Zróbmy remake UFO

O wyczerpującą temat definicję inteligencji równie trudno jak o definicję życia, ale uważam, że ok jest stwierdzenie: "inteligencja to zdolność rozwiązywania nieznanych (wcześniej) problemów".

Podobnie rzecz się ma z twórczością, którą można określić jako "umiejętność kreacji (no, wiem, idem per idem, ale w tym problem właśnie) czegoś bez opierania się o cokolwiek (co by wcześniej istniało)". W powszechnym użyciu zarówno pierwsze jak i drugie pojęcie rozklejane zostaje na prawo i lewo z byle powodu. A to jedna pani jest inteligentna, bo wie, u kogo należy kupować świeże mięso, a to inny pan jest twórczy, bo potrafi wyrzeźbić piękny stołek, a tak naprawdę to potrafi ich wyrzeźbić pięć na dzień. Tymczasem etymologicznie pojęta twórczość nijak się ma do twórczości zalewu.

Reklama

Od mądrzenia się do konkretów - w swojej recenzji Lokiego Lordareon napisał: "(...) kopiowania Diablo 2 w 7 lat po jego premierze, bez jakiegokolwiek wsparcia projektowego i koncepcyjnego, jawi mi się po prostu smutnym żartem". A jeszcze smutniejszy jest dowcip, że to zdanie, po kosmetycznych poprawkach dotykających tytułu i okresu, można przypasować do recenzji prawie każdej gry wydanej na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat (odrobina łagodności zmniejsza ryzyko groźnych chorób i przedwczesnej śmierci). Też o tym było po wielokroć, a u nas też Lordareon na to się żalił niedawno w stosownym felietonie. To, co się jednak wyrabia obecnie, to już żałość do potęgi. Nie dość, że wydawcy nie wydają prawie nic, to rzućcie okiem na ostatnie oceny na GOL-u... 63, 53, 55, 68, 62, 21, a przecież i tak spora ich część jest naciągnięta w górę do granic przyzwoitości - żeby zainteresowanym jak najmniejszą przykrość zrobić. Jedynie RE4 na Wii i GRAW2 na PCciut sytuację ratują, ale na rany... od nich też straszna świeżość nie duje. Są po prostu dobre.

Daleki jestem od rzucania stwierdzeń, jakoby kiedyś było zupełnie inaczej, dużo lepiej głównie. Niemniej trudno się nie zastanowić nad tym, czy nie byłoby sensowniejszym z każdego możliwego punktu widzenia, z finansowym na czele, kupowanie licencji starych gier i robienie ich remake'ów. Miast powoływania do życia tytułów ze wszech miar wtórnych, o których istnieniu po paru miesiącach od premiery mało kto pamięta. A gros których i tak stara się być kopią czegoś. Tylko bez wspomnianej licencji. Historia zna takie przypadki - dla przykładu kilkanaście lat temu Sierra wzięła się za wznawianie co lepszych swoich przygodówek w nowoczesnej (podówczas) oprawie. Dziś ten proceder prawie nie ma miejsca. A jeśli już to za sprawą fanów, którzy gotowi są ukochanej grze poświęcić czas, by zmarszczek jej ująć. Tak się dzieje na przykład z Freespacem czy z Deus Exem.

To wszystko jednak mało i niezupełnie tak, bo temat jest dla wielkich producentów tego świata. Pierwsza część Priveteera, pierwszy Gothic, Arcanum, które prezentowało się archaicznie już w czasie swojej premiery, seria Space Questów, pierwsze dwie części Monkey Island, Betrayal at Krondor... i tak dalej. To są wszystko gry, których idea nijak się nie zestarzała z upływem lat, a ich fabuły nie tylko nie straciły na atrakcyjności, ale wręcz - w porównaniu z pokłosiem - zyskały. Zestarzał się i potencjalnych fanów udanie odstrasza ich wygląd, może i ich brzmienie. Forma tylko. No i to pytanie czas zadać: nie zagralibyśmy sobie w takie... UFO: Enemy Unknown - żeby z grubej rury przywalić - które by wyciskało ostatnie soki z naszych nowiuśkich GeForce'ów ósmej generacji, a sterroryzowane przez ufoków miasto otaczałoby nas w ciemnym pokoju z pomocą Dolby 7.1? I tylko tym by się od oryginału sprzed 13 lat różniło...

Gry-Online
Dowiedz się więcej na temat: UFO
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy