Gears of War

W końcu!

Długo musieliśmy czekać na prawdziwy tytuł prezentujący moc konsoli nowej generacji. To przecież kilkanaście miesięcy od premiery Xboxa 360, a dopiero teraz, po "przeżyciu" "Gears of War", wiem, czego mogę się spodziewać po kolejnych tytułach na PlayStation 3, Wii i oczywiście nową konsolę Microsoftu. Pora na zupełnie nową jakość...

Droga ku wolności..

Zaczynasz grę jako Marcus Fenix - koleś, który mając na karku liczne zbrodnie wojenne, odzyskuje upragnioną wolność. Zamiast jednak od razu wbić do przytulnej spelunki i opić radosną nowinę, dostajesz w rękę spluwę z rozkazem - idź i zabij! Okazuje się, że ludzkość po raz kolejny została skazana na totalną zagładę. Jest odległa przyszłość, ludzie niczym szarańcza rozbijają się po całym wszechświecie i na jednej z planet o nazwie Sera dochodzi do spodziewanego kontaktu - spotkania z obcą cywilizacją: Locustami. Nie spodziewajcie się jednak galaktycznej fety i imprezki z kolorowymi kosmitkami. Zamiast tego kilka atomówek na ludzkie metropolie i czytelny komunikat - "end of mankind"!

Reklama

Ścieżka ku zagładzie

"Gears of War", podobnie jak "Resident Evil 4", to tytuł godnie reprezentujący gatunek TPS - Third Person Perspective. Kamera posłusznie podąża za plecami głównego bohatera i podobnie jak w dziele Capcom, w trybie precyzyjniejszego celowania, kadr zmienia się na ciasny, sytuując się tuż za ramieniem Marcusa. Dzięki takiemu zabiegowi rozgrywka staje się o wiele mniej beztroska i pozbawiona "bezmyślej sieczki". O tym fakcie decyduje przede wszystkim sposób, w jaki zdobywamy przewagę na kolejnym przedpolu. Zapewniam, że nawet na najniższym poziomie trudności nie uda Wam się "na ślepo" przebiec danej miejscówki. Od razu otrzymacie serię po klacie i tyle po Waszym żywocie. Drogą do osiągnięcia przewagi nad cholernie inteligentnym przeciwnikiem jest umiejętne korzystanie z osłon oraz taktyczne i rozsądne prowadzenie ognia. Za pomocą jednego klawisza przyklejamy się do danej ściany, kolumny lub nawet samochodu, skąd bezpiecznie możemy prowadzić ogień zaporowy, wspomagający lub nawet strzelać na oślep.

Równocześnie naszym krwawym wojażom towarzyszy "ekipa remontowa", czyli trzech panów posłusznie wykonujących nasze proste komendy: osłaniaj, do mnie, atakuj itp. Ich sztuczna inteligencja należy do jednych z najlepszych, jakie w życiu poznałem, i jedynie w kilku momentach mocno mnie zawiedli. Inną sprawą jest to, że bardzo często grupa Delta musi się rozdzielić, oferując nam "symboliczną" nieliniowość, z którą ekipą chcemy się zabrać. Bardzo cieszy w czasie "rozdzielanych" misji fakt, że często dopatrzymy się działań drugiej grupy w postaci odległych eksplozji, komunikatów radiowych, a nawet gdzieś tam w oddali walczących sylwetek naszych kompanów. Klimatyczny patent.

Recenzując "Gears of War" nie sposób pominąć genialnie zaprojektowanych lokacji, które głównie umiejscowione w zrujnowanych miastach prezentują klasę samą w sobie. Zniszczone budowle, powywracane pojazdy, rozłupane fontanny, zdewastowane rzeźby, i wiele, wiele innych - tego nie da się po prostu opisać prostymi słowami. W tej kwestii wszystkie gry pokroju "Call of Duty" czy "Medal of Honor" chowają się z podkulonym ogonem. Wyobraźcie sobie do tego takie miejscówki, jak jaskinie, opuszczone dworce kolejowe, a nawet lasy "skąpane" w rzęsistym deszczu i niemiłosiernych piorunach.

Oczywiście nie byłoby tego porażającego efektu, gdyby nie oprawa graficzna. W tym momencie staram się zachować spokój doświadczonego profesjonalisty, ale najzwyczajniej w świecie nie jestem w stanie ogarnąć tego, co obejrzałem w dziele ekipy Epic Games. Jeszcze w życiu nie widziałem takich tekstur, ostrości, wyrazistości, pieczołowitości, artyzmu, geniuszu, detali, animacji i efektów graficznych w jednym miejscu. Nigdy! To, co oferuje nam "Gears of War", jest na pewno spełnieniem marzeń każdego gracza na całej kuli ziemskiej. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości.

Ścieżka dźwiękowa również nie odbiega od strony wizualnej. Muzyka buduje gęsty i dynamiczny klimat, dźwięki eksplozji i wystrzałów tworzą atmosferę postnuklearnej batalii, a krzyki naszych współziomków skutecznie pobudzają do dalszej walki ze śmiertelnym zagrożeniem.

Na koniec pozostaje kwestia brutalności gry oraz pytania, czy "Gears of War" może wystraszyć? Co do kwestii pierwszej to bezwzględnie zgadzam się z nalepką na pudełku gry. Dopiero od osiemnastu lat doświadczymy wulgarnego języka, hektolitrów krwi i dosadnie pokazanych scen masakry... równocześnie tworzących idealną przyprawę do tego niespotykanego dzieła. Aspekt kolejny - czy gra może wywołać u nas przerażenie - jest to bardzo indywidualną sprawą. Dla mnie spotkanie z Berserkerem na zawsze pozostawi specyficzne piętno...

W końcu

Nareszcie mamy grę nowej generacji, która spokojnie może pretendować nie tylko do gry roku, ale także tytułu historycznego. Składa się na to wiele czynników, które dokładnie opisałem powyżej. Zapewne oczekujecie jakichś wad. Może jedna - dwanaście godzin i gra pęka. To wszystko, co udało mi się wymyślić w tej kwestii.

Podsumowując, zalecam każdemu zakupić Xboxa 360, telewizor HD i oczywiście "Gears of War". Nie wiem, sprzedajcie samochód, dom, kosztowności - ten tytuł każdy szanujący się gracz musi doświadczyć we własnym zakresie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy