Ił 2 Sturmovik: Birds of Prey

Tytuł ten - wraz z dodatkami - jest dla wielu osób po dziś dzień absolutnym mistrzostwem w połączeniu dwóch, zdałoby się trudnych do pogodzenia terminów - grywalności i realizmu. Pecetowy Sturmovik miał na tyle elastyczną formułę, iż potrafił zadowolić zarówno najbardziej wymagających fanów symulacji, jak i początkujących "pilotów", dopiero uczących się trudnej sztuki unikania niechcianych przeciągnięć. Symulatory kojarzą nam się wszakże od zawsze przede wszystkim z rynkiem pecetowym, tym większe zdziwienie wywołała informacja o pojawieniu się kolejnej odsłony Sturmovika... na konsole siódmej generacji oraz handheldy.

Reklama

Mimo, iż do premiery ostatecznego produktu zostało zaledwie kilkanaście dni, postanowiliśmy podzielić się z wami naszymi pierwszymi wrażeniami z rozgrywki w formie tego oto betatestu. Choć udostępniona nam wersja gry nie była jeszcze pełnym, komercyjnym produktem, to jednak nawet te kilka godzin obcowania z konsolowym symulatorem uznaliśmy za warte poświęcenia kilku akapitów na naszym portalu. Zatem nie przedłużając już niepotrzebnie tego wstępu, przejdę teraz do swoich wrażeń po pierwszym, bezpośrednim kontakcie z nową grą, za którą tym razem odpowiada zespół deweloperski studia Gaijin Entertainment. Dla uściślenia wszelkich informacji, warto dodać jeszcze w tym miejscu, iż zaprezentowana robocza wersja gry uruchomiona została na konsoli Xbox 360.

Mustangi z ABS-em

Już pierwsze kilkanaście minut spędzone na tradycyjnym sprawdzaniu, co kryje się pod poszczególnymi elementami menu, dało sporo nadziei; wyglądało na to, że wbrew wielu wcześniejszym obawom gra będzie w stanie zaoferować jednak coś więcej, niż tylko maksymalnie uproszczoną rozgrywkę i arcade'owy model lotu. Co prawda w oficjalnych zapowiedziach i materiałach bardzo często używano słów takich jak "realizm" i "symulacja", jednak wielu graczy podchodziło do nich ze sporą rezerwą i brakiem wiary. W tym miejscu, już na początku warto uspokoić sceptyków - Birds of Prey jest w stanie zaoferować naprawdę o wiele więcej niż tylko proste i bezstresowe "latanie samolocikiem". Z drugiej strony, produkt powinien zadowolić również takie osoby, u których słowo "symulacja" wywołuje zwiększoną potliwość i różnorodne zaburzenia na tle nerwowym. Czyżby więc nadchodziła gra idealna, potrafiąca usatysfakcjonować zarówno "casuala", jak i hardcore'owca? Przekonajmy się...

W grze każdą z misji rozegrać możemy wybierając jeden z trzech poziomów trudności: arcade, realistic i simulation. Każdy z nich oferuje zupełnie inny model lotu i co najważniejsze, różnice te są naprawdę bardzo duże. Tryb arcade najłatwiej porównać do tego, co zaproponowały nam swego czasu takie tytuły, jak HAWX, czy seria Battlestations. Mamy więc ekran upstrzony wszelkiego rodzaju podpowiedziami i znacznikami, czerwone półokręgi pokazują nam, z której strony do nas strzelają, a każdy znajdujący się w zasięgu wzroku cel jest od razu zidentyfikowany i opisany. W trybie arcade mamy pełny dostęp do trzech rodzajów widoku: zza samolotu, z kokpitu oraz z osi śmigła (zakładając, że mówimy o maszynie jednosilnikowej). Oczywiście najlepiej sprawdza się tutaj pierwszy z nich, tym bardziej, że celowanie przez cały czas ułatwiają nam specjalne znaczniki, pokazujące, w które dokładnie miejsce mamy strzelać, aby krzywa balistyczna naszych pocisków przecięła się z kursem wrażej maszyny. Jeśli dodatkowo zblokujemy sobie któryś z wrogich samolotów jako aktualny cel, specjalna strzałka pokaże nam jego aktualną pozycję, a dzięki specjalnej kamerze będziemy mogli w czasie rzeczywistym śledzić jego działania.

Sam model lotu, to - zgodnie z nazwą trybu - czysta i bezstresowa zabawa arcade; trzeba mieć naprawdę wielkiego pecha, żeby rozbić samolot, a większość figur akrobatycznych wykonujemy z dziecinną wręcz łatwością. Większość, lecz nie wszystkie. System podniebnej "kontroli trakcji" tak dalece ingeruje w nasze poczynania, że prawdziwą sztuką staje się tu osiągnięcie przeciągnięcia, a wprowadzenie samolotu w korkociąg graniczy praktycznie z cudem.Sprawia to dodatkowo, że różnice w zachowaniu między w pełni sprawnym samolotem, a maszyną dziurawą niczym szwajcarski ser, są praktycznie nieodczuwalne. Przynajmniej do czasu, kiedy kolejna seria nie odstrzeli nam całkowicie jednego ze skrzydeł. Gra wybaczy nam naprawdę wiele, a na płynność lotu nie wpływa nawet nerwowe przekładanie sterów i lotek w skrajne położenia. Mówiąc krótko, tryb ten jest zdecydowanie zręcznościowy i przeznaczony wyłącznie dla osób chcących bezstresowo postrzelać sobie do wrogich samolotów.

For older beginners

O wiele ciekawiej zaczyna się robić, kiedy odpalimy misję w trybie realistic. Ogólne zasady jej rozgrywania, uzyskiwania wszelakich możliwych podpowiedzi i ułatwień nie różnią się co prawda znacząco od arcade, jednak pod względem realizmu modelu lotu wspinamy się tu już o kilka szczebli wyżej. Żeby nie było niedomówień - to wciąż tryb bardzo zręcznościowy, jednak wprowadzający wiele elementów, które zmuszają nas do nieco ostrożniejszego sterowania wirtualnym samolotem. Co prawda nie musimy jeszcze po każdym manewrze precyzyjnie wyważać całego płatowca, by móc ponownie lecieć nim w linii prostej, jednak zaczynamy wreszcie odczuwać prawa aerodynamiki i siły oddziałujące na samolot. Koniec z nonszalanckim i gwałtownym przechylaniem gałek kontrolera w skrajne pozycje - tutaj potrzeba już wyczucia i kilku chwil poświęconych na wcześniejsze poznanie maszyny oraz jej możliwości. O ile w przypadku arcade różnice między samolotami ograniczały się w zasadzie do prędkości i manewrowości, w trybie realistic zaczynamy dostrzegać pewne subtelne detale dotyczące choćby innego dla różnych maszyn krytycznego kąta natarcia.

Oczywiście, aby dobrze bawić się w tym trybie, nie jest konieczna zaawansowana wiedza na temat aeromechaniki, gdyż większości prawidłowych zachowań i reakcji nauczymy się bez trudu po kilku ledwie próbach; systemy wspomagania pilota, choć bardziej dyskretne, wciąż działają gdzieś w tle. Mimo to gracze nieobeznani z rasowymi symulatorami mogą całkiem wyraźnie poczuć przedsmak tego, czym tak naprawdę jest latanie oraz zrozumieć, czemu piloci wojskowi od zawsze uważani byli za swego rodzaju elitę. Wystarczy spróbować zmusić starego, dobrego Szturmowika do dłuższego lotu nurkowego. Co? Urwały się skrzydła? Same!? To ci dopiero niespodzianka, prawda? W mojej subiektywnej ocenie jest to tryb naprawdę bardzo dobrze wyważony, mogący stać się dla początkujących świetnym przedsionkiem prowadzącym do bardziej zaawansowanej zabawy - ot, taka "ośla łączka" dla przyszłych wirtualnych pilotów.

Tylko dla orłów (z dużym dżojstikiem)

Ostatni z dostępnych w grze trybów nazwany został simulation i jak sama nazwa wskazuje, oferuje nam największą dozę realizmu. Tutaj mała, lecz niezwykle istotna dygresja dotycząca sterowania w grze. W dwóch pierwszych trybach bez najmniejszego problemu poradzimy sobie za pomocą standardowego konsolowego pada, który w grach zręcznościowych sprawdza się wręcz doskonale. W przypadku symulacji przestaje on jednak wystarczać; owszem od biedy da się pograć, jednak prawdziwy komfort odczujemy dopiero inwestując w precyzyjny dżojstik z przepustnicą i orczykiem. Podstawowym problemem jest tutaj zintegrowanie tych dwóch elementów w jednej gałce - w jednej osi mamy kontrolę nad silnikiem, w drugiej nad sterem kierunku. Sekunda nieuwagi... i tracimy siłę nośną. Brakuje również (co wynika zapewne z ograniczonej liczby przycisków na kontrolerze), takich zaawansowanych i ważnych opcji, jak chociażby możliwość ustawienia kąta natarcia śmigła. Mimo to - na ile mogłem się przekonać dzierżąc w dłoniach jedynie pada - model lotu w trybie simulation jest jak najbardziej porównywalny z tym, co znamy z wielkiego pecetowego poprzednika.I choć tym razem ograniczenia techniczne (gamepad) i czasowe (test gościnnie w siedzibie Cenegi) nie pozwoliły na dogłębne zapoznanie się z tym trybem zabawy, postaram się nadrobić to do czasu pełnej recenzji. Kolejnymi elementami, które od razu rzucają się w oczy po ustawieniu poziomu trudności na najwyższy, są zniknięcie z ekranu wszelakich podpowiedzi i oznaczeń oraz ograniczenie widoków do kokpitu i "trybu FPP". W tym momencie, chcąc wypatrzyć wroga, musimy więc zaufać wyłącznie naszym oczom oraz często korzystać z opcji rozglądania się. I choć wydaje się, że samemu modelowi lotu trudno cokolwiek zarzucić, to niestety zawiedzeni mogą być ci, którzy liczyli na wynikające z poziomu trudności zmiany w konstrukcji misji. Pod tym względem poziom zrównany został do najniższego wspólnego mianownika, czyli trybu arcade. O cóż dokładnie chodzi? Otóż każdą z dostępnych w zaprezentowanym buildzie misji rozpoczynamy już w powietrzu, a nasza maszyna dysponuje niekończącym się zapasem amunicji i odnawiającymi się lub horrendalną liczbą rakiet oraz bomb. Owszem, zdarza się, że przyjdzie nam czasem wylądować po zakończeniu zadania na rodzimym lotnisku, jednak zawsze był to... element opcjonalny. Podobnie rzecz ma się z mapą misji - mimo braku znaczników na ekranie gry, pozostają one wciąż aktywne w trybie mapy, pokazując aktualne położenie naszego płatowca oraz główne cele.

I twórca syty, i marka cała?

Misje pogrupowane zostały w kilka kampanii, rzucających nas na różne teatry działań i widać wyraźnie, iż twórcy starali się jak najbardziej urozmaicić te ponad 50 zadań. Wygląda to podobnie do wspomnianego już wcześniej HAWX - wykonanie jakiegoś subquesta owocuje zazwyczaj uruchomieniem odpowiedniego skryptu i uaktywnieniem nowych celów misji. W praktycznie każdym z zadań do swej pomocy dostajemy skrzydłowych, którym z kołowego menu wydać możemy kilka prostych poleceń. Co więcej, oprócz wyboru poziomu trudności mamy również możliwość wcześniejszego zadeklarowania ilości naszych... żyć. Od hardcore'owego jednego (zestrzelenie lub rozbicie maszyny oznacza koniec misji), aż po nieskończoną ich liczbę. To oczywiście kolejny ukłon wobec mniej wymagających graczy, dla których zapewne torturą byłoby powtarzanie po raz "nasty" nieudanego zadania.

Oprawa graficzna trzyma przyzwoity poziom, choć trudno oczywiście w chwili obecnej ostatecznie ocenić wierność modeli poszczególnych samolotów; trzeba wszakże przyznać, iż na pierwszy rzut oka sprawiają one wrażenie szczegółowo wykonanych, co oczywiście odnosi się również do wnętrz kokpitów. Zadbano chociażby o takie szczegóły, jak ślady zużycia poszczególnych maszyn: poobijane z farby metalowe elementy, czy wyraźne smugi oraz okopcenia w miejscach montażu uzbrojenia czy wylotu spalin. Spore wrażenie robi traktowana często po macoszemu ziemia; twórcy chwalą się, że większość terenów powstała w oparciu o mapy i zdjęcia z epoki, a prawdziwym opus magnum są wszelakie miasta. Stalingrad, czy Berlin, to nie tylko wyglądające ładnie z dużej wysokości bitmapy - tutaj każdy dom i kamienica jest trójwymiarowym modelem, co sprawia, że przelot na niskim pułapie potrafi stać się prawdziwie ekscytującym przeżyciem. Całość zaś świetnie uzupełnia niezwykle patetyczna, a chwilami wręcz monumentalna muzyka Jeremiego Soule'a.

Z przyczyn technicznych nie było niestety możliwości przetestowania żadnego z czterech trybów gry wieloosobowej, którym jednak z pewnością przyjrzę się dużo bliżej przy okazji recenzji finalnego produktu. Póki co jednak, w oparciu o te kilka godzin spędzonych z padem w ręku, można powiedzieć z czystym sumieniem, iż dla miłośników lotnictwa wojskowego z okresu II wojny światowej, będących posiadaczami konsol, szykuje się najprawdopodobniej prawdziwa uczta. Co najciekawsze jednak, ta jedna gra ma naprawdę duże szanse, by usatysfakcjonować skrajnie różnych graczy. Oczywiście całość zdecydowanie podporządkowana została przede wszystkim ogólnie pojmowanej przystępności tegoż tytułu, jednak naprawdę miłym i pozytywnym zaskoczeniem było zaimplementowanie naprawdę realistycznego modelu lotu w przypadku najwyższego poziomu trudności. Co prawda w porównaniu do kultowego maddoksowego poprzednika wielu elementów tutaj brakuje, jednak wbrew obawom nie wygląda to wcale na szarganie i eksploatowanie uznanej marki. I całe szczęście...

gram.pl
Dowiedz się więcej na temat: różnice | maszyny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy