Soulcalibur VI - recenzja

Soulcalibur VI /materiały prasowe

​Soulcalibur VI zwrócił na siebie uwagę nie tylko ze względu na to, że to kontynuacja popularnej serii bijatyk, ale także dlatego, że gościnnie wystąpił w nim... Geralt z Rivii.

O tym, jak ważna jest to decyzja z punktu widzenia twórców i wydawcy, niech świadczy chociażby to, że białowłosy wiedźmin znalazł się na okładce i materiałach promujących grę. Jest ona ważna także z punktu widzenia samych graczy, jak również miłośników serii RPG-ów od CD Projekt RED i prozy Andrzeja Sapkowskiego. Przyznajmy szczerze, że gdyby nie ona, wiele osób nie zwróciłoby uwagi na Soulcalibur VI.

Pojawienie się Geralta w Soulcalibur VI to nie tylko zwykły bonus ani marketingowa sztuczka, mająca na celu poszerzenie grona potencjalnych odbiorców. Popularny zabójca potworów otrzymał tutaj swoją własną opowieść, która uzasadnia to, jakim cudem znalazł się on w uniwersum gry, a także wystąpił w jednym z dostępnych trybów zabawy. I musimy przyznać, że znakomicie wkomponował się w plejadę tutejszych wojowników.

Reklama

No, ale zostawmy już (chociaż na chwilę) Geralta i skupmy się na tym, jaką grą jest Soulcalibur VI. To bijatyka pełną gębą, wyraźnie poprawiona względem poprzedniej odsłony i w dalszym ciągu dosyś specyficzna. Jeśli nie wiecie, o co chodzi, a jesteście przyzwyczajeni do starć w stylu Mortal Kombat czy Tekkena, prawdopodobnie będziecie zaskoczeni. W Soulcalibur walka z użyciem pięści i nóg oraz wyprowadzanie superdługich combosów ma drugorzędne znaczenie. Gra koncentruje się na wykorzystaniu broni, na umiejętnym ustawianiu się na areniu i dobieraniu odpowiednich ataków (niekoniecznie łączonych w efektowne kombinacje).

Nie potrzebowaliśmy dużo czasu, aby przekonać się do mechaniki walk. Jest z jednej strony prosta (poza przyciskami kierunkowymi mamy trzy podstawowe rodzaje ciosów oraz blok), a z drugiej daje całkiem sporo możliwości. Cechuje ją także duża dynamika i przyjemność czerpana z wyprowadzanych ataków - a to przecież najważniejsze w bijatykach. Każdy z wojowników (w sumie tylko 21 do wyboru) oczywiście dysponuje osobnym wachlarzem ciosów, każdy ma inne predyspozycje (niektórzy są szybsi, inni silniejsi etc.) i każdym gra się w związku z tym co najmniej trochę inaczej.

Z myślą o samotnym graczu twórcy przygotowali kilka trybów rozgrywki, w tym aż dwa fabularne. Pierwszy z nich - Libra of Souls - pozwala nam stworzyć swoją własną postać (możliwości jest co nie miara) i zwiedzić sporej wielkości mapę. Wędrując po niej, trafiamy na różne postacie, zdobywamy wyposażenie, a nawet podejmujemy decyzję. Można powiedzieć (zachowując przy tym proporcję), że to taka nakładka RPG. I bylibyśmy nią zachwyceni, gdyby autorzy przyłożyli się bardziej do dialogów (i nagrali je z udziałem aktorów) oraz fabuły (opowiedziana historia nie zdołała nas wciągnąć). W drugim fabularnym trybie - Chronicle of Souls - poznajemy opowieść o mrocznej mocy oraz historie poszczególnych postaci (w tym także Geralta). Całkiem interesująca sprawa dla miłośników serii.

Poza tym możemy się zdecydować na tradycyjny Arcade - to seria walk, w których także pojawia się fabuła (choć w szczątkowej postaci). Ogrom emocji czeka na nas tradycyjnie podczas rozgrywki ze znajomymi przy jednym komputerze/konsoli. Jest także możliwość zabawy z innymi graczami przez sieć, choć i tak uważamy, że najwięcej przyjemności można czerpać podczas potyczek toczonych "na jednej kanapie".

Soulcalibur VI wygląda nieco przestarzale. Widać, że autorzy korzystali z leciwego już silnika graficznego. Postarali się o to, by poszczególne lokacje oraz postacie wyglądały dobrze i poruszały się płynnie, ale z pewnością trudno tutaj mówić o jakiejś rewelacji. Natomiast nie można powiedzieć ani jednego złego słowa o udźwiękowieniu - zarówno o muzyce, jak i o wszelkiego rodzaju odgłosach. I mamy tutaj na myśli nie tylko te towarzyszące naszemu drogiemu Geraltowi.

Mamy mieszane uczucia. Soulcalibur VI to kawał dobrej bijatyki. Autorzy oparli się na sprawdzonej mechanice, nieco ją ulepszając i wzbogacając - efekt jest wzorowy. Jednak w dzisiejszych czasach, kupując tego rodzaju grę, liczy się na coś więcej. Na oryginalne i dopracowane tryby rozgrywki (te tutaj są niezłe, ale żal nam niewykorzystanego potencjału Libra of Souls), szeroki wachlarz postaci (a tych mamy tutaj zaledwie 21, z czego jedna pochodzi z DLC), niepozwalający się oderwać moduł online (a ten tutaj jest zaledwie przeciętny) czy rzucającą na kolana grafikę (a ta tutaj prezentuje się, jakby miała już kilka lat). A pod tymi względami Soulcalibur VI nie zachwyca.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Soulcalibur VI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama