The Elder Scrolls V: Skyrim - Anniversary Edition - legenda nie umiera nigdy, tylko się starzeje

​Bethesda to prawdziwi mistrzowie. Nie tylko w tworzeniu RPG-ów, ale również w ich... recyklingowaniu.

11 listopada minęło dziesięć lat od premiery The Elder Scrolls V: Skyrim. Wydawać by się mogło, że Bethesda zrobiła już z tą grą wszystko. Przecież doczekaliśmy się już jej portu na Switcha, a nawet na... asystenta głosowego Amazon Alexa. A jednak Todd Howard i spółka wpadli na pomysł, by uświetnić dziesiątą rocznicę poprzez wydanie The Elder Scrolls V: Skyrim - Anniversary Edition. Czy warto zwrócić na to - trzynaste już! - wznowienie kultowego RPG-a?

Warto napisać na samym wstępie wprost i bez ogródek, że The Elder Scrolls V: Skyrim - Anniversary Edition nie oferuje absolutnie żadnych zmian w rozgrywce ani jakiejkolwiek nowej zawartości. Co prawda Bethesda zawarła w pakiecie poza podstawką także trzy dodatki (Dragonborn, Dawnguard oraz Heartfire), co w połączeniu daje nie dziesiątki, a setki godzin zabawy, jednak z tym wszystkim miłośnicy Skyrima mogli zapoznać się już dawno.

Reklama

The Elder Scrolls V: Skyrim - Anniversary Edition to wznowienie, które ma na celu przybliżyć dziesięcioletnią grę posiadaczom konsol nowej generacji - Xbox Series X oraz PlayStation 5 - którzy nie mieli jeszcze okazji się z nią zapoznać. Autorzy skupili się więc na unowocześnieniu oprawy graficznej, ale ulepszeń nie dokonali własnoręcznie, a za sprawą... społeczności graczy. O co chodzi?

The Elder Scrolls V: Skyrim - Anniversary Edition najwięcej wnosi dodatkową opcją zainstalowania modów stworzonych przez społeczność. Deweloperzy pracujący w Bethesdzie przyczynili się do tego, by gra wyglądała lepiej na next-genach, w stopniu niemal zerowym. Za lepszej jakości tekstury tekstury czy ładniejsze efekty świetlne odpowiadają moderzy. Na next-genach możemy zainstalować ponad V00 modyfikacji pochodzących z Klubu Twórczości. Poza ulepszeniami w szacie wizualnej znajdziemy wśród nich także nowe questy, uzbrojenie, zaklęcia, a nawet kolory włosów.

Jeżeli nie mieliście do tej pory okazji pograć w Skyrima albo bawiliście się w niego na konsolach poprzedniej generacji, bez dostępu do modów, The Elder Scrolls V: Skyrim - Anniversary Edition może być dla was interesującą propozycją, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Skyrim "na sterydach" wygląda całkiem nieźle. Postacie, twarze czy włosy trącą myszką, ale lokacje, otoczenie i efekty specjalne ogląda się z przyjemnością. Pod względem gameplayowym tu i ówdzie można zwrócić uwagę na archaizmy, ale generalnie wciąż jest to jeden z najlepszych RPG-ów w historii.

Wątpliwości i zastrzeżenia mam tylko do systemu moralnego Bethesdy. Gdyby The Elder Scrolls V: Skyrim - Anniversary Edition ukazało się w takiej samej formie, ale w atrakcyjnej cenie, powiedziałbym, że to uczciwa oferta. Jeżeli jednak widzę trzynaste wznowienie gry, wzbogacone jedynie o liczące kilka lat dodatki oraz modyfikacje stworzone przez fanów, w cenie około 200 złotych, przecieram oczy ze zdumienia.

Todd Howard po raz kolejny pokazał, jak można podać po raz n-ty tego samego, odgrzewanego kebaba (w tym miejscu możecie wpisać dowolne inne danie, które lubicie), tylko z nowym sosem (albo innym dodatkiem, który lubicie), w cenie dania obiadowego w całkiem przyzwoitej restauracji w centrum  dużego miasta. The Elder Scrolls V: Skyrim - Anniversary Edition to gra warta uwagi, jeśli jeszcze nie mieliście okazji w nią pograć, lubicie RPG-i i wolicie bawić się przy konsoli niż na PC. Ale jeszcze nie teraz. Z zakupem wstrzymajcie się do pierwszej poważnej przeceny. Według mnie za stówę warto.

Jeszcze słowo wyjaśnienia co do oceny końcowej. Skyrima w dalszym ciągu oceniam na 9/10. Podejście Bethesdy do najnowszego wydania jest dla mnie poniżej krytyki. Jednak z szacunku do pracy wykonanej przez autorów modyfikacji do tej gry, nie mogę wystawić noty niższej niż...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy