczyłbym grze na plus, gdyż jeszcze bardziej dynamizuje rozgrywkę i tworzy udany duet wraz ze sporą ilością QTE. Podczas swojej misji Ken zmierzy się w pojedynkę z przeróżnymi wrogami - w tym przypadku twórcy gry popuścili ostro wodze fantazji, przez co w grze zawalczymy m.in. z zainfekowanym pociągiem czy zmutowanym helikopterem. Jak jechać po bandzie, to po całości, a co tam...

W całej tej radosnej sieczce bohater wspomaga się trzema rodzajami mieczy i posiada trzy rodzaje shurikenów - każda z broni ma swoje specjalne zastosowania i w niektórych etapach gry zastosowanie jej jest wręcz niezbędne do dalszego kontynuowania rozgrywki. Bronie oczywiście da się ulepszać za pomocą zebranych kryształków krwi, dzięki czemu stają się jeszcze potężniejsze. Jeśli będziecie szczęściarzami, to na swej drodze natkniecie się na dodatkowe komplety strojów dla naszego wojownika. Może oblepione śluzem potwory przestraszą się bardziej wyposażonego w katanę klauna? Poza wpływem na aspekt wizualny wyglądu naszego bohatera, stroje tak naprawdę nie służą niczemu. A szkoda, bo mogłyby stanowić ciekawe uzupełnienie tuningu Kena.

Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, można mieć mieszane odczucia. Z jednej strony świetne animacje podczas QTE, a także bardzo szczegółowo zaprojektowane modele postaci, z drugiej przeciętny wygląd elementów mijanego otoczenia. Autorzy mistrzowsko odwzorowali tokijską metropolię w scenach przerywnikowych, jednak ciężko już poczuć wielkomiejski klimat podczas właściwej rozgrywki. Muzyka i dźwięki towarzyszące grze są miłe dla ucha, bez operowych arii, ale dobrze wpasowują się w klimat dynamicznej sieczki. Gorzej jest z pracą lektorów - głosy aktorów brzmią bardzo sztucznie i nadają się bardziej do filmów klasy "C" niż do w miarę poprawnie wykonanej gry konsolowej. Ważne jest również to, że polska wersja językowa gry posiada opcję wyświetlania rodzimych napisów, co na pewno powiększy grono jej lokalnych odbiorców.

Największą bolączką gry jest bardzo ważny aspekt jej technicznej strony, a mianowicie sposobu zapisu gry. Uwaga... Autorzy nie przewidzieli możliwości zapamiętania stanu gry podczas przechodzenia poszczególnych poziomów. Taka możliwość istnieje jedynie po zakończeniu każdego z nich. Wyobraźcie sobie teraz sytuację, że macie około godziny wolnego czasu, aby odpalić konsolę i w coś pograć. Szczerze odradzałbym w takim momencie wybór "Ninja Blade", gdyż istnieje ryzyko, że nie zdążycie dotrzeć do końca poziomu i zabawę za jakiś czas trzeba będzie rozpoczynać od początku. Paranoja!

"Ninja Blade" nie jest może pozycją wybitną, która zapisze się w annałach elektronicznej rozrywki, ale z pewnością jest to gra solidna. Przy odpowiednim do niej podejściu, zaakceptowaniu jej wad oraz zalet możecie się bardzo dobrze bawić przez kilka bądź kilkanaście godzin. "Ninja Blade" to bezstresowa, mało ambitna, ale dająca mnóstwo satysfakcji rąbanka w azjatyckich klimatach ze sporą dawką dynamizmu i efektownych momentów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: playstation 3 | tokio | xbox 360 | Microsoft | Xbox | ninja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy