Rustler - pierwsze wrażenia

​Polskie studio Jutsu Games wpadło na prosty pomysł: zróbmy klasyczne GTA, tylko w... okresie średniowiecza. Z końmi zamiast samochodów i z łukami zamiast strzelb.

Rustler to zwariowana zręcznościówka, która pod pewnymi względami do złudzenia przypomina pierwsze dwie części Grand Theft Auto. Kradzieże, ucieczki przed policją, okazjonalne bijatyki i strzelaniny, a to wszystko w widoku z lotu ptaka. W grze nie zabrakło także specyficznego, rynsztokowego poczucia humoru. Po pograniu we wczesną wersję Rustlera muszę przyznać, że może to być naprawdę przyjemny kawałek grania w stylu retro.

W Rustlerze wcielamy się w tytułowego złodzieja bydła, który na co dzień spędza czas, wykonując rozmaite fuchy i topiąc troski w oprocentowanych trunkach, a pomiędzy kolejnymi akcjami... pomaga matce zaorać pole. To jednak dopiero pierwsza warstwa zwariowanej i absurdalnej mieszanki zaserwowanej przez Jutsu Games. Warszawski deweloper potraktował średniowiecze z dużym przymrużeniem oka.

Reklama

Konie parkuje się tutaj na miejscach oznaczonych literką "p", za pozostawienie wierzchowca w strefie "bezkonnej" płaci się mandat, w miastach musimy uważać na przejścia dla pieszych, policja goni nas z włączonym niebiesko-czerwonym sygnałem świetlnym, a gdy chcemy zgubić pościg, najlepiej znaleźć najbliższy oddział sieci Pimp My Horse. Aha, a zamiast radia mamy bardów, których możemy wynająć, by umilili nam czas swoją muzyką.

I muszę przyznać, że to całe szaleństwo przypadło mi do gustu. Rustler bardzo szybko poprawił mi humor. A co z rozgrywką? Jeszcze zbyt wcześnie, by ferować wyroki. Grę testowałem jeszcze w wersji alpha, w której brakowało i zawartości, i wielu szlifów. Jednak już na tym etapie okazała się całkiem obiecującą zręcznościówką. Kradzieże, ucieczki czy bijatyki sprawiały mi chyba nie mniejszą przyjemność niż te w pierwszych odsłonach GTA.

Co prawda Rustler ma jeszcze kilka mankamentów, takich jak problemy w sterowaniu koniem (czasem obijałem się bez sensu o ściany) czy konieczność korzystania z klawiatury podczas grania na padzie (na przykład musiałem wciskać spację, aby pchnąć dialog naprzód), ale zakładam, że większość tego rodzaju błędów zostanie naprawiona do czasu premiery.

Rustler nie ma może spektakularnej oprawy audiowizualnej, ale grafika - kolorowa i z postaciami przedstawionymi w nieco komiksowy sposób - jest przyjemna dla oka, a muzyka, gdy tylko się pojawia, przypomina nam, w jakim okresie historycznym toczy się akcja gry. Poza tym można mieć nadzieję, że końcowy produkt będzie wyglądał trochę lepiej niż alpha, w którą grałem.

Na pewno sporo zależy od tego, jaką ostatecznie kwotę uda się zebrać twórcom za pośrednictwem Kickstartera. W ramach uruchomionej niedawno zbiórki gracze wpłacili już ponad 20 tysięcy dolarów (zbiórka trwa do końca lutego), a twórcy potrzebowali niespełna 19 tysięcy, co można wziąć za dobrą monetę. Osobiście trzymam kciuki, żeby Rustler okazał się równie wystrzałowy, co bijące z niego poczucie humoru.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy