Total War: Rome Remastered - recenzja

​Już od jakiegoś czasu myślałem o powrocie do Total War: Rome, ale nie potrafiłem się przemóc. Archaizmy skutecznie mnie odstraszały.

Na szczęście (dla mnie i na pewno dla wielu miłośników tej serii) SEGA wpadła na pomysł, by odświeżyć grę. To w końcu jedna z najlepszych części całego cyklu, która w 2004 roku dała sygnał światu, że Creative Assembly to prawdziwi mistrzowie, jeśli idzie o tworzenie historycznych strategii (tuż obok Paradox Interactive). To zarazem pierwsza odsłona serii, która została zremasterowana. I jak ów remaster wypada? Czy Creative Assembly są także mistrzami odświeżania starych (w tym przypadku siedemnastoletniej) gier?

Total War: Rome Remastered pod względem mechaniki to wciąż pod wieloma względami wzór do naśladowania. To także ogromna gra, która wystarczy na dziesiątki, jeśli nie setki godzin. Odświeżona wersja zawiera wszystkie frakcje - zarówno te znane z podstawki, jak i z wszystkich dodatków - co przekłada się w sumie na 38 długich, zróżnicowanych kampanii. Creative Assembly dodało też zawartość z rozszerzenia zatytułowanego Alexander.

Reklama

W samej rozgrywce zmiany są, ale bardzo kosmetyczne. Większość z was nawet na lwią ich część nie zwróci nawet uwagi (chyba, że przejrzy wnikliwie listę wszystkich nowinek). Jednak wprowadzono też modyfikacje, które warto odnotować. Nowicjusze na pewno docenią poprawiony samouczek oraz doradcę, który od samego początku udziela nam wskazówek w różnych kwestiach. Odczuwalne korekty miały miejsce również w interfejsie - kamerą kieruje się wygodniej, sprawniej przebiega zarządzanie armią, dyplomacja otrzymała nowy ekran. Na pewno jest lepiej (nowocześniej) niż w oryginale, ale nie aż tak dobrze, jak w ostatnich odsłonach Total War. Nie da się ukryć, że Creative Assembly mogło zrobić znacznie więcej.

Podobne wrażenie odniosłem, przyglądając się warstwie graficznej. Oczywiście nie spodziewałem się, że Total War: Rome Remastered będzie wyglądał tak dobrze, jak najnowsze gry z cyklu, ale jednak liczyłem na trochę więcej. Skoro mechanika rozgrywki wymagała jedynie niewielkich korekt, by wciąż zachwycać, autorzy mogli poświęcić więcej czasu warstwie technicznej. Co prawda, pewne jej elementy uległy poprawie - jak na przykład modele jednostek - ale tak generalnie oprawa graficzna wypada biednie. Zdaję sobie sprawę, że to nie remake, tylko remaster, jednak wydaje mi się, że niewiele trzeba by było zrobić, aby na przykład mapa strategiczna prezentowała się korzystniej. Wystarczyło chociażby dodać trochę dodatkowych elementów czy wprowadzić ładniejsze tekstury/tła, aby plansza nie była tak opustoszała.

Wygląda też na to, że Creative Assembly nie poświęciło zbyt wiele uwagi sztucznej inteligencji. O ile w ogóle poświęciło jakąś, bo ta zwyczajnie kuleje. Jest całkiem prawdopodobne, że rządzą nią te same algorytmy, co siedemnaście lat temu. A przecież Total War nawet dziś ma z nią niemałe problemy, pomimo że tak wiele wody w Tybrze zdążyło upłynąć. No niestety, musicie przygotować się na te same, czasem wręcz idiotyczne zachowania przeciwników, co w oryginale.

Total War: Rome Remastered potrafi też czasem przyciąć, raz podczas moich testów zdarzyło mu się wyjść do ekranu, a ponadto wydaje mi się, że czasy ładowania są zbyt długie, jak na dzisiejsze standardy. SEGA nie zdecydowała się też przygotować polskiej wersji językowej. Szkoda, bo jej brak będzie w dalszym ciągu barierą nie do przeskoczenia dla wielu potencjalnie zainteresowanych graczy.

Total War: Rome Remastered na pewno prezentuje lepszą formę niż oryginał sprzed siedemnastu lat, ale trudno, aby było inaczej. Muszę jednak przyznać, że oczekiwałem po Creative Assembly czegoś więcej. Sama gra wciąż potrafi wciągnąć na wiele wieczorów, ale jeśli oceniać sam remaster, to wypada on dosyć blado.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy