Battlefield: Bad Company

Battlefield Bad Comapny tak się ma do serii Call of Duty, jak film "Złoto dla zuchwałych" do "Najdłuższego dnia" w reżyserii Kena Annakina. Zgadza się - oba te tytułu traktują o wydarzeniach mających miejsce podczas II wojny światowej...

...ale Bad Company nastawiony jest bardziej na luźny klimat niż akcję.

Oczywiście nie znaczy to, że gra jest jej pozbawiona. Otóż nie, akcja podgrzewana jest tu co chwilę, a jej intensywność nie odbiega specjalnie od najlepszych strzelanek z perspektywy pierwszej osoby, bazujących na temacie wojny.

Najważniejsza rzecz, która odróżnia ten tytuł od innych, to podejście jakim uraczyli nas producenci. W grze wcielamy się w "świeżo upieczonego żołnierza", trafiającego do oddziału Bad Company, czwórki niewłaściwie dopasowanych do siebie wojaków, którzy dostali ultimatum w postaci spłaty długu poprzez uczestniczenie w działaniach wojennych lub odsiedzenia wyroku w wojskowym więzieniu (coś w stylu "Parszywej Dwunastki"). Nie trzeba chyba pisać, że z racji reputacji tej jednostki dostaje ona tylko najcięższe do wykonania zadania.

W przekonaniu tym utwierdza nas m.in. pewna rozmowa mają miejsce na początku gry. Jeden z żołnierzy pyta (parafrazując): "Czy ci goście nie zostali specjalnie wytrenowani do przecierania szlaków?".

Odpowiedź jest pozytywna, ale ciągnąc temat dalej, drużynę Bad Comapny wystarczy określić mianem "grupy pierwszego uderzenia." Dlaczego? Ponieważ członkowie tego oddziału uważani są za przeznaczonych na stracenie. Oczywiście nie wpływa to szczególnie na podniesienie ich poziomu lojalności, które przeplata się w głównym wątku gry. Podczas przemierzania i "czyszczenia" wrogich rosyjskich terenów, kwartet napotyka na wojska najemników, którzy mają przy sobie skrzynie pełne sztabek złota. Oznacza to dla nich, że najemni żołnierze byli w ten sposób opłacani, a co za tym idzie prawdopodobnie wszędzie mogą znajdywać się całe ich tony. Ponieważ od drużyny nie bije szczególną lojalnością do rządu, który zatrudnił ich z zamiarem uśmiercenia, zaczynają oni podążać w głąb terenu wroga, aby znaleźć złoto, które uczyni ich bogatymi i pozwoli na spełnienie indywidualnych marzeń.

Reklama

W niektórych aspektach gry - m.in. przy zmianie broni w dowolnych momencie, kucaniu i chowaniu się za zasłona terenu czy też obieraniu okrężnych dróg do osiągnięcia celu, który w dogodny sposób umieszczony jest na mini-mapie - gra przypomina nieco słynne tytuły z pod znaku Call of Duty. Nowy Battlefield jednak zbudowany został na silniku Frostbite, który oddaje w naszej ręce w pełni zniszczalne otoczenie. Dla przykładu, możemy schować się za ścianą, aby ochronić się przed deszczem pocisków artyleryjskich, ale jeśli działo zostanie wycelowane właśnie w naszą stronę, możemy być pewni, że ta szybko runie, przestając tym samym stanowić dla nas zasłonę.

W grze znajdziemy także kilka innych, równie ciekawych dodatków w postaci różnorakich materiałów wybuchowych (od C4 po granaty) czy zastrzyków przywracających zdrowie. Jeżeli poziom naszego życia drastycznie spadnie, wystarczy nacisnąć przycisk L1 i zaaplikować sobie jedną dawkę szczepionki, aby poczuć się jak ryba w wodzie i dalej prowadzić wymianę ognia z wrogiem.

Fabuła gry w głównym scenariuszu podzielona została na ogromne poziomy, wzbogacone o dodatkowe miejscówki i towarzyszące im zadania (w kampanii dla jednego gracza w sumie dostępnych jest siedem poziomów). Co prawda nie zapewni to kilkudziesięciu godzin zabawy, ale wraz z trzeba trybami trudności powinno zaspokoić nasze zapotrzebowanie na świetną strzelankę. Podczas gdy w najłatwiejszym trybie można wpaść w zdumienie, kiedy w ogóle jakiś przeciwnik wychodzi z inicjatywą pozbawienia nas życia, w najtrudniejszym niezbędna będzie nam chusteczka, w którą będziemy mogli się wypłakać - właściwie kilka, ponieważ AI wrogów "wyżywać" się będzie na nas bezlitośnie.

Do wykorzystania oddane zostało nam całe zastępy pojazdów oraz broni, a ponadto producent już obiecał dodatkowe zawartości, które będzie można ściągnąć całkiem za darmo. Tryb dla wielu graczy kontynuuje solidne podejście, z jakiego słynie cała seria Battlefield. Gra pozwala na rozegranie starć między maksymalnie 24 osobami na jednej mapie. Gracze dzielą się na grupy atakujących i broniących. Rozgrywka polega na tym, że jedna ze stron chroni kilka skrzynek ze złotem, podczas gdy druga próbuje je odnaleźć i zniszczyć. Do wyboru pozostawionych zostało osiem zróżnicowanych map. Podczas rozgrywek online gra radzi bardzo solidnie i rzadko zdarzają się jakieś "cięcia". Niestety do pełni szczęścia zabrakło trybu kooperacji, który byłby bardzo właściwy dla tego typu produkcji, ale niestety nie znalazł się w tej odsłonie serii.

Elementy graficzne w Bad Company wypadają bardzo dobrze. Widać, że studio deweloperskie włożyło mnóstwo pracy w modele postaci, otoczenie oraz silnik, który umożliwia totalną destrukcję środowiska. Nawet pomimo faktu, iż praktycznie każdy najmniejszy element może ulec zniszczeniu, ilość klatek na sekundę trzyma zawsze stały, solidny poziom i nie spada nawet przy konkretnej rozwałce, kiedy to na arenie pojawia się cała armia wroga.

Sfera dźwiękowa prezentuje się nader okazale, wliczając w to fantastyczne efekty dźwiękowe oraz niesamowitą muzykę. Pomimo tego, że gra lektorów jest nieco przesadna, a dialogi momentami tanie, same odgłosy czy oddźwięki broni są nienaganne i spokojnie mogą ubiegać się o miano jednych z najlepszych, jakie można było usłyszeć w grach video.

Battlefield Bad Company jest rozrywkową strzelanką, która powinna zmieścić się na półce pomiędzy bazującymi w tematyce wojny tytułach każdego fana gatunku. Gra łączy w sobie elementy humoru, akcji i wojny, co w pewnym sensie stanowi o oryginalności tytułu i nakręci do zabawy wszystkich zainteresowanych.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: złoto | badach | złoto | Call of Duty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy