Tyranny - recenzja

Tyranny /materiały prasowe

Wygląda na to, że wraca moda na klasyczne, izometryczne RPG-i. Tyranny to kolejne potwierdzenie tego trendu.

W ubiegłym roku światło dzienne ujrzałą Pillars of Eternity, znakomita gra fabularna studia Obsidian Entertainment, nawiązująca do klasyków gatunku, takich jak Baldur's Gate czy IceWind Dale (powstaje już jej kontynuacja).. W drodze jest już kolejna - Torment: Tides of Numenera, czyli niepisana i nieoficjalna kontynuacja kultowego PlaneScape: Torment w wykonaniu zespołu inXile Entertainment. W międzyczasie zaś do sklepów trafiła Tyranny, kolejna produkcja od Obsidian Entertainment. Czy jest równie dobra, jak wspomniana Pillars of Eternity?

W Tyranny przenosimy się do nieznanego dotychczas, fantastycznego świata. Wcielamy się w jednego ze Stanowicieli, będących kimś w rodzaju sędziów w szeregach niejakiego Kyrosa. To istota, która podbija krainę za krainą, a teraz zamierza uczynić sobie poddaną także Teras, do której to trafiamy w Tyranny. Na samym wstępie tworzymy postać głównego bohatera, a także... (poniekąd) świat gry. To jeden z kilku eksperymentów przeprowadzonych przez Obsidian Entertainment. Otóż, bawiąc się krótką, tekstową minigrą, decydujemy, jak mają wyglądać poszczególne obszary Teras oraz jak będą do nas nastawione poszczególne frakcje. Ciekawy pomysł!

Reklama

W szeregach Kyrosa występują dwa nieprzepadające za sobą ugrupowania - Szkarłatny Chór oraz Wzgardzeni. Jednym z naszych zadań podczas gry jest dopilnowanie, aby niesnaski pomiędzy nimi nie przeszkodziły w osiągnięciu celu, jakim jest podbój Teras. Podczas pierwszego aktu Tyranny poznajemy bliżej sytuację polityczną oraz najważniejsze postacie, w tym naszych towarzyszy. Wnet przekonujemy się, do jak mrocznego świata trafiliśmy. Wątki fabularne zaczynają się zawiązywać, wykonujemy ciekawe zadania, prowadzimy interesujące, często rozbudowane dialogi... aby w pewnym momencie wykonać pierwsze zadanie w stylu "wybij wszystkie szczury w piwnicy". No, może trochę przesadzamy, ale tego rodzaju questy naruszają nieco przyjętą konwencję (wcielamy się tutaj w końcu w sługę potężnego, mrocznego władcy!).

Scenarzyści Obsidian Entertainment napisali na potrzeby Tyranny 600 tysięcy słów. To bardzo dużo i nie da się ukryć, że po ukończeniu zabawy czujemy się, jakbyśmy przeczytali opasłą książkę (bo tak - z pewnego punktu widzenia patrząc - rzeczywiście jest!), ale odnosimy wrażenie, że twórcy mogliby tak dużą ilość tekstu wykorzystać lepiej. Przede wszystkim mogliby nam dać jeszcze więcej swobody i opcji dialogowych do wyboru, a także wzbogacając towarzyszące nam postacie. Z drugiej strony, gra pozwala nam bardzo fajnie balansować pomiędzy dobrem i złem i oczekuje od nas czytania dialogów. Jeśli rozmowy z NPC-ami będziemy przeklikiwać "na chybił trafił", możemy podjąć wiele naprawdę kiepskich decyzji.

Widać, że Obsidian Entertainment chciało pokazać, że Tyranny to nie kopia Pillars of Eternity, dlatego przeprowadziło w nim kilka eksperymentów. O pierwszym z nich (etap podboju, podczas którego decydujemy o wyglądzie świata) już wspomnieliśmy. Kolejny dotyczy rozwoju postaci. Ten nie odbywa się już tak jak w grach opartych na mechanice Dungeons & Dragons. Zmiana polega na tym, że postacie poprawiają swoje umiejętności, po prostu z nich korzystając. Z kolei zdobywane przy okazji doświadczenie wykorzystujemy tylko do podnoszenia jednego z sześciu atrybutów oraz odblokowywania talentów.

Obsidian Entertainment odmieniło także system magii. Opiera się on na łączeniu ze sobą run. W ten sposób tworzymy interesujące, różnorodne efekty. Magią mogą bawić się wszyscy, nie tylko magowie czy kapłani. W Tyranny także wojownicy mogą czarować, co dodaje starciom nieco kolorytu. To ciekawa koncepcja, którą z chęcią zobaczylibyśmy także w innych RPG-ach.

Tyranny wciągnęło nas na dobre. Nie aż tak mocno, jak Pillars of Eternity (które uważamy do dziś za RPG-a niemal doskonałego), ale to kolejna naprawdę udana produkcja Obsidian Entertainment. Żałujemy tylko, że gra nie jest tak rozbudowana, jak mogła (i miała) być. Przygodę ewidentnie przycięto i ostatecznie mamy tu do czynienia z historią na około 20 godzin. To nie za wiele. Pomimo tego niektóre lokacje świecą pustkami, a liczba interesujących NPC-ów zaskakuje raczej in minus. Chcielibyśmy też mieć więcej swobody podczas dialogów. Czyżby Tyranny nie miało prawa okazać się lepsze od Pillars of Eternity i specjalnie zostało przycięte w tych aspektach, które zawsze w grach Obsidian Entertainment zachwycają? No cóż, niezależnie od jej wad, Tyranny jest zdecydowanie warta pieniędzy każdego miłośnika RPG-ów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tyranny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy