Visage - recenzja

Są takie gry, o których mało się mówi, a i tak staje się o nich głośno. Przynajmniej w pewnych kręgach.

Visage przez dwa lata znajdowało się w fazie wczesnego dostępu na Steamie. Ostatecznie końcowy produkt trafił nie tylko na pecety, ale również na PlayStation 4 i Xboksy One. Czy coś o nim słyszeliście? Zakładam, że większość z was odpowie na to pytanie: nie. Jednak jeśli prześledzicie opinie graczy na Steamie, zobaczycie, jak dużą popularnością i jak dużym uznaniem cieszy się na tej platformie produkcja SadSquare Studio.

Przygoda z Visage zaczyna się od mocnego uderzenia. Główny bohater (a może to nie on?) dokonuje morderstwa kobiety przywiązanej do krzesła, a następnie dwójki jej dzieci. Później następuje przerwa, po której budzimy się w łazience. Okazuje się, że znajdujemy się w tajemniczym, opuszczonym domu. W tej chwili jeszcze nic nie zwiastuje, że wkrótce nasz puls osiągnie wartości jak po biegu przełajowym przez las. Tyle, że tutaj będzie to efektem strachu. Tak, będziecie się bać. Potwornie.

Reklama

Visage to jeden z tych horrorów, które się przeżywa i w których stara się przeżyć, ale bez broni przy pasie. Podczas zabawy (he, he) przemierzamy kolejne części domostwa, szukając odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Autorzy przygotowali w sumie trzy wątki fabularne do zgłębienia. To, w jakiej kolejności je zbadamy, zależy już od nas. Nikt nie prowadzi nas tutaj za rękę. Sami decydujemy w dużym stopniu o sposobie przechodzenia gry. Także od nas zależy, czy zaangażujemy się w poszukiwanie kaset magnetofonowych i VHS z wywołującymi ciarki na plecach nagraniami.

Co więcej, wszelkie motywy związane ze straszeniem występują w Visage w sposób losowy. Możecie podejść do rozgrywki więcej niż raz i zawsze jej przebieg będzie trochę inny niż poprzednio. A repertuar środków służących przerażeniu gracza jest tutaj co nie miara. W domu czekają na nas nie tylko - czasem niepokojące, a czasem wręcz przerażające - zjawy, ale także takie atrakcje, jak nagłe gaśnięcie światła, zamykanie się drzwi z trzaskiem czy samoistne włączanie się telewizora. Niby nic odkrywczego, ale sposób realizacji, rosnące natężenie oraz losowość występowania poszczególnych zdarzeń sprawiają, że gracz ani przez chwilę nie może czuć się bezpiecznie. Poczucie bycia zaszczutym towarzyszyło mi niemal od samego początku aż do końca.

Jedyne zastrzeżenie, jakie mogę mieć, dotyczy powtarzalności  wspomnianych, losowych sytuacji. Co jakiś czas spotyka nas coś, z czym zetknęliśmy się już wcześniej, przez co przypominamy sobie na chwilę, że Visage to tylko gra. Ale można to twórcom wybaczyć, tym bardziej, że przygotowali dla nas naprawdę sporo atrakcji. Spokojnie wystarczy ich na nawet dziesięć godzin spędzonych w strasznym domu. Czekają w nim na nas łamigłówki do rozwiązania oraz oryginalne rozwiązania gameplayowe. Ponadto emocje podkręca mechanika obłędu. Spędzając czas w ciemności, stan psychiczny bohatera pogarsza się. Prowadzi to do coraz bardziej przerażających wizji, a koniec końców do śmierci. Jeśli już zaczniemy popadać w obłęd, powinniśmy się rozejrzeć za lekarstwami, które pomogą nam go zwalczyć.

Nie zwalczą natomiast kiepskiego sterowania, które potrafi poważnie zirytować. Począwszy od celowania w przedmioty, z którymi można wejść w interakcję, poprzez mozolny sposób poruszania się głównego bohatera, aż po archaiczne zarządzanie ekwipunkiem - te wszystkie elementy (i nie tylko) powinny zostać poprawione. Można się też przyczepić do niejasnego sposobu przedstawiania zagadek. Nie dotyczy to wszystkich łamigłówek, ale zdarza się i niepotrzebnie na dłuższą chwilę wybija z rytmu. No, ale niektórym ta surowość na pewno przypadnie do gustu.

Visage nie jest idealne, ale przypomnijmy, że nie jest to megaprodukcja któregoś z branżowych liderów, tylko gra sfinansowana przez samych graczy za pośrednictwem Kickstartera. I ta forma pozyskania funduszy wystarczyła do stworzenia horroru, który straszy chyba skuteczniej niż ostatnia odsłona Resident Evil. Polecam wszystkim miłośnikom gatunku!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama