Star Wars: Squadrons - recenzja

​Star Wars: Squadrons to gra, która przyciąga klimatem i rozgrywką, ale odrzuca skromną zawartością. Jednak fani powinni być zachwyceni.

Electronic Arts zaskoczyło graczy, ogłaszając w czerwcu, że pracuje (a dokładnie studio EA Motive) nad nową produkcją z akcją osadzoną w uniwersum George'a Lucasa. Star Wars: Squadrons swoją premierę miało raptem cztery miesiące po oficjalnej zapowiedzi, co oczywiście zrodziło obawy, czy przypadkiem nie powstało na kolanie. Jednak szybki proces tworzenia był możliwy dzięki wykorzystaniu w dużym stopniu mechaniki znanej ze Star Wars: Battlefront 2. Już tam "Elektronicy" zawarli satysfakcjonujący model latania gwiezdnymi myśliwcami. W Star Wars: Squadrons został on jedynie rozwinięty i wzbogacony o kampanię single player.

Reklama

I właśnie od kampanii single player zaczniemy. Autorzy przygotowali szesnaście misji, w których stajemy na przemian to po stronie Nowej Republiki, to po stronie Imperium (a przynajmniej tego, co z niego zostało po bitwie o Endor i śmierci Vadera oraz Palpatine'a). Możliwość wzięcia udziału w gwiezdnym konflikcie z perspektywy obu jego stron to nie lada gratka dla miłośników uniwersum. Jedynie fabuła mogłaby być ciekawsza. To sztampowa historia o budowaniu/niszczeniu wojskowego obiektu, którą widzieliśmy już niejednokrotnie. Choć smaczków w niej nie zabrakło.

Gameplay - jako się rzekło - stanowi w gruncie rzeczy rozwinięcie mechaniki latania znanej ze Star Wars: Battlefront 2. Z tą różnicą, że zostajemy zmuszeni, by brać udział w wydarzeniach, siedząc w kokpicie (nie ma możliwości zmiany widoku na trzecioosobowy), a model został przesunięty bardziej w kierunku symulacji. Spodoba się to przede wszystkim tym, którzy z łezką w oku wspominają klasycznego X-Winga i TIE Fightera.

Podczas strzelanin musimy pilnować osłon (jeśli nasz statek je posiada), dbać o zapas rakiet, dostosowywać prędkość do sytuacji czy przenosić moc między systemami w zależności od potrzeb. Chcesz lecieć szybciej? W porządku, ale twoje działka laserowe szybciej się przegrzeją. Potrzebujesz mocniejszych osłon? Okej, ale pogódź się z tym, że będziesz leciał wolniej. Wymaga to pewnej wprawy, którą tylko częściowo nabywamy podczas samouczka. Ja potrzebowałem dobrych kilku misji, aby nauczyć się zadowalająco operować statkiem.

A trzeba dodać, że każdą z dostępnych maszyn lata się trochę inaczej i każda daje inne możliwości. Po stronie Nowej Republiki możemy polatać X-Wingiem, Y-Wingiem, B-Wingiem i U-Wingiem, a jako imperialny pilot zasiadamy za sterami TIE Fightera, TIE Bombera, TIE Interceptora oraz TIE Reapera. Każdy z nich reprezentuje odmienną klasę. Pierwsze z wymienionych są myśliwcami, drugie - bombowcami, trzecie - myśliwcami przechwytującymi, a czwarte - jednostkami wsparcia. Każde dysponują odmiennym wyposażeniem, które dodatkowo możemy modyfikować i dostosowywać do naszego stylu rozgrywki. Można zmieniać elementy pancerza, działka laserowe, typy rakiet, wabiki...

Różnice pomiędzy poszczególnymi konfiguracjami są odczuwalne już w kampanii, ale dopiero w multiplayerze zaczynamy wykorzystywać je w pełni (gdzie - dodajmy - trzeba je uprzednio odblokować, zdobywając odpowiednią liczbę punktów). Rozgrywka sieciowa bywa przeważnie bardzo wymagająca, emocjonująca i zarazem satysfakcjonująca (gdy uda nam się kogoś zestrzelić lub wygrać starcie).

Szkoda tylko, że twórcy przygotowali jedynie dwa tryby. Potyczka to tak naprawdę deathmatch pięciu na pięciu, a Bitwa Flot skupia się na wyeliminowaniu wrogiego okrętu. Z pewnością ten drugi dostarcza więcej wrażeń, oferując starcia na znacznie większą skalę (biorą w nich udział także jednostki kierowane przez sztuczną inteligencję).

Warto dodać, że Star Wars: Squadrons jest w całości grywalne także w wirtualnej rzeczywistości. W goglach VR da się przejść całą kampanię, jak również uczestniczyć w potyczkach sieciowych. Możemy wówczas swobodnie rozglądać się po kokpicie, co jest nie tylko fajne, ale daje także pewną przewagę. Świetną zabawą dla fanów będzie także rozglądanie się po wnętrzach okrętów dowodzenia - zarówno republikańskich (dawniej rebelianckich), jak i imperialnych.

Star Wars: Squadrons to gra stworzona na szybko, ale bez wątpienia udana. Jej największym grzechem jest zbyt skromna zawartość w multiplayerze (dwa tryby rozgrywki szybko się nudzą), ale trzeba przyznać, że cena została do niej uczciwie dostosowana. Od dnia premiery aż do teraz (za wcześnie na promocje) wynosi niecałe 150 złotych. To więcej niż przyzwoita oferta.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy