Brothers in Arms: Earned in Blood

"Brothers in Arms" to gra, która przyciągnęła do siebie ogromną rzeszę graczy. Z powodu niesamowitej grafiki i efektów specjalnych? Raczej z powodu swojej świeżości i zupełnie innego, bardziej poważnego podejścia do zagadnienia wojny.

Czy kolejna część tej świetnej produkcji również ma szansę podbić nasze serca? Zobaczmy...

Kompania Braci - Brothers in Arms

Chyba każdy słyszał o tym serialu? Dziesięć odcinków, które przeszły do miana produkcji kultowej. Nagrodzony filmowym odpowiednikiem Oscara, nagrodą Emmy, przez wielu krytyków (przeze mnie też) uznawany za najlepszy obraz II wojny światowej. Swoim rozmachem i opowiadaną historię nawiązujący do "Szeregowca Ryana" - wstrząsnął widzami na całym świecie. Nic dziwnego, skoro za kamerą ponownie stanął Steven Spielberg oraz Tom Hanks. Sam serial przedstawia losy żołnierzy gotowych walczyć w każdych warunkach, twierdzących, i słusznie zresztą, że jako jedyna jednostka "zawsze walczy w otoczeniu". Spadochroniarze, bo o nich tu mowa, to ludzie, którzy przeszli jeden z najbardziej wymagających szkoleń w ówczesnej Armii Stanów Zjednoczonych, dzielnie walcząc we Francji, Holandii oraz Niemczech....

Ogromny sukces, jaki odniosła "Kompania Braci", wzmocnił tylko apetyt graczy na klimaty II wojny światowej. "Medal of Honor", "Call of Duty" czy wreszcie produkcja oparta na licencji samego serialu - "Brothers in Arms: Road to Hill 30". To musiało się udać, a liczby mówią same za siebie...

"Brothers in Arms: Road to Hill 30" okazała się strzałem w dziesiątkę. Gra poruszająca klimaty kultowego serialu, opowiadająca o losach dzielnych spadochroniarzy, prezentująca ładną grafikę, filmową muzykę, ale przede wszystkim taktyczne podejście do pola walki, zdobyła uznanie u wielu maniaków. W myśl wojskowych taktyk, "Find, Flank, Fix", stworzyła dojrzały i bardzo realistyczny obraz ówczesnych batalii. Nic więc dziwnego że producent postanowił jeszcze raz zabrać nas na pola chwały i honoru oraz w miejsca, gdzie nie tylko doznajemy podnoszących na duchu fanfar, pięknych i głębokich obrazów ludzkiej odwagi, ale i ludzkiego cierpienia oraz śmierci...

Road to Hill 30

Na początku należało by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy "Earned in Blood" to pełnoprawny sequel. Czy mamy tu na tyle nowości i zmian, aby bez problemu odróżnić te dwie produkcje? Wydaje mi się, że nie. Śmiało można stwierdzić, iż najnowsze dzieło Gearbox, jest "jedynie" bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z poprzedniej części, wnosząca kilka zmian, ale nie na tyle, aby nosić miano kolejnej części. Czy powinno to nam przeszkadzać? "Brothers in Arms: Earned in Blood" to swoisty zestaw nowych misji - i jestem szczęśliwy, że doczekaliśmy się go tak szybko...

Zanim przystąpię do wymienienia nowych elementów "Earned in Blood", przypomnę najpierw, na czym polegała dokładnie rozgrywka w powoli tworzącej się już serii "Brothers in Arms".

Oprócz tego, że mamy tu do czynienia z rasowym FPP, co już chyba każdy wie, duży nacisk położono na rozgrywkę drużynową. Tak, jak miało to miejsce w rzeczywistości, rzadko kiedy zdobywano przewagę nad wrogiem za pomocą jednego żołnierza. Przyznam się szczerze, że grając w taki hit, jak "Medal of Honor", doskwierał mi oczywisty błąd twórców gry. Sam, w pojedynkę miałem pokonać przeciwnika? Jasne, mogę grać jak w "Quake'a" czy "Dooma", ale w takim razie gdzie jest realizm? Przecież każdy dobrze wie, iż wojnę wygrywa się ogromnym nakładem ludzkiego wysiłku. Powiem nawet - kosztem tysięcy ludzkich istnień. W takim razie gdzie Ci wszyscy żołnierze się podziali?Na szczęście tu nie popełniono już tego błędu. Ba, oddano nam pod komendę kilkuosobowy oddział, a i walcząc co chwilę napotykamy kolejnych sojuszników. Widok kilkudziesięciu wojaków, dzielnie broniących jakiegoś magazynku, przemieszczających się, osłaniających i walczących, tworzy piorunujący efekt.

Sama zaś rozgrywka polegała na typowym działaniu ówczesnych wojsk USA. Znajdź wroga, obejdź go i wykończ. Za pomocą prostych i bardzo intuicyjnych komend mogłeś dać rozkaz chłopakom, aby Cię osłaniali, obeszli wroga lub chowali się za daną zasłoną. Dodatkowo obdarzeni bardzo dopracowanymi algorytmami sztucznej inteligencji, stanowili rewelacyjnego sojusznika. Często to oni wyciągali nas z tarapatów, siejąc niesamowite spustoszenie w szeregach wroga. Realizm ogromny, a wrażenia niepowtarzalne. "Wreszcie" mogłeś po części ujrzeć obraz prawdziwych zmagań w czasie II wojny światowej...

Earned on Blood

Co w takim razie nowego zaoferowali nam programiści z ekipy Gearbox? Przede wszystkim zmianę terenu działania. W odróżnieniu od poprzedniej odsłony "Brothers in Arms", teraz walczymy w obszarze zabudowanym. Koniec z zielonymi łąkami, skromnymi wioskami i wszędobylską zielenią. Nadszedł czas na większe kombinowanie, szukanie zasłon, wroga oraz drogi na jego tyły. Zniszczone miasta, gruz, walące się domostwa i skomplikowana architektura kolejnych miasteczek stanowią świetne wyzwanie dla każdego dowódcy.

Sama opowieść zaczyna się tuż po obronie Carentan oraz bohaterskiej obronie Hill 30. Tym razem jako Joe "Red" Hartsock, który po awansie odszedł z oddziału Baker'a, naszego bohatera z poprzedniej części, spróbujemy godnie służyć ojczyźnie. Dzięki temu zabiegowi ujrzymy wojnę w trochę innym świetle, a dzięki retrospekcjom, ocenimy swoje wcześniejsze decyzje z trochę innej perspektywy...

...Naszym zadaniem było wyprzeć wroga z pobliskiej stacji kolejowej. Miałem do dyspozycji, oddział sześciu ludzi, gotowych zginąć pod moją komendą. Bałem się tej odpowiedzialności. Ktoś w sztabie dowodzenia postanowił wybrać mnie na dowódcę... To takie proste... Kiedy dotarliśmy w pobliże Chateau, natrafiliśmy na pierwszy opór nieprzyjaciela. Szybko kazałem się chować chłopakom za powalonym nieopodal konarem, a sam z trójką żołnierzy udałem się na skrzydło wroga. Kiedy w końcu ich obeszliśmy, nie mieli szans. Chłopaki za drzewem ściągnęli cały ich ogień. Nawet nie wiedzieli, kiedy pod ich nogami znalazł się pierwszy granat... Magazyn obok stacji był pełen szkopów. Gdyby nie szybkie przemieszczanie moich chłopaków, nie udało by się nam. Liczba wroga była o wiele większa niż wywiad przypuszczał, ale dzięki licznym zasłonom, w końcu udało nam się wyprzeć wroga ze stacji. Zniszczyliśmy cztery gniazda CKM-ów, dwa moździerze i jedną "osiemdziesiątkę". Kiedy walki ustały, dowiedziałem się, że jeden z moich oberwał. Biegł ostatni i oberwał tuż przed jednym z wagonów. Dostał w gardło, dlatego nie słyszeliśmy jego krzyku... Ciągle zadaje sobie pytanie, czy było warto? Czy jedno życie jest warte całej stacji i kilkunastu szkopów?

"Earned in Blood" świetnie kontynuuje to, co zaczęła poprzednia część. Mocny klimat, świetne misje, dużo główkowania, ale przede wszystkim zupełnie inny sposób walki. Teraz przeciwnik jeszcze bardziej kombinuje, nie daje się tak łatwo zajść, a i sam często posuwa się do podobnej strategii. Jest trudno - wróg z dużą intensywnością zmienia zasłony, wzywa wsparcie oraz celniej strzela.

Wykonanie

W poróżnianiu z poprzednią częścią, nie uraczymy tu jakiś większych zmian graficznych. Mamy nadal ten sam engine i te same możliwości. Za to design uległ atrakcyjnym ulepszeniu - miasta wyglądają naprawdę przekonywująco - zgliszcza, ciała, leje po bombach i ogólny chaos. Dodatkowo zwiększyła się ilość elementów, z którymi możemy wejść w interakcję - walące się drzewa, płoty, mury budynków. Moim zdaniem to przeniesienie akcji gry w tereny zabudowane tak mocno uatrakcyjniło nową odsłonę "Brothers in Arms". Słuszna decyzja...

Leje po bombach

Niestety, ale i tu mamy do czynienia w kilkoma ważnymi i bardzo psującymi zabawę elementami. Przede wszystkim ograniczenia terenu. Do każdego celu możemy dojść maksymalnie dwiema ścieżkami, nie możemy przeskoczyć lub przejść żadnych ogrodzeń, a i leżąca kłoda sięgająca nam do kostek stanowi przeszkodę nie do pokonania. A tak chciało by się wdrapać na jakieś drzewo lub dach, aby mieć lepszy widok i miejsce do ostrzału wroga. Również większość budynków to tak naprawdę jedynie przeszkody - bryły, które mają nam jedynie dać jakąś osłonę przed przeciwnikiem. Dlaczego nie można do nich wejść, wywarzyć drzwi i ostrzelać się z jakiegoś okna? Szkoda, bo jest mnóstwo podobnych wpadek, co skutecznie odbiera realizm tej produkcji. Dodatkowo wyczuwalna czasami pustka - jakbym mimo wszystko był tu sam. Widzę wroga, sojuszników, ale wszystko tu jakieś sterylne i wywarzone. Przydało by się więcej efektownych akcji i motywów, dynamicznej pogody i większego chaosu. Wyszło by to produkcji zdecydowanie na dobre.

Grać, czy nie grać?

Oczywiście, że grać! Mimo kilku ograniczeń i braków "Earned in Blood" to świetna zabawa dla każdego fanatyka II wojny światowej: eksplozje, świszczące kule, ruiny miast i rozbudowane zadania, dodatkowo dojrzały klimat i sugestywna otoczka. Jeśli nie grałeś w poprzednią część, to jest to tytuł, w który musisz zagrać. A jeśli grałeś, to dobrze wiesz, co zrobisz...

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: obraz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy