Half-Life 2

Król konsolowych FPP w końcu zasiadł na zasłużonym tronie...

Po pierwsze...

Trudno będzie mi w to uwierzyć, ale istnieje możliwość, iż jest grupa ludzi, która nigdy nie miała kontaktu z tym tytułem. Z tejże racji postaram się każdemu przybliżyć niesamowitą i wartą każdej poświęconej uwagi historię gry.

Najpierw pojawiła się część pierwsza, to oczywiste. Był rok 1998, a świat nawet nie przypuszczał, że w jego ręce zostanie oddany tak wielki potencjał. Szybko ten błąd został naprawiony, a gra została okrzyknięta produktem wszech czasów, tytułem kultowym, przełomowym i ponadczasowym. Zatrzęsienie nagród, tony pochwalnych recenzji i miliony sprzedanych egzemplarzy. Dlaczego? Co zadecydowało o tak spektakularnym sukcesie? Po pierwsze klimat i otoczka samej gry, fabuła, grafika i samo podejście do prezentacji głównego bohatera. Po drugie innowacja, świeże pomysły, ogrom klimatu i perfekcyjnie poprowadzona ścieżka zwiedzania poszczególnych lokacji. Dodatkowo rewelacyjny dodatek - "Counter-Strike", dzięki któremu powstała możliwość gry po sieci czy na światowych serwerach w multum świetnie przygotowanych plansz w trybie multiplayer. To wszystko na zawsze wyryło w pamięci graczy nazwę "Half-Life".

No dobra, ale o czym opowiadała ta przełomowa produkcja? Wszystko zaczyna się w podziemnej kolejce, która wioząc naszego głównego bohatera Gordona Freemana, naukowca i badacza, do jego miejsca pracy, prezentuje uroki podziemnej placówki badawczej o nazwie Black Mesa. Kroczące maszyny przenoszące jakieś skrzynie, krzątający się pracownicy tajnej bazy, ochroniarze doglądający spokoju, dziwne sale badawcze, głowice jakiś rakiet - codzienne życie tajnej, rządowej organizacji. Kiedy dojeżdżamy na miejsce, podchodzi do nas ochroniarz, który otwiera nam drzwi i prowadzi nas do naszego miejsca pracy. Podobno dzisiaj wielki dzień. Ma zostać przeprowadzony ważny eksperyment z użyciem wrót "międzywymiarowych", a Ty, Drogi Graczu, masz wziąć w nim udział. Oczywiście coś się nie udaje i następuje usterka, która sprowadza do naszego wymiaru hordę przedziwnych stworów. Panika, ucieczka i śmierć czyhająca na każdego pracownika placówki. Żadnego ratowania świata, umiejętności zabójcy czy stylu ninja - naturalna i jak najbardziej ludzka chęć ucieczki i ratowania własnej skóry. Właśnie takie uczucie towarzyszy nam podczas próby bezpiecznego opuszczenia Black Mesa. Oczywiście wcześniej musimy przedrzeć się przez setki przeciwników, dowiedzieć się nieco o prawdziwym obliczu ścieżki fabularnej oraz poznać głównego mąciciela całej imprezy...

Po drugie...

Długo przyszło czekać nam na kontynuację tego kasowego przeboju. Dodatkowo, twórcy gry nie śpieszyli się zbytnio z powiadomieniem nas o ewentualnej premierze. Jakie było zdziwienie fanów, kiedy na jednym z pokazów prasowych przedstawiciel Valve zapowiedział, iż nadchodzi "Half-Life 2". Zawrzało od domysłów, plotek i dyskusji na temat jak może wyglądać kontynuacja ukochanego tytułu? Czy nadal będziemy sterować poczynaniami Gordona Freemana, czy wrócimy do Black Mesa, ale przede wszystkim czy najnowsza odsłona nie zbruka dobrego imienia poprzednika? Po zaledwie kilku miesiącach światu został ukazany niesamowity trailer ukazujący prawdziwe oblicze projektu "Half-Life 2". Trwający ponad 40 minut filmik przedstawił niemożliwą dotąd wizję "growych" programistów, z miejsca stając się największym i w przypadku Valve kolejnym przełomem w branży komputerowej. Przepiękna grafika, rewelacyjna animacja, niepowtarzalne efekty i przede wszystkim "silnik" Source oraz Havoc, dzięki któremu fizyka znana nam z naszego rzeczywistego świata w końcu zagościła w wirtualnym odpowiedniku. Przełom, miazga i globalne ocieplenie - to wszystko zapowiadało, że "Half-Life 2" po raz kolejny wstrząśnie graczami na całym świecie... Half-Life 2

Wystarczy zerknąć na recenzję gry w wersji PC, która ukazała się pod koniec zeszłego roku, a już będziemy wiedzieli, jaki w rzeczywistości okazał się szumnie zapowiadany "Half-Life 2". I z pewnością mimo kilku minimalnych wpadek okazał się godny swojego imienia. W takim razie, jaki jest konsolowy produkt? Równie dobry i wstrząsający? Na pewno!

Wielki Brat patrzy

Po dramatycznych wydarzeniach w Black Mesa, Gordon Freeman zdecydował się pracować dla tajemniczego G-Mana. Poddany specjalistycznym zabiegom w końcu zapada w stan hibernacji, letargu i nienaturalnego snu, czekając na kolejne zlecenie swojego chlebodawcy... W tym czasie wiele spraw uległo zmianie. Ludzkość została podbita przez "Imperium Kombinatu" - to samo, które odpowiadało za zniewolenie i wykorzystanie rasy Xen do ataku na Black Mesa. Oczywiście nie udało by im się to, gdyby nie pomoc człowieka, głównego administratora bazy Black Mesa, o imieniu Wallace Breen. Teraz, służąc kombinatowi, podzielił świat na odpowiednie strefy, gdzie każdy człowiek uczyniony niewolnikiem musi podporządkować się obecnemu stanowi. Łapanki, pełna kontrola, makabryczne eksperymenty na ludziach czy tłumienie wszelkiego oporu to główne środki podporządkowywania sobie świata. Na szczęście jest grupa ludzi, którzy postanowili zmienić tę kolej rzeczy... I o dziwo wśród nich odnajdujemy samego G-Mana! Nie wiadomo jakimi powodami kierowany, postanawia przebudzić swojego podopiecznego i tym samy pokrzyżować plany Pana Breena w drodze do całkowitej eksterminacji rodzaju ludzkiego...

Druga część serii "Half-Life" zaczyna się po raz kolejny w środku komunikacji. Tym razem jest to pociąg jadący do miasta o nazwie "City 17". Nie wiadomo skąd się tam wzięliśmy, co wydarzyło się pomiędzy wydarzeniami pierwszej i drugiej części i jakie jest nasze obecne zadanie? Tylko brzmiące gdzieś w podświadomości słowa G-Mana: "Obudź się, obudź, nadszedł Twój czas. Należał Ci się odpoczynek, ale... Odpowiedni człowiek na niewłaściwym miejscu może wszystko zmienić. Obudź się... i poczuj zapach ludzkiego prochu...". Z przemyśleń wyrywa nas głos jednego z pasażerów: "Welcome in the City 17... Dotarliśmy na miejsce".

Naszym oczom ukazuje się dworzec, miejsce tak podobne architektonicznie, jak te spotykane w Polsce. Aż ciarki przechodzą. Dosłownie jakby to miało się wydarzyć naprawdę. Na wielkim ekranie, niczym wielki brat, wita nas starszy jegomość, mówiąc nam, iż dobrze wybraliśmy to miejsce i że jest tu znacznie bezpieczniej. Czas się ruszać. Widzę, że inni kierują się w stronę jakiegoś wyjścia, więc pójdę za nimi. Moim oczom rzucają się wszędobylskie kamery, czytniki i sensory, ogromne ilości strażników... To oni! Jednostki kombinatu. Dziwne maski, pałki i odbezpieczona broń. Nie dam im powodu do zabicia mnie, jeszcze nie... Nagle zatrzymuje mnie jeden ze strażników. Przecież nic nie zrobiłem, ja tylko szukałem wyjścia. Na próżno. Eskortowany, docieram do jakiejś celi. Fotel, multum krwawych śladów, kolejne kamery oraz działka podwieszone pod sufitem. Mam przerąbane...

...Tak oto zaczyna się wielka i tak chwalona przeze mnie produkcja. I to właśnie klimat, fabuła i ogólna prezentacja gry po raz kolejny dają poczucie uczestniczenia i przeżywania wydarzeń toczących się na ekranie. Wszędobylskie patrole, tak bliska naszym oczom wschodnioeuropejska architektura, potężna dawka totalitaryzmu i niezrozumiałe dla nas słowa G-Mana. O co chodzi z tym kombinatem, kim jest Breen i jaka jest nasza rola w tej tajemniczej misji? Tego Wam już nie zdradzę... Source

Fizyka i odpowiedzialny za jej działanie mechanizm o nazwie Havoc 2.0, wykorzystany również w "Matrixie", to prawdziwy przełom, teraz również w konsolowej rozgrywce: ogromna interakcja, możliwość rozbicia, podniesienia i zniszczenia praktycznie wszystkiego, co spotkamy na swej drodze. Łamiące się deski, upadające beczki, tłukące się szyby, walące się konstrukcje, eksplodujące budowle. Żadnych skryptów i powtarzających się mechanizmów - prawdziwe poczucie rzeczywistości. Ciała reagujące odpowiednio do zadanych im obrażeń, ich zachowanie podczas upadku, uderzenia - czysty realizm. Potężny i naprawdę piorunujący efekt, który tylko potęguje wrażenie rzeczywistego uczestniczenia w wydarzeniach na ekranie. Oczywiście nie mamy "róży bez kolców". Niestety, ale nawet tu natrafimy na obiekty, których zniszczyć nie możemy. Jest to jednak znikoma ilość i w porównaniu z innymi, konkurencyjnymi tytułami, wręcz śmieszna...

Havoc to nie tylko reakcja poszczególnych obiektów na naszą agresję. To również szereg możliwości, które pozwolą nam na osiągnięcie zamierzonego celu. Ustawienie kilku beczek, aby odpowiednia deska uniosła się, umożliwiając nam dalszą drogę; uszkodzenie odpowiedniego wspornika, który załamie całą konstrukcję, abyśmy mogli osiągnąć wyznaczone wzniesienie; ogromny magnez, który pozwoli nam przesunąć wielki kontener, którym potem możemy uprzątnąć wojska kombinatu. Valve zaszalało...

Potęga Xboxa

Graficznie najnowszy tytuł o nazwie "Half-Life 2" to największe osiągnięcie w dziedzinie konsolowych możliwości. Fakt, nie oszukujmy się, jest gorzej niż na potężnych komputerach, lecz jednak mamy do czynienia z najlepiej wyglądającym i działającym tytułem na wszelkie konsole. Płynność, detale, tekstury, animacja, ilość obiektów pojawiających się na ekranie, ogrom efektów - to po prostu poraża. Woda wyglądająca jak prawdziwa, płynne i półprzeźroczyste powierzchnie, ogień, niebo, dym czy eksplozje to arcydzieła dzisiejszej techniki. Dodatkowo rewelacyjny design poszczególnych lokacji, miast, kanałów, portu, podziemi wespół z mistrzowskim "silnikiem gry" zapewniają najpiękniejsze i najbardziej realistyczne wrażenia, jakie kiedykolwiek dostarczała gra FPP.

Na osobny akapit zasługuje również sama mimika i animacja twarzy poszczególnych bohaterów. Wykonanie G-Mana, Breena, czy innych bohaterów gry to efekt najlepszy z najlepszych. Ponad 40 "wirtualnych mięśni" odpowiadających za wyraz twarzy danej postaci, ich wyrazistość i wiarygodność, dopracowane w każdym szczególe wzbudzają zachwyt i podziw - jak tego dokonali? Valve szaleje...

Muzyka przygotowana specjalnie do "Half-Life'a 2" to kolejne mistrzostwo świata - "okrutnie" klimatyczna, filmowa, pełna pożądanych motywów i budującego nastroju. Szczerze powiem, że czasami miałem wrażenie, iż mimo tych wszystkich efektów to właśnie ścieżka dźwiękowa zapewniła tak wybitne wrażenia.

Gravity Gun

Jest to kolejna wizytówka tejże gry i nie wspomnieć o tym elemencie byłoby wielkim błędem. Otóż oprócz standardowego i znanego nam arsenału broni - karabiny, strzelby, wyrzutnie rakiet, granaty - do dyspozycji oddano ma bardzo ciekawy i nowatorski wynalazek. Gravity Gun, bo o nim tu mowa, to takie działko miotające skondensowanym polem antygrawitacyjnym. Dzięki niemu jesteśmy w stanie nie tylko unieść wszystkie lekkie elementy w naszym otoczeniu, ale również cisnąć nimi na większą odległość. Pomyślcie sobie - chwytacie takie działko, następnie wiązkę kierujecie na pobliski kubeł i rzucacie nim w pobliskich przeciwników. Możemy również zasłonić się przed ostrzałem wroga, np. wyrwanym kaloryferem i w odpowiednim momencie rzucić w kierunku wroga śmiercionośny "ogrzewacz". Frajda przy tym jest niesamowita. Nie tylko z buta...

"Half-Life 2" to nie tylko możliwość zwiedzania lokacji pieszo. To również szansa na przejechanie wroga "zadziornym" buggym, wyposażonym dodatkowo w działko, lub przemierzenie ogromnych odległości za pomocą nowoczesnego poduszkowca. Ich sposób kierowania i model jazdy, mimo że w miarę "arcadowy", jest bardzo intuicyjny i przyjemny. Zróżnicowanie i pomysłowo - brawo.

Władze kombinatu

Na koniec pozostawię Wam element najbardziej reklamowany i zachwalany przez ekipę "Half-Life'a 2". Chodzi mianowicie o "sztuczną inteligencję" zarówno przeciwników, jak i sojuszników Gordona Freemana. Zapowiadany przełom i potęga tego aspektu moim zdaniem znacznie odbiega od rzeczywistości. Po pierwsze wojska Kombinatu to jedynie jednostki, które mogą nam "przeszkodzić" w dążeniu do celu. Nie spotkamy z ich strony żadnych złożonych taktyk czy zachowań - ot, standardowo: chowają się, rzucają granatami, wzywają wsparcie, czasami zajdą od tyłu lub przeprowadzą w miarę składną akcję. Są to jednak wyjątki i najczęściej "Half-Life 2" nie wymaga od nas wielkiego wysiłku. Podobnie jest z naszymi sojusznikami, ale z nimi jest jeszcze gorzej. Nie raz zakląłem, kiedy pięcioosobowa ekipa jedynie przeszkadzała mi w pokonywaniu ciasnych korytarzy. Ani nie osłonią, ani nie odnajdą jakiejś kryjówki. Czasami widok był żenujący. Być może przesadzam, w końcu mamy do czynienia z przyzwoitą inteligencją przeciwników, ale te zapowiadane rewolucje zadziałały na mnie jak płachta na byka. Szkoda...

Przełom?

Nowy "Half-Life 2" to tytuł nie tylko wybitny, ale i kontrowersyjny zarazem. Piękny, wstrząsający, klimatyczny i z pewnością wyposażony w rewelacyjny "silnik". Z drugiej jednak strony odbiega od zapowiadanych "przełomów", stając się "jedynie" wielką, ale nie przełomową i rewolucyjną produkcją. Przede wszystkim wspominana przeze mnie "sztuczna inteligencja", która miała być "fest, a jedynie jest", mimo wszystkich zalet dość uboga fabuła, która znajdzie tylu fanów co przeciwników, oraz trochę zbyt krótki czas potrzebny do "pokonania" tytułu, bo zaledwie 12 godzin. Na szczęście gra ta jest nad wyraz grywalna - już po zakończeniu napisów końcowych, myślimy o terminie kolejnego "spotkania", co bardzo pozytywnie wpłynęło na końcową ocenę.

Podsumowując, otrzymaliśmy godnego następcę gatunku FPP, a sam "Half-Life 2" jest wart każdej wydanej na niego złotówki. Bogaty, rozbudowany, swoim rozmachem i pomysłem zabierający dech w piersiach. To wspaniała i najlepsza przygoda, jaka do tej pory ukazała się na konsoli Microsoftu, a jej imię i charakter jeszcze przez długie lata będą wspominane z szacunkiem i podziwem...

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przełom
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy