The Raven: Remastered - recenzja

The Raven: Remastered /materiały prasowe

Niejednokrotnie przekonaliśmy się, jak słuszna jest idea remasterowania starszych gier. Czy przypadek The Raven: Remastered potwierdza tę naszą opinię?

The Raven: Legacy of a Master Thief (znana w naszym kraju pod tytułem The Raven: Dziedzictwo Mistrza Złodziei) to przygodówka wydana stosunkowo niedawno, bo w 2013 roku. Jednak od tego czasu gra zdążyła się już nieco zestarzeć. Jej odświeżeniem zajęło się to samo studio, które ją stworzyło - KING Art Games. Czy było to dobre posunięcie, przekonacie się już za chwilę.

The Raven: Remastered ponownie przenosimy się do 1964 roku, kiedy to z Muzeum Brytyjskiego zostaje skradziony cenny, starożytny rubin. Znalezione na miejscu czarne, krucze pióro wskazuje na to, że za kradzieżą stoi włamywacz znany jako Kruk. Zagadkę tego przestępstwa ma rozwiązać konstabl Anton Jakob Zellner, który jednakowoż nie posiada zbyt wielkiego doświadczenia w tego typu sprawach. W sumie podczas zabawy śledzimy losy trójki głównych bohaterów, a opowiedziana historia potrafi wciągnąć.

Reklama

The Raven: Remastered pod względem gameplayowym ani trochę się nie zestarzało. To klasyczna przygodówka point & click przygodówka, która nawet za kilka kolejnych lat powinna dawać sporo przyjemności z rozgrywki (jak wiadomo, klasyka jest zawsze w modzie). Po pięciu latach od premiery nie było konieczności modyfikowania ani interfejsu, ani zagadek, które naprawdę trzymają poziom - są dobrze pomyślane, logiczne i nie mają przesadzonego poziomu trudności. W grze nie brakuje oczywiście także eksploracji, zbierania przedmiotów czy dialogów, a więc elementów typowych dla gatunku. W dalszym ciągu cieszą także rozmaite odniesienia do literatury oraz tajemnice do odkrycia.

To, co się zmieniło przy okazji remastera, to sposób podania. Oryginał był podzielony na wydawane osobno epizody, a tym razem otrzymujemy od razu całą przygodę w całości. W poszczególnych odcinkach poznajemy z bliska losy wspomnianego Antona Jakoba Zellnera, a także pomocnika Kruka - Adila, oraz dziewczyny imieniem Patricia.

Główna (o ile nie jedyna) poważna zmiana, do której doszło w The Raven: Remastered, dotyczy warstwy graficznej, na którą gracze trochę narzekali po premierze oryginału. W odświeżonej wersji prezentuje się ona rzeczywiście o niebo lepiej. Jest to zasługą m.in. przerobionych animacji (teraz są wyraźnie płynniejsze) czy oświetlenia w rozdzielczości HD. Gołym okiem widać, że grafika uległa poprawie. Nie zmieniono natomiast niczego - i słusznie - w udźwiękowieniu, które w dalszym ciągu znakomicie odgrywa swoją rolę w budowaniu atmosfery.

Niemiłym zaskoczeniem było dla nas natomiast to, że The Raven: Remastered, wydany w polskiej wersji językowej, posiada wyraźnie gorsze tłumaczenia niż pierwowzór. Szkoda, że nie przeniesiono ich jeden do jednego z oryginału, bo teraz musimy mierzyć się z pokaźną liczbą błędów czy literówek. Nieładnie, oj, nieładnie.

Mamy wrażenie, że The Raven: Remastered została przygotowana z myślą o tych graczach, którzy mieli ochotę zagrać w oryginał, ale nie zrobili tego ze względu na przeciętną oprawę graficzną. Ta nie będzie ich już teraz odstraszać (wręcz przeciwnie) i będą mogli zapoznać się z naprawdę ciekawą historią i zmierzyć się z serią dobrze pomyślanych zagadek. To kawał naprawdę udanego point & clicka!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy