The Sims 4: Wyspiarskie Życie - recenzja

The Sims 4: Wyspiarskie Życie /materiały prasowe

​Niesamowite, jak dużą żywotnością cieszą się kolejne odsłony serii The Sims. Oczywiście byłoby to niemożliwe, gdyby nie szereg dodatków. Kolejny z nich - Wyspiarskie Życie - trafił niedawno do sprzedaży.

Biorąc pod uwagę wszystkie większe dodatki do The Sims 4 (a pomijając te pomniejsze, jak Wielkie Pranie czy Wieczór na kręgielni), Wyspiarskie Życie to już czternasty z nich. W poprzednich mogliśmy przygarnąć psa i kota, zostać gwiazdą, wybrać się do dżungli, spędzić dzień w spa, a nawet zostać wampirem. Tym razem otrzymaliśmy możliwość ucieczki od miejskiego zgiełku na tropikalną wyspę. To doskonała opcja dla wszystkich tych, których tegoroczne wakacje (te prawdziwe) nie rozpieszczają.

W The Sims 4: Wyspiarskim Życiu przenosimy się na fikcyjny archipelag wysp o nazwie Sulani. W jego obrębie mieszczą się trzy obszary: tropikalny raj, rybacka wioska oraz okolica aktywnego wulkanu. Na większą część tych terenów składają się dżungle, plaże oraz ogrom wody (chyba nie spodziewaliście się niczego innego?). W tej ostatniej spędzamy sporo czasu - nie tylko pływając, ale także nurkując i podziwiając rafy koralowe. Jest to okolica tyleż piękna i bogata w atrakcje, co niebezpieczna. Nasze simy mogą zginąć w wybuchu wspomnianego wulkanu, a spędzając czas w oceanie, zostać pożarte przez rekina. Uważajcie na siebie!

Reklama

Czas na rajskiej wyspie najchętniej spędzałoby się, nieustannie leniuchując, ale w takim trybie niedługo skończyłyby nam się pieniądze. Dlatego nawet tutaj musimy prędzej czy później pomyśleć o podjęciu pracy. Na szczęście nie musimy poświęcać jej tyle czasu, co przeważnie, bo w The Sims 4: Wyspiarskim Życiu wprowadzono pracę na pół etatu oraz dorywcze zajęcia. I tak możemy zostać na przykład instruktorami nurkowania, ratownikami czy rybakami, ale żeby przeżyć, warto zainteresować się także zleceniami, które mają dla nas mieszkańcy Sulani. To połączenie przygody (archipelag ma dla nas naprawdę sporo aktywności do odkrycia), pracy na pół gwizdka i dorywczych zajęć sprawia, że trudno tutaj o nudę.

A to jeszcze nie koniec zmian i nowości, które czekają na nas w The Sims 4: Wyspiarskim Życiu. Autorzy zmienili nieco mechanikę, zamieniając potrzebę zachowania higieny na potrzebę nawodnienia. A więc zamiast myć się odpowiednio często, musimy uważać na to, by nasze simy nie spędzały zbyt dużo czasu na plaży, w suszy. Jeszcze ciekawszą nowinką są wprowadzone w dodatku... syreny. Możemy je nie tylko spotkać, ale także uczynić nią jednego z naszych simów. Pod tą postacią zyskujemy kilka dodatkowych umiejętności, takich jak przywoływanie delfinów czy wpływanie na pogodę. Jeśli jednak znudzi wam się bycie syreną, istnieje możliwość powrotu do swojej normalnej, całkiem ludzkiej formy.

Ponad sto nowych rzeczy pojawiło się w trybie budowania. W dodatku możemy na przykład osadzić nasz domek na palach albo zbudować przed nim spektakularne molo. Oczywiście nie mogło zabraknąć także nowych elementów do personalizacji naszych simów. W The Sims 4: Wyspiarskim Życiu dodano w sumie przeszło setkę fryzur, ubrań i dodatków, dzięki którym możemy osiągnąć naprawdę fajne, wakacyjne efekty.

The Sims 4: Wyspiarskie Życie to naprawdę udany dodatek, który powinien zainteresować wszystkich fanów serii (szczególnie tych, którzy pragną zaznać przed komputerem prawdziwie wakacyjnej atmosfery). Jedyny problem, jaki z nim mam, dotyczy ceny. Otóż rozszerzenie kosztuje praktycznie tyle, co pełna gra - ponad sto złotych. Według mnie jego cena powinna się zamykać w kwocie maksymalnie 80 złotych. I na waszym miejscu poczekałbym, aż spadnie do tego poziomu.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy