Shigeru Miyamoto ujawnił ostatnio trzy oficjalne zdjęcia z planu nadchodzącej adaptacji kultowej serii. Można na nich zauważyć rozległą łąkę, a na niej głównych bohaterów: Linka (Benjamin Evan Ainsworth) i Zeldę (Bo Bragason) w charakteryzacjach tak dopracowanych, że wyglądają, jakby dosłownie opuścili wirtualny świat gry.
Po miesiącach ciszy kadry wywołały lawinę emocji - w końcu to pierwszy namacalny dowód na to, że film naprawdę powstaje. Fanom pozostały trzy zdjęcia, dwa nazwiska aktorów wcielających się w główne role i całkiem sporo czasu do premiery oficjalnego trailera (prawdopodobnie w 2026 roku), by uruchomić wyobraźnię i zacząć wizualizować sobie pozostałe elementy długo oczekiwanego hitu.
Król Hyrule
Gdy filmowa wersja krainy Hyrule wreszcie zaczęła nabierać realnych kształtów, fani postanowili przypomnieć o kimś, kto idealnie pasowałby do świata The Legend of Zelda. Jego energia, humor i wieloletnia więź z uniwersum gry sprawiają, że nie trudno wyobrazić go sobie w roli jednego z najważniejszych bohaterów tej historii.
Nic dziwnego, że w sieci zaczęły pojawiać się refleksje, które mogą zmienić sposób, w jaki patrzy się na filmową adaptację kultowej serii.
W równoległym wszechświecie Robin Williams otrzymałby rolę Króla Hyrule w filmie opartym na serii The Legend of Zelda
Wielki gracz i księżniczka
Pomimo tego, że Robin Williams nigdy nie wystąpił w żadnej grze wideo, jego zamiłowanie do branży elektronicznej rozrywki było na tyle silne, że nie wstydził się wspominać o nim w wywiadach i publicznych wystąpieniach. Aktor przed dłuższy czas powtarzał, że jest wielkim graczem. Był fanem takich produkcji jak m.in.: Half-Life, Portal, wszelkich tytułów o tematyce wojennej, w tym Call of Duty i Battlefielda, ale grą, która prawdopodobnie najbardziej skradła jego serce, była Zelda.

W jednej z zarejestrowanych rozmów na potrzeby kampanii promocyjnej gry The Legend of Zelda: Ocarina of Time wspominał jak kupił jeden z pierwszych systemów elektronicznej rozrywki Nintendo, a wraz z nim grę z serii The Legend of Zelda. Spędzał przed ekranem wielkiego telewizora tak dużo czasu, że gdy jego żona była w kolejnej ciąży, oczywistym stało się, jakie imię będzie najbardziej pasować do jego córki.
Co za świetne imię dla dziewczynki, Zelda. [..] Nie nazywam jej księżniczką. Tylko czasami, bo imię pasowało do niej idealnie. Jest naprawdę magiczna
Aktor z rozbawieniem dodał, że mogła mieć mniej szczęścia i nosić imię bohaterów innych kultowych produkcji Nintendo, jak np. Mario, Luigi albo Samus.
Ta niezwykła relacja między ojcem a córką stała się podstawą reklam, w których pojawił się razem z Zeldą Williams. Wspólnie opowiadali o świecie, który towarzyszył im od 1987 roku.
Magia kontra chaos
Zanim przy kampaniach promocyjnych marki The Legend of Zelda pojawili się Robin Williams i jego córka, reklamy gry pod egidą Nintendo w Ameryce Północnej przyjmowały formę delikatnie pisząc… zaskakującą. Dla przykładu w jednej z nich pokazano aktora zamkniętego w wyłożonej gąbką celi, którego chaotyczne zachowanie, pełne krzyków i niezrozumiałych nazw, bardziej przypominało zwiastun horroru niż zaproszenie do wirtualnej przygody.
W innej odsłonie do promocji wykorzystano dwóch nastolatków spontanicznie rapujących o wydarzeniach z gry.
Spot promujący The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D okazał się całkowitym przeciwieństwem dawnych, chaotycznych materiałów. Był spokojny, ciepły i pełen prawdziwych emocji.
Williams opowiadał o swoim osobistym związku z marką, a szczera więź między nim a córką nadała reklamie wyjątkowo naturalny charakter.
Legenda, której brakuje
Kiedy fani z całego świata wyczekują premiery filmowej adaptacji swojej ulubionej gry, wspomnienia o jej "ambasadorze" powracają ze wzmożoną siłą. Robin Williams pozostawił po sobie wiele niezapomnianych filmowych kreacji, a jednocześnie potrafił dostrzec magię tam, gdzie inni widzieli tylko kolejną grę. Dla wielu osób pozostanie idealnym, choć niestety, nierealnym kandydatem do roli Króla Hyrule - symbolem niezwykłej więzi z marką, która ukształtowała całe pokolenia graczy.











