Survive the Blackout - recenzja

​Gry postapokaliptyczne wciąż cieszą się sporą popularnością. Jednak nie sądzę, by Survive the Blackout zdobyło duże grono odbiorców. Co tutaj poszło nie tak?

Co pojawia się w waszych głowach, gdy czytacie "gra postapokaliptyczna"? Podejrzewam, że przede wszystkim hordy zombie, ewentualnie jakiś wirus wyniszczający prawie całą populację lub wojna nuklearna z udziałem największych światowych mocarstw. Jednak to nie wszystkie scenariusze, które mogą doprowadzić do tego, że każdy nasz dzień stanie się mozolną walką o przetrwanie. W Survive the Blackout poznajemy historię, której punktem wyjścia jest tytułowy, potężny blackout, który odcina ludzkość od dostępu do prądu, a tym samym od niemal wszystkich zdobyczy techniki.

Reklama

Okazuje się, że w tych okolicznościach świat - zgodnie z oczekiwaniami - wywraca się do góry nogami. Wszyscy ludzie, zamiast chodzić do pracy czy oddawać się rozmaitym rozrywkom, starają się przetrwać. Nie ma w tym tak dużej dramaturgii, jak w apokalipsie wywołanej masowymi atakami zombie, ale sytuacja może być tak samo groźna. Nie potrzeba krwiożerczych bestii, by mieszkańcy naszego globu żyli w stanie permanentnego zagrożenia. Wystarczy, że... mają siebie. Gdy nie ma prądu, budzą się w nas demony.

W Survive the Blackout kierujemy grupą, która przetrwała w tych niebezpiecznych warunkach. Gromadzi się ona wokół postaci tajemniczego doktora, który twierdzi, że zna wyjście z obecnej - wydawałoby się, beznadziejnej - sytuacji (a jest nim światło majaczące gdzieś w oddali). Niestety, któregoś dnia jegomość odchodzi na tamten świat. Jednak nasza ekipa nie poddaje się i postanawia przeszukać rzeczy doktora. Okazuje się, że nie wszystko stracone. Wkrótce po włączeniu gry wyruszamy w podróż do pierwszego z naszych celów - do obozu należącego do jednego ze znajomych naszego dawnego mentora.

Jak pewnie się domyślacie, samo podróżowanie w Survive the Blackout jest nie lada wyzwaniem. To typowa gra survivalowa, w której ciągle czegoś brakuje. Nieustannie musimy dbać o poziom czterech wskaźników: zdrowia, głodu, zmęczenia oraz stanu psychicznego. Jeśli którykolwiek z nich spadnie do zera, dana postać (spośród trzech stanowiących naszą drużynę) umiera. A to nie jedyna przeszkoda na naszej drodze do światła. Często musimy także stawiać czoła bezwzględnym opryszkom.

I to wciąż nie wszystko. Survive the Blackout zmusza nas co i rusz do dokonywania trudnych wyborów. Są one niejednoznaczne i często mają drastyczny wpływ na ciąg dalszy. Niestety, potrafią niekiedy doprowadzić do śmierci jednego z naszych bohaterów, pomimo że wszystko do tej pory robiliśmy dobrze. Gra zachęca wprawdzie do jej ponownego przechodzenia, za każdym razem losując wydarzenia, ale gdy już nauczymy się, jaka decyzja jaki przynosi efekt, zabawa przestaje mieć sens. To trochę błędne koło.

W Survive the Blackout przyjemnie gra się za pierwszym czy drugim razem. Wtedy formuła, oparta na mechanice typowej dla gatunku visual novel, okazuje się całkiem wciągająca. Jednak z czasem zaczynamy dostrzegać mankamenty. Uważam, że brutalne niesprawiedliwości oraz powtarzalność stanowią zbyt duże przeszkody przed czerpaniem przyjemności z zabawy na dłuższą metę. Dla niektórych graczy sporym utrudnieniem będzie także brak tłumaczenia na język polski. A niezrozumienie tekstu może być w tym przypadku opłakane w skutkach.

Survive the Blackout to ciekawy pomysł i przeciętna realizacja. Wierzę, że ta gra mogła zainteresować naprawdę sporą grupę graczy lubujących się w postapokaliptycznych klimatach, survivalu i nieliniowych historiach. Jednak kluczowe aspekty zostały w niej rozwiązane po prostu tak sobie, przez co ostatecznie trudno mi tę produkcję polecić.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy