Section 8

Quake III: Arena, Tribes 2, Battlefield 2142 i oczywiście najmłodszy w tym towarzystwie Team Fortress 2, choć jak na grę komputerową też już nie osesek (światowa premiera miała miejsce pod koniec 2007 roku). Właśnie te tytuły - kamienienie milowe dla online'owych strzelanin - nasuwają się same podczas rozgrywki w Section 8.

Odżywają wspomnienia miłych chwil fragowania spędzonych ze znajomymi w "starych dobrych czasach". Section 8 bezceremonialnie "zrzyna" ze wspomnianych tytułów co się da: począwszy od klimatu, poprzez rozwiązania taktyczne, strategiczne, aż po krwawą jatkę, jaką rozpętać możemy na ekranie. Są i nowe pomysły (o nich w dalszej części recenzji), ale to jednak "odgrzewany kotlet". Wróć! "Odgrzewane kotlety" są niezjadliwe i można się po nich pochorować. Tymczasem Section 8 to danie bardzo smaczne. Może nie jakieś wyszukane i wykwintne, ale z pewnością smakowite. Ekipa TimeGate Studios pokazała, że z ogranych motywów można zrobić wciągającą, dynamiczną grę.

Reklama

Jak na pełnoprawny produkt Section 8 ma fabułę i - co nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem - jest ona dość banalna. Opowiada historię fikcyjnego, futurystycznego konfliktu, który toczy się w bliżej nieokreślonej galaktyce na jej licznych planetach. W konflikt ów zamieszane są dwie frakcje - obie składające się z ludzi (tym razem nie ma żadnych obcych). Te frakcje to Siły Imperialne Stanów Zjednoczonych, wraz z ich najsłynniejszą Sekcją 8, oraz Ramię Oriona, które usiłuje narzucić ludziom swoje reguły gry. Umownie możemy stwierdzić, że walka idzie o wolność, ale kto by się tym przejmował. Dość, że ową szczątkową fabułę będziemy mogli poznać w składającej się z około 10 misji kampanii (straciliśmy rachubę podczas jej przechodzenia) nazwanej Historią Cordesa.

Ów Cordes to, jak łatwo się domyślić, główny bohater, który wstąpił właśnie w szeregi Sekcji 8 i zdobywa swe pierwsze szlify, wyzwalając planetę zwaną Nowy Madryt. Kampania jest dobrą wprawką do głównego dania, bowiem Section 8 to przede wszystkim zacięte sieciowe boje. W czasie kampanii poznamy podstawowe zasady, które rządzą rozgrywką sieciową, więc warto się z nią zapoznać, żeby nie wyjść potem na kompletnego nooba.

Jako ewidentne wprowadzenie do multi kampanię można uznać za dobrą, choć trzeba mieć świadomość, że jest to raczej narzędzie pomocnicze, niż pełnowartościowa część zabawy. Misje wykonuje się jak po sznurku, można ustawić sobie jeden z kilku dostępnych poziomów trudności, bardzo ładnie zrealizowano filmiki, które pojawiają się w czasie zabawy dość często i na tym w zasadzie koniec. Tej gry na pewno nie powinno się kupować dla singla.

Futurystyczna rzeźnia

Prawdziwa zabawa rozpoczyna się dopiero po zalogowaniu do "usługi życia Microsoftu" (Live - jakby ktoś nie zrozumiał słabego - przyznajmy - dowcipu). Jako że z tego ustrojstwa gra korzysta, bez niego udział w trybie multiplayer jest niemożliwy. Potem przychodzi pora na dołączenie do jednego z serwerów lub stworzenie własnej rozgrywki. Do dyspozycji oddano 18 map, z tym, że troszkę autorzy w tym względzie oszukali, bowiem mniejsze mapy są po prostu wycinkami części tych większych. Nie zmienia to faktu, że areny są ładnie zaprojektowane, znajduje się na nich wiele struktur, baz, budowli, korytarzy, przejść, zakamarków, platform, wind oraz oczywiście otwartych przestrzeni. Miejsca są również zróżnicowane pod względem graficznym, co najzwyczajniej w świecie cieszy oko.

Ustalając zasady rozgrywki, trzeba zdecydować się na jeden z dostępnych poziomów trudności, zablokować sloty na boty lub przeciwnie - wybrać ich stopień zaangażowania (np. mogą współpracować w co-opie w mniejszym lub większym stopniu). Potem dokonujemy jeszcze kilku ustawień i startujemy. Zmagania rozpoczynamy od wyboru miejsca na mapie, w które zostaniemy zrzuceni z transportera! Tak, w Section 8 nie ma typowych respawnów, ale sami decydujemy, gdzie zaczniemy. Do tego spadając z 15.000 metrów z niebagatelną prędkością, możemy w ostatniej fazie lotu włączyć hamulce i jeszcze trochę kierować lotem, po to aby wylądować w najbardziej korzystnym punkcie. Na mapie zaznaczone są bowiem stanowiska artylerii przeciwlotniczej i gdy znajdziemy się w jej zasięgu, marny nasz los.

A co się stanie, jeśli nie włączymy hamulców? Nic szczególnego poza tym, że wylądujemy i na moment stracimy kontrolę nad postacią. Dopiero gdy po twardym upadku włączą się wszystkie systemy (2-3 sekundy), będziemy mogli grać dalej. W ciągu tych sekund jesteśmy jednak bardzo wrażliwi na ostrzał, więc lepiej hamulce włączać... Postacie w Section 8 są wyposażone w unikalne zdolności. To futurystyczni, cybernetyczni wojacy, więc nie ma w tym nic dziwnego. Po pierwsze mają wspomniany już pancerz, który oprócz lotu i lądowania umożliwia wykonywanie wysokich skoków (coś jak jetpack) oraz niebagatelny sprint. Skok można aktywować w dowolnym momencie, ale trwa dość krótko. Po nim przez moment ładuje się specjalny pasek i jesteśmy jakby uziemieni. Ma to niebagatelny wpływ na walki, bo nie da się ciągle skakać/latać. Z kolei sprint trwa bardzo długo i można w tym trybie przebiec sporą odległość, ale włącza się po dłuższym przytrzymaniu klawisza. Do tego bardzo łatwo nieświadomie go przerwać - gdy nasz heros wpadnie na dowolną przeszkodę. Sprint i jumpy można oczywiście łączyć.

Od modułów do misji bojowych

Te podstawowe umiejętności nie wyczerpują jednak tego, co oferuje Section 8. Otóż nasz heros dysponuje tzw. modułami pasywnymi, do których przydzielić możemy łącznie 10 punktów. Modułów jest 9 i poprawiają pewne umiejętności i możliwości (np. walki, osłon, napraw), mogąc przy okazji obniżać inne (przedstawiono to w ujęciu procentowym znanym z RPG). To bardzo zacny patent, bo pozwala w zasadzie dowolnie modyfikować herosa. Mało tego, jeśli okazuje się, że przy określonej strategii przeciwników jakaś konfiguracja się nie sprawdza, możemy ją zmienić (doskonale znają to wielbiciele Guild Wars i nie tylko...)

Nawet moduły nie wyczerpują jednak sprawy. Section 8 to bowiem gra, w której liczy się współdziałanie i strategia. Ważne jest, abyśmy dobrali uzbrojenie w zależności od potrzeb. Nosić można dwa rodzaje broni i dwa typy uzbrojenia. Czy zdecydujemy się na użycie snajperki, czy może raczej strzelby? Wolimy rzucać granatami, czy stosować moduł naprawczy, który wyleczy nas, a przy okazji kompanów i stacjonarne działa? Typowa specjalizacja w grze nie istnieje (choć są wprawdzie nazwy dla określonych typów jednostek), a to z tej prostej przyczyny, że dowolnie możemy zmieniać naszej postaci wyposażenie. Nawet w czasie jednej rozgrywki! To ważne, bo broni i amunicji po zabitych przeciwnikach w grze się nie podnosi.

Myślicie, że to już wszystko? Nic bardziej mylnego! Na deser zostawiliśmy sobie dwie sprawy - wyposażenie zrzucane z orbity oraz Dynamiczne Misje Bojowe (DMB). Jak już napisaliśmy, w multi liczy się współpraca i strategia. Musimy bowiem hakować określone urządzenia, aby zdobywać tzw. punkty kontrolne. Za te ostatnie (ale także za "kille") nagradzani jesteśmy różnego rodzaju punktami i gotówką. Gdy zbierzemy wystarczającą ilość dolców, możemy kupić zrzut. Dzięki temu z transportowca spadną wieżyczki przeciwlotnicze, przeciwpancerne i przeciwpiechotne, ale także czołgi (można w nich operować we czterech graczy), moduły naprawcze, czujniki do wykrywania wrogich jednostek.

Dzięki temu możemy w ważnych miejscach mapy stworzyć dobrze strzeżoną mini bazę. Nie trzeba chyba dodawać, że to samo robi przeciwnik... Za zgromadzone punkty możemy natomiast uruchamiać wspomniane DMB. Jest ich w sumie sześć (niewiele...) i są bardzo emocjonujące (to już lepiej...). W jednej musimy dla przykładu chronić zrzuconego z nieba generała (VIP-a), w innej kradniemy przeciwnikowi materiały wywiadowcze z bazy, w kolejnej chronimy i prowadzimy do celu konwój, a w jeszcze innej usiłujemy zdetonować bombę w bazie przeciwnika. Niby nic nowego, ale zabawa z tym jest przednia, tym bardziej że w zależności od naszej (i wrogów) efektywnej gry, w jednym momencie może być uruchomionych nawet kilka misji! Tak więc w świecie Section 8 jest co robić.

Resume

Wszystkie te "achy i ochy" nieco blakną, kiedy wspomnimy, iż w czasie naszych testów serwery świeciły pustkami. Owszem, przyznać trzeba, że możliwość zatrudnienia botów niweluje tę niedogodność (gra jest w pełni funkcjonalna nawet bez udziału żywych graczy), ale jednak to nie to samo. Serwery zapełniały się wieczorami i nocą, co wskazuje na popularność gry za oceanem. Miejmy jednak nadzieję, że ten stan rzeczy jeszcze ulegnie zmianie (premiera światowa była we wrześniu, nasza z miesięcznym poślizgiem). Section 8 jest bowiem grą niezwykle dynamiczną, w której walki są ciekawe i zacięte, która pełnymi garściami czerpie ze znanych produkcji, dodając też kilka świeżych pomysłów od siebie. To produkcja niezwykle wyważona, niesiląca się na miano "killer shooter", ale prezentująca wystarczająco wysoki poziom, by załapać się do kolekcji fana online'owych gier akcji.

gram.pl
Dowiedz się więcej na temat: światowa | sprint | rozgrywki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy