Uncharted: Zaginione Dziedzictwo - recenzja

Uncharted: Zaginione Dziedzictwo /materiały prasowe

Uncharted: Zaginione Dziedzictwo nieuczciwie byłoby nazwać dodatkiem, ale z drugiej strony - oferuje nieco za mało, aby określić go mianem samodzielnej gry.

Uncharted 4 to jedna z najlepszych gier, jakie trafiły na PlayStation 4. Nie ma się co dziwić, że Sony postanowiło nie kończyć tej przygody tak szybko i zdecydowało się wydać samodzielny dodatek, zatytułowany Uncharted: Zaginione Dziedzictwo. Jeśli zaakcentować słowo "dodatek", to nowa produkcja studia Naughty Dog wypada lepiej niż się spodziewaliśmy. Jeżeli zaś potawić akcent na "samodzielny", to jednak można by po niej oczekiwać nieco więcej. Jednak warto mieć na uwadze także cenę. Uncharted: Zaginione Dziedzictwo kosztuje 140-150 złotych, czyli prawie o połowę mniej niż "podstawka" w dniu premiery. A oferuje prawie tak samo długą rozgrywkę i mamy wrażenie, że jeszcze piękniejszą oprawę.

Reklama

W Uncharted: Zaginione Dziedzictwo nie wcielamy się w Nathana Drake'a, a w jego byłą sojuszniczkę, Chloe Frazer (mieliśmy ją okazję poznać w drugiej części serii). Nie jest ona może tak zabawna i tak zadziorna, jak Nate (poza tym nie przemawia głosem genialnego Jarosława Boberka ;-)), ale mimo to przypadła nam do gustu. Jej towarzyszką podczas przygody jest natomiast Nadine Ross, była przywódczyni prywatnej armii, planująca powrót na szczyt po niepowodzeniu, którego byliśmy świadkami w czwartej odsłonie cyklu. Ma jej to umożliwić odnalezienie mitycznego rogu Ganesha, na poszukiwania którego panie udają się do Indii.

Uncharted: Zaginione Dziedzictwo oferuje - podobnie jak "podstawka" - raczej przewidywalną fabułę, niesamowicie efektowną reżyserię oraz przepiękne krajobrazy. Także pod względem rozgrywki nie różni się zbytnio od ostatnich przygód Nathana Drake'a. Można powiedzieć, że dodatek został przygotowany przede wszystkim z myślą o tych, którzy po ukończeniu "czwórki" mieli ochotę na więcej tego samego. I dokładnie to otrzymali. Uncharted: Zaginione Dziedzictwo to połączenie eksploracji, wspinaczki, rozwiązywania raczej łatwych łamigłówek, strzelanin oraz fragmenty, w których siadamy za sterami pojazdów. Zawiedzeni będą ci, którzy liczyli, że rozszerzenie wprowadzi do zabawy powiew świeżości. Tego tutaj brak, ale pamiętajmy, że mówimy o dodatku!

Spodobał nam się fragment rozgrywki, podczas którego poruszaliśmy się po większym obszarze, rozwiązując różnorodne zagadki. To była chyba największa dawka swobody, jaką zostaliśmy obdarzeni w historii serii Uncharted. Być może jest to kierunek, w którym Naughty Dog zamierza iść w swoich kolejnych produkcjach. Jeśli tak jest, to nie mamy nic przeciwko (byle tylko nie poszło śladem chociażby Tomb Raidera i nie zaoferowało nam wielogodzinnej zabawy w zbieractwo).

Oprawa Uncharted: Zaginionego Dziedzictwa wypada absolutnie fenomenalnie. Odnieśliśmy wrażenie, że Naughty Dog jeszcze nieco ją podrasowało w stosunku do "podstawki". Postacie wyglądają niemal jak żywe, krajobrazy zapierają dech w piersiach, a sceny pościgów czy strzelanin sprawiają, że rozdziawiamy usta. Oczywiście grafikę wzbogacono o znakomitą, klimatyczną ścieżkę dźwiękową, która co i rusz podkreśla atmosferę wielkiej przygody. Gra doczekała się także polskiej wersji językowej, która zasługuje wyłącznie na ocenę bardzo dobrą.

Uncharted: Zagonione Dziedzictwo można najprościej opisać jako: "więcej tego samego, z czym mieliśmy do czynienia w Uncharted 4, tylko w bardziej kobiecym wydaniu". Jeśli tego oczekiwałeś po nowej produkcji Naughty Dog (a chyba trudno było oczekiwać czegoś innego?), będziesz zachwycony.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Uncharted: Zaginione Dziedzictwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama